niedziela, 23 marca 2014

Harry cz.I

Kilka lat w szkole wojskowej nauczyła mnie czegoś. Nie ufaj nigdy płci przeciwnej. Dopiero jak ją poznasz możesz się przywiązać. Pewnie zastanawiacie się skąd się tam wzięłam? Sama się nad tym zastanawiam, ale to chyba przez ojca, który wychowuje mnie już od piątego roku życia. Mama zginęła w wypadku samochodowym, z którego ja wyszłam cało, a ona nie. Tata jest komandorem marynarki wojskowej. To taki stopień wojskowy.
Nie ma go często w domu. Praktycznie prawie go nie widuje. Moimi wspomnieniami z dzieciństwa nie są osoby, lecz miejsca. Wychowywała mnie niania, Marta. Była dla mnie niczym matka, lecz niecały rok temu zachorowała. Nie wiem dokładnie na co, bo ojciec praktycznie nic mi nie mówi. 
Więc tak oto dostałam się do tej szkoły pełnej niebezpieczeństw. Równie dobrze się z niej wydostałam. To nie dla mnie, ale jak już wcześniej wspomniałam coś mi to dało. Jestem bardziej odważna, nie krępuję się swojego ciała, jeśli o to idzie, mam dużo znajomości, właściwie nikt nic nie może mi zrobić. Znam wszelkie kody i hasła. Nie przesadzajmy może nie wszystkie, ale do e-mailów prezydenta się dostanę.
Właśnie byłam w drodze do mojego domu. Wracałam od koleżanki. Zrobiła imprezę, to całkiem nie moje klimaty. Wolę samotność. Tak to jest to. Jestem wtedy wolna niczym ptak. Nikt nie może mnie zamknąć w klatce, złapać na smycz. Jak ten "Słowik" H. Ch. Andersena.
Choć śpiewał tak słodko, wszyscy chcieli go zamknąć jak księżniczkę w wieży. 
Szłam tak ciemnymi ulicami gdzie nie gdzie oświetloną lampami. Nagle spostrzegłam jakąś postać idącą krok w krok za mną. Była wiele wiele większa ode mnie. Nie odwróciłam się już i szłam w tym samym tempie co poprzednio. Postać zbliżała  się. W pewnym momencie szła ze mną krok w krok i odezwała się:
- Witam. Nazywam się Harry Styles. Jestem fotografem pracującym dla Roy'a Raymond'a, inaczej dla Victoria's Secret.
- Witam - odpowiedziałam bardziej z pogardą niżeli z dobrym wychowaniem.
- Chciałbym zaproponować Ci pracę jako modelka.
- Wiesz ostatnio nie mam czasu na zabawę w przebierańców. Może kiedy indziej.
- Naprawdę przemyśl to. Proszę zadzwoń do mnie jeśli jednak zmienisz decyzję.
- Jasne. Do widzenia - wzięłam jego wizytówkę i ruszyłam w stronę domu.
***
Rano obudził mnie dźwięk rozmowy wywodzący z sąsiedniego pokoju. Zwinnie stoczyłam się z łóżka i poszłam w jego stronę. W pomieszczeniu zobaczyłam moją nianię i ojca?!
Już chciałam się ulotnić, ale jak na złość ojciec mnie zauważył.
- Coś ty sobie myślała występując z wojska, co? Myślisz, że kto tu będzie się tobą opiekował? Mam tyle zmartwień nie dokładaj mi jeszcze tego. I co ty wczoraj robiłaś z nim, co?! - rzucił we mnie gazetą. Podniosłam ją z ziemi i na pierwszej stronie ujrzałam wielki nagłówek: " Harry Styles i jego kolejna zdobycz? A może to coś poważnego?" i pod spodem nasze zdjęcie z wczoraj. Kiedy oni je niby zrobili?!
- Córko - mówił wciąż z wściekłością w głosie. - Dzisiaj o piętnastej przyjedzie po ciebie twój przełożony. Nawet nie próbuj się wymigać. Wrócisz tam skąd przyszłaś. 
- Ale...
- Żadnego ale. Wracaj do pokoju i pakuj się szybko. Masz tylko trzy godziny. No już na co czekasz.
Czym prędzej ruszyłam do mojej sypialni. Od razu rzuciłam się na łóżko. 
Samotne łzy spływały mi po policzku. Nie chciałam tam wracać. Nie do tego piekła. Miałam złe wspomnienia z tym miejscem. Poza kilkoma dobrych rzeczy, których mnie tam nauczono, były również te złe. Różne do niczego nie przydające się hasła, np. "Nigdy nie rozstawaj się ze swoją bronią" czy "Zawiedziona kobieta to dobry żołnierz". 
Dość rozżalania się nad sobą. Czas wziąć sprawy w swoje ręce. Przecież mam już dwadzieścia lat. Spakowałam najpotrzebniejsze mi rzeczy i wyszłam na balkon. Na całe szczęście stał przy nim ogromny dąb. Zostawiłam jeszcze list do ojca. 
Kiedy tylko zeszłam z drzewa, zadzwoniłam do Niego. On był moją ostatnią deską ratunku. 
- Umowa nadal aktualna?
- Oczywiście. Wyślę Ci zaraz adres. A tak w ogóle jak się nazywasz?
- Mary. Nazwisko nie jest Ci potrzebne.
- Do zobaczenia.
- Taa.
Długo nie musiałam czekać. Już po kilku minutach dostałam SMS. Złapałam taksówkę i podałam kierowcy dokładny adres. Trochę czasu upłynęło zanim się tam dostałam, ale było warto. Stanęłam na wprost ogromnego biurowca. Na szyldzie było napisane: "VICTORIA'S SECRET". Ruszyłam w stronę wejścia. Całe wnętrze było bardzo nowoczesne. Wszędzie występowały różne odcienie kolorów beżowych i brązowych.
- Przepraszam mogę w czymś pomóc - spytała mnie chyba sekretarka.
- Tak szukam pana Stylesa.
- Pani Mary? - spytała.
- Tak.
- 6 piętro, gabinet numer 69, a winda jest tam.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się do niej serdecznie i poszłam w wyznaczonym mi kierunku.
64, 65, 66, 67, 68, o jest nareszcie 69. Ostrożnie zapukałam do drzwi i usłyszałam "proszę".
- O jesteś nareszcie, już miałem po ciebie wysłać taksówkę. Usiądź proszę - wskazał na krzesło.
- Tak więc zacznijmy. Mam dla ciebie umowę, regulamin i kilka innych papierów.
- Oczywiście. Mam je podpisać teraz?
- Najchętniej.
- Dobra tylko przeczytam mały druczek.
- Widzę, że się na tym znasz. Byłaś kiedyś modelką?
- Nie, ale... . No nie ma znaczenia - nie chciałam mu o tym opowiadać. Nie teraz.
- Twoje obowiązki to... - zaczął wymieniać, a ja zajęłam się swoją strasznie monotonną lekturą. 
- A co z dietą? - spytałam zaciekawiona.
- Nie będzie ci potrzeba, na razie. Ćwiczysz na siłowni czy może...?
- ...byłam w pace? Nic z tych rzeczy, ale bardzo blisko.
- Więc... - powiedział jakby chciał mnie ponaglić.
- W umowie nie ma nic o spowiadaniu się,
- Rozumiem.
***
Od razu po podpisaniu mojej umowy musieliśmy udać się do głównej siedziby tej firmy. Nie było mi to na rękę, ale cóż. Chciałam uciec od codzienności. Ciekawe kiedy się skapną, że uciekłam. Nawet się nie obejrzałam, a już byliśmy w budynku. Był on z pięć razy większy od tamtego. 
- Idź do dziewczyn. One cię przygotują. Jeszcze dzisiaj zaczynasz próbę.
Plecy prosto, łopatki ściągnięte, głowa prosto, brzuch wciągnięty, pierś do przodu i jechane. Przez półtorej godziny. Myślałam, że padnę. W dodatku na szpilkach. Na szczęście znalazłam sobie koleżankę, która wprowadziła mnie w to wszystko.  
Wieczorem poszłyśmy do naszego pokoju. Ona była uśmiechnięta,a ja wyczerpana ponad wszystkie czasy. Nawet w wojsku nie dali mi takiego wycisku.
Katy, bo tak nazywała się moja koleżanka, wyszła razem z koleżankami do klubu. Namawiały mnie również, ale byłam za bardzo zmęczona. Zasnęłam.
Obudziły mnie głosy dochodzące z korytarza. " Na pewno dziewczyny wróciły" - pomyślałam. Znów usłyszałam te głosy. Nie były one kobiece. Były męskie.
- [...] nasza księżniczka już nie ucieknie. My tego dopilnujemy - zaśmiał się jeden z nich perfidnie. Zaczęli pukać do pokoi niedaleko. Co mam robić? Ojciec mnie zabije jeżeli nie oni. Zaczęłam czym prędzej pakować swoje rzeczy. Tego było już za wiele.
Otworzyłam okno. Świetnie jestem na 11 piętrze. Super! Nagle usłyszałam, że ktoś puka do moich drzwi. O nie to oni! Czerwona lampka zapaliła mi się. Już po mnie.
- Mary otwórz jacyś panowie mają do ciebie sprawę - usłyszałam głos Harry'ego. No nie.
Na lekko miękkich nogach podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a ONI rzucili się na mnie. Styles patrzał na to wszystko z niedowierzaniem. Walnęłam jednego z nich mocno w brzuch. Z drugim było podobnie. Zwijali się na ziemi z bólu. Ja chwyciłam Harry'ego za ramię.
- Jak ty to?
- Byłam w wojsku przez sześć lat.
- Domyślam się tego. Ale czemu oni chcieli cię złapać?
- Uciekłam z domu. Przed ojcem.
- On też pracuje w wojsku?
- Tak.
- Ale fanie ich rozłożyłaś. Musisz mnie nauczyć
- To obejmuje umowę? 
- Nie sądzę - zaczął się do mnie zbliżać. - Możesz mnie tego nauczyć prywatnie.
- Prywatnie? - oparł moje dłonie o ścianę.
- Tak - napierał na mnie swoim ciałem. Zbliżył swoje usta do moich. W końcu, kiedy znalazły się centymetr od nich skorzystałam z jego nieuwagi i z kolana walnęłam mu w krocze.
- Prywatnie to ja mogę zrobić właśnie to - on zwijał się na podłodze z bólu.
- Będę próbował dalej - uśmiechnął się przekonująco, a ja odeszłam.
 j
Witajcie!
Wiem, że ostatni imagin nie wszystkim przyszedł do gustu.
A co powiecie na ten?
Troszkę na końcu go spieprzyłam, za co bardzo przepraszam.
Pozdrawiam
Dreamer 





wtorek, 11 marca 2014

Wspomnienia nastolatki

Dawno, dawno temu w niewielkim królestwie mieszkała nastoletnia księżniczka. Nigdy nie opuszczała swego królestwa, ponieważ ciążyła na niej klątwa. Tylko jedna osoba na świecie mogła, ją złamać. Chyba domyślacie się kto to, prawda? Tak to książę, ale nie z tytułu. To zwykły nastolatek, który spełnił swoje marzenia, a teraz musi spełnić marzenie pewnej dziewczyny. On wiedział o tym doskonale. Ona nie cierpiała go i z wzajemnością.
Księżniczka jak to zwykle miała w zwyczaju, jadła właśnie śniadanie w swej komnacie. 
- Panienko Rose, czy pamięta panienka o dzisiejszym spotkaniu? - spytała jedna z nowych pokojówek.
- Oczywiście - Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Jaką suknię, dziś panienka zakłada?
- Przestań do mnie mówić panienka. Jestem Rose.
- Dobrze.
- Jaką byś mi doradziła?
- Pani, przepraszam twoja mama mówiła o tej pudrowej, wyglądasz w niej przesłodko.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie cierpię jej. Niech pomyślę. Może tą czerwoną? 
- Miałaś ją w ostatnim tygodniu.
- Faktycznie. Już wiem, tą nową czarną!
- Myślę, że będzie w porządku.
- Więc mi ją przynieś! I jeszcze te czarne szpilki z czerwoną podeszwą.
- Już się robi - można było usłyszeć w garderobie. Chwilę później przyszła dziewczyna z ubraniem. Księżniczka wyskoczyła z łóżka niczym poparzona. Zawsze tak robiła. Uwielbiała stroje, makijaż. To wszystko było jej światem. 
Ubrana, uczesana i umalowana odpowiednio dziewczyna powolnym krokiem ruszyła na dół, gdzie czekała już na nią jej matka. Spojrzała na nią z pełną zachwytem miną. 
- Dzień dobry - powiedziała Rozalinda.
- Witaj córeczko. Ślicznie wyglądasz - jeszcze raz przeskanowała ją wzrokiem. Miała na sobie śliczną, czarną, rozkloszowaną sukienkę, czarne, klasyczne szpilki od Louboutina. Włosy miała rozpuszczone. Świeżo zakręcone loczki dodawały jej uroku. Makijaż trochę ostrzejszy niż zwykle, na który matka królewska na pewno się wkurzy. Całość spełniała oczekiwania wszystkich.
- Pamiętaj o dzisiejszym spotkaniu z twoim wrogiem, a zarazem...
- ...wybawcą, jedynym który może mi pomóc - uprzedziła swoją matkę.
- Właśnie. Będą tu za chwilę.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziała sarkastycznie Rose.
Znów wdrapała się na górę, by pochłonąć wiedzę, którą przekazuje jej pewna książka. Opowiadała ona o pewnej dziewczynie, która niby była wolna jak ptak, lecz zamknięta w klatce przez swoje wyimaginowane marzenia. Książka na tyle interesująca, że nie da się słyszeć dzwonka, a właściwie trąbek, ale od czego jest służba. 
- Rozalindo, zaszczyć nas swoją obecnością - dało się usłyszeć od drzwi.
- Oczywiście.
Powolnym krokiem, jak zrobiła to już wcześniej zeszła na dół. Oczy wszystkich były skierowane na nią. Nawet to gorące, rażące spojrzenie blondyna. 
- Witam Majorze Goldenmayer. Mam nadzieję, że miło spędzi pan swój czas w naszych skromnych progach - powiedziała księżniczka na powitanie.
- To ja dziękuję, że pomogę tutaj zostać - powiedział po czym ucałował ją w wierzch dłoni - Poznaj proszę mego siostrzeńca. Nialler...
- Oczywiście. Witam - skłonił sił w pół i ścisnął jej rękę.
- Miło mi.
Nie skończyło się na jednym spojrzeniu. Nienawidzili się. Znali się za dobrze. Młodzieniec z pozoru miły i słodki, lecz krył straszną tajemnicę, którą znały tylko zaufane osoby, w tym księżniczka. Ona zaś również słodka i ciepła, ale tym się różnili od siebie, że ona była taka jak ją ludzie widzieli. Dzisiaj na dojść do owego "zabiegu". Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, kiedy w końcu wybiła godzina. Dwie postacie przeszli z salonu do pewnej wielkiej ciemnej i okropnie wyglądającej komnaty. Dwie twarze wpatrzone w siebie niczym w obrazki. Wyczytywali sobie z rysów emocje, które im towarzyszyły. Nadeszła pora na przeistoczenie. Otóż księżniczka nie była zwykłą nastolatką. Była wróżką. Taką ze skrzydełkami i różdżką. Dokładnie taką z bajek Disney'a. 
Jej ciemne dotąd oczy zmieniły się w kolor miedziany. To już. Chłopak chwycił ją za ramię i gwałtownie do siebie przysunął. Nie chciał naprawdę tego robić. Nie był na to gotowy. Kochał tą istotę, ale wiedział, że miłość w jego życiu nie istnieje lub raczej nie może. 
Księżniczka poczuła lekkie ukłucie na swojej delikatnej skórze. Teraz pożegnała się ze światem żywych. Ostatnie spojrzenie. Młodzieniec złożył pierwszy i zarazem ostatni pocałunek na tej blado różanych ustach. Nastolatka zasnęła w przekonaniu, że jej książę będzie przy niej, kiedy się obudzi. Ale to już inna bajka.

Witajcie! 
Troszkę mnie poniosło i taka bajka mi wyszła.
Mam nadzieję, że nie zwrócicie uwagi na jakieś niedopatrzenia;)
Pozdrawiam Dreamer

poniedziałek, 3 marca 2014

Uleczony Anioł

- Już nie mogę się doczekać- (i.t.p.) pisnęła znowu podskakując na hotelowym łóżku.- zostało jeszcze dokładnie 8 godzin 35 minut i 10, 9, 8....
- Zamknij się wreszcie chcę spać- warknęłam do niej z sąsiedniego łóżka.
- Ale kiedy ja jestem taka nakręcona, tym spotkaniem- pisnęła znowu.
- Za to jutro będziesz wyglądać jak niewyspane zombi i odstraszysz tych swoich... no jak im tam...
- One Direction!- prawie krzyknęła nazwę swojego ulubionego zespołu. Do nich nic nie mam, ale za ich muzyką nie przepadam. Wolę raczej cięższe rockowe brzmienie, ale czego się nie robi dla przyjaciół.- poza tym spotkanie jest już dzisiaj, bo jest już 3:23.
- Dlatego tym bardziej powinnaś iść spać.- wybełkotałam z pod poduszki którą nakryłam twarz.
- No chyba masz rację.
- Nie chyba, tylko na pewno- warknęłam ostrym tonem.
- No dobra, już idę spać nie wściekaj się. Dobranoc, jedno kierunkowych.- pisnęła jeszcze i opadła na poduszki przykrywając się kołdrą.
- Tobie też.- mruknęłam i odwróciłam się na drugi bok.
- Hazzowych- usłyszałam jeszcze jej szept.
- Uduszę cię poduszką!- szczeknęłam naprawdę wściekła. Zadziałało. W naszym pokoju nareszcie zapadła cisza. Wreszcie mogłam pogrążyć się w moich koszmarach, ponieważ mi nigdy nie śni się nic przyjemnego.
***
Obudziłam się zlana potem i ze łzami w oczach. Znów ten sam koszmar.
Rodzice wiozą mnie z imprezy, ciągle wrzeszczą na mnie o coś. Ale ja jestem zbyt zjarana żeby cokolwiek zrozumieć. Więc tylko się z nich śmieję, i bełkoczę jakieś głupoty w odpowiedzi. To tylko jeszcze bardziej ich wkurza. Ojciec nie wytrzymuje, odwraca się do tyłu, krzyczy na mnie tak że aż twarz staje mu się cała czerwona ze złości. Wtedy zmienia się cała sytuacja, kierownica wymyka mu się z rąk, traci kontrole nad pojazdem. Samochód wjeżdża na drugi pas, prosto po koła ciężarówki. Słyszę natrętne trąbienie tamtego pojazdu, ale jest już za późno. Następnie wszystko toczy się błyskawicznie, krzyki, trzaski metalu i zbitego szkła. Jeden wielki kocioł nie wiem gdzie jest góra a gdzie dół. W końcu wszystko milknie, i już wcale nie jest mi do śmiechu, jestem przerażona i czuję przenikliwy ból, tak silny że mdleję. Następnie przenoszę się w czarną pustkę w której pojawiają się straszne powykrzywiane twarze. Osaczają mnie. Wrzeszczą że jestem morderczynią i że to wszystko moja wina.Jak bym tego nie wiedziała. Na końcu pojawiają się moi rodzice cali zakrwawieni i pokiereszowani, chcę do nich podbiec i przeprosić, ale oni nie chcą mnie słuchać. Rzucają się na mnie i próbują skrzywdzić. Wtedy się budzę.
Znowu to samo, myślę, tłumiąc płacz, żeby nie obudzić przyjaciółki. Wymykam się do łazienki. W kosmetyczce znajduję niewielkie pudełeczko z żyletkami, wyjmuję jedną odwijam z papierka który ją ochrania. Siadam na podłodze plecami oparta o wannę. Przyciskam żyletkę do mojego chudego bladego nadgarstka, na którym jest już wiele śladów po podobnych incydentach. Wykonuję cięcia puki ból fizyczny nie przyćmi tego emocjonalnego. Z każdym kolejnym razem potrzebuję ich coraz więcej, ale tylko to potrafi mi pomóc. Gdy jest mi już lepiej, usuwam wszelkie ślady tego zajścia i wracam spać.
***
- Co ty jesteś taka smutna?- zapytała (i.t.p.) gdy szykowałyśmy się do wyjścia.
- Bo się nie wyspałam.
- Przepraszam- mruknęła skruszonym tonem.
- To nie twoja wina, po prostu jak zwykle śnił mi się koszmar.- powiedziałam naciągając rękaw bluzy tak aby nic nie zauważyła.
- Znowu ten sam?- zapytała z troską w głosie. Skinęłam głową, a ona bez słowa mnie przytuliła. Nie rzucała żadnych gadek w stylu ,, to nie twoja wina'' i za to byłam jej najbardziej wdzięczna.- Lepiej ci już.
- Tak- mruknęłam, pociągając nosem- dobra skończmy to bo jeszcze się rozmaże a przecież wiesz jak trudno zrobić takie perfekcyjne kreski.- powachlowałam dłonią przed oczami żeby wysuszyć cisnące się łzy. Przyjaciółka wywróciła oczami i wróciła do tuszowania rzęs.
- Okej, chyba wszystko mam. Płyta, książka koszulka, drobne upominki dla każdego z nich, twój aparat.- wyliczała grzebiąc w swojej przepastnej torebce.
- Czy ja naprawdę muszę tam z tobą iść, wiesz że kilka godzin w towarzystwie rozwrzeszczanych dziewczyn to nie moje klimaty.- mówiłam mając nadzieję że może jednak mi odpuści.
- Ja wytrzymałam trzy dni na tym twoim mordo wyjcowym festiwalu, więc ty możesz wytrzymać te kilka godzin wśród piszczących dziewczyn.- skwitowała pociągając jeszcze raz usta błyszczykiem i kierując się do drzwi.- a teraz lepiej się rusz bo się spóźnimy.
Niechętnie wstałam i ruszyłam za nią.
- Ty serio idziesz w tych bytach?- zapytała patrząc na moje nowe glany.
- Co z nimi nie tak?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nic, tylko choć raz mogła byś założyć jakieś szpilki.
- Tak, do tego różową sukieneczkę w kwiatuszki i przefarbuję się na blond. Po moim trupie, a teraz idź bo jeszcze nie zdążysz.- wypchnęłam ją za drzwi i zamknęłam je za nami.
Spotkanie z fanami miało się odbyć w ekskluzywnym hotelu May Fair, tylko kilkanaście minut drogi piechotą od naszego hotelu.
- A tak w ogóle to ja jak ty chcesz się tam dostać? Przecież nie wejdziemy tak po prostu.
- A tak- wyciągnęła z torebki dwie za laminowane przepustki.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę gościa ubranego w uniform hotelu. Pomachała mu przepustami przed twarzą. Wziął je zeskanował czytnikiem, sprawdził czy są prawdziwe, po czym poprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia. Wszędzie na ścianach wisiały plakaty, zdjęcia i płyty różnych wykonawców, do tego kilka gitar, perkusja i klawisze. Na kanapach rozłożyło się już kila osób, jak najęte gadały tylko i wyłącznie o swoich idolach. (i.t.p.) dołączyła do nich a ja zaczęłam się rozglądać po ścianach wyszukując swoich ulubionych wykonawców. Linkin Park, Guns N' Roses, Metalica i wiele, wiele innych. Nagle mój wzrok spoczął na gitarze, ale nie takiej zwykłej tylko na złotej Les Paul jednej z ulubionych gitar Slash'a i w dodatku była z jego autografem. Normalnie cudo, już sięgałam żeby jej dotknąć gdy za mną otworzyły się drzwi. Wszedł napakowany łysy gość ubrany na czarno i powiedział że mamy z nim iść. Wszystkie dziewczyny i jeden chłopak rzucili się do drzwi przepychając w nich. Przez ten czas gdy ja podziwiałam plakaty trochę ich przybyło. Poczekałam aż przestaną się przepychać, i powoli powlekłam się w za nimi, zabierając po drodze torebkę którą zostawiła na kanapie moja przyjaciółka.
- Widzę że bardzo entuzjastycznie podchodzisz do spotkania ze swoim ulubionym zespołem.- zagadnął ze śmiechem jeden z ochroniarzy, wyglądał na niewiele starszego ode mnie.
- Oni nie są moim ulubionym zespołem. Gdyby nie moja przyjaciółka to w ogóle bym tu nie musiała być.
- Od początku nie wyglądałaś mi na fankę boysbandów.- uśmiechnął się do mnie. W sumie jest nawet przystojny więc mogę z nim trochę poflirtować.
- Wiesz wolę ostrzejsze rockowe brzmienie, niż takie brzdękolenie.- Powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- Ja też. W przyszłym tygodniu jest koncert My Chemical Romance, wybierasz się może?
- No oczywiście. Już parę miesięcy temu zarezerwowałam bilet. Miejsce A24 tuż przy scenie, pewnie ogłuchnę ale co tam.
- Masz miejsce A24?- zapytał ożywiony
- Tak a co?
- To że ja mam miejsce A25.- odpowiedział ze szczerą radością w głosie.- Może zapiszę ci swój numer i zgadamy się przed koncertem gdybyś chciała.
- Jasne, czemu nie- zgodziłam się z uśmiechem.
Złapał mnie za rękę i spróbował podciągnąć rękaw. Wyrwałam mu ją natychmiast, rozdzierają świeżo zasklepione rany, zagryzłam zęby z bólu aby się nie skrzywić. Nie chciałam żeby je zobaczył.
- Wiesz może ja zapiszę ci swój numer- wyciągnęłam pisak z jego dłoni, podciągnęłam rękaw jego czarnej bluzy i w pośpiechu nabazgrałam te kilka liczb.- Musze lecieć, bo przyjaciółka mnie zabije jak nie zrobię jej zdjęcia z tymi tam.- oddałam mu pisak i potruchtałam w kierunku drzwi za którymi sekundę temu zniknęła reszta. W drodze ukradkiem sprawdziłam stan przed ramienia, tylko na trzech pojawiło się kilka niewielkich kropelek krwi. Później się tym zajmę, pomyślałam. Naciągnęłam rękaw i pchnęłam drzwi. W pomieszczeniu panował hałas, grała muzyka, ciągle było słychać śmiechy i piski.
- Tu jesteś!- (i.t.p.) złapała mnie za rękę, i pociągnęła w stronę największego zgiełku, zagryzła, zęby i zignorowałam ból. Ścisnęła naprawdę mocno.
- Jest i nasza zguba- lokaty o zielonych oczach uśmiechnął się szeroko.
- Hej- powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
Wyciągnęłam z torebki przyjaciółki swój aparat i machnęłam ręką żeby wreszcie mnie puściła, poczułam jak kolejne rany zaczynają krwawić. Teraz płacę za swoją głupotę, pomyślałam krzywiąc się.
- Idź już- warknęłam cicho przez zęby, ucinając jej słowotok. Chciałam jak najszybciej mieć to za sobą. Ona w podskokach odwróciła się i wepchnęła pomiędzy blondyna i tego co jak arab wygląda. Kurczę tyle się o nich nasłuchałam a nawet nie wiem który jest który, aż trochę głupio.
- A ty?- zapytał czarująco uśmiechnięty loczek.
- Ja jestem tylko fotografem- odparłam z uśmiechem którego nie potrafiłam powstrzymać patrząc na niego. Jest przystojny, nawet bardzo, trzeba mu to przyznać.
- Och no weź nie daj się prosić- ciągnął z tym swoim czarującym uśmiechem.
Nagle jakaś laska wyciągnęła mi aparat z rąk i nim zdążyłam cokolwiek zrobić popchnęła do przodu. Odwróciłam się żeby na nią wrzasnąć, bo nikt ale to nikt oprócz mnie nie może dotykać mojego aparatu. Silna dłoń mocno zacisnęła się na moim lewym przedramieniu, odwróciłam się z grymasem bólu i napływającymi do oczu łzami, zamrugałam by się ich pozbyć. Loczek, niczego nie zauważając, pociągną mnie w swoim kierunku, dlaczego wszyscy uparli się akurat dzisiaj szarpać mnie za lewą rękę. Widziałam jak blondyn i wyższy szatyn o brązowych oczach wymieniają dziwne spojrzenia i kilka słów, po czym obaj zmierzyli mnie lodowatym wzrokiem. Wiedzieli, pomyślałam, albo przynajmniej się domyślali. Chciałam stanąć skraju z dala od nich, ale niestety loczek wpakował mnie między siebie a wysokiego szatyna. On za plecami chwycił moje przedramię i pociągnął za swoje plecy, a blondyn podwinął mi rękaw ukazując krwawiące rany. Nasze spojrzenia się spotkały. Jeszcze w niczyich oczach nie widziałam takiej wściekłości do mojej osoby. Jego niebieskie oczy płonęły, byłam nieprawdę przestraszona. Sytuacja trwała zaledwie ułamek sekundy, ale mnie wydawało się że całe wieki. Potem sztucznie uśmiechnęłam się do obiektywu i odczekałam aż ta durna dziewczyna zrobi wreszcie to głupie zdjęcie.
- I co? Chyba nie było aż tak źle?- zapytał loczek gdy było już po wszystkim.
- Nie licząc tego że banda napalonych nastolatek właśnie niszczy mój mega drogi aparat, to w sumie było okej- odpowiedziałam nieco bardziej opryskliwie niż zamierzałam, ale wciąż byłam zdenerwowana tym że tamci dwaj zauważyli moje cięcia. Kontem oka obserwowałam ich, rozmawiali właśnie z jednym z ochroniarzy.
- Jeżeli go zepsuły, pokryję wszelkie koszty- powiedział skruszonym tonem.
- Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne- rzuciłam i podeszłam do grupki dziewczyn grzebiących w pamięci mojego ukochanego aparatu.- Łapy precz- warknęłam odbierając im mój sprzęt.
- Jesteś naprawdę świetna!- pisnęła jedna z nich.
- No normalnie mega- dodała kolejna
- Robisz naprawdę niesamowite zdjęcia.
- Można się z tobą umówić na sesję, plis plis plis- piszczała kolejna.
- Tak, można, macie kilka wizytówek a ja muszę lecieć- podałam im kilka swoich wizytówek wygrzebanych z kieszeni spodni. I odeszłam by jak najszybciej się stąd ulotnić, miałam już dość tego przytłaczającego zgiełku. I jeszcze wyraz twarzy tego blondyna, ciągle miałam go przed oczami. Obiecałam (i.t.p.) zostać z nią do końca, ale to jednak jest ponad moje nadwyrężone zdrowie psychiczne. Później ją za to przeproszę. A teraz muszę stąd jak najszybciej wyjść.
- A panienka to gdzie się wybiera?- jeden z ochroniarzy zagrodził mi wyjście z pomieszczenia.
- Na zewnątrz, muszę odetchnąć świeżym powietrzem- wytłumaczyłam próbując go ominąć.
- Niestety nie mogę cię wypuścić- oznajmił poważnym tonem.
- Co!? Ale dlaczego?- zapytałam zdezorientowana.
- Panowie Niall i Liam zażyczyli sobie aby panienkę zatrzymać. Mówi że to bardzo ważne, chcą z panienką porozmawiać.- wytłumaczył spokojnie.
- Nie doczekanie ich- mruknęłam pod nosem, patrząc jak pozują do kolejnych zdjęć uśmiechając się sztucznie. Wykonałam zwód, jak podczas meczu koszykówki i wybiegłam na korytarz. (i.t.p.) miała rację, mogłam założyć inne buty w glanach szybko się zmęczyłam i ochroniarz dogonił mnie, złapał za ramie odwrócił przodem w swoim kierunku i szybko przewiesił sobie przez ramie. Darłam się i okładałam go pięściami po plecach ale on zdawał się być na to niewzruszony. W końcu postawił mnie na nogi, mruknął coś o tym że powinni mu więcej płacić i wepchnął mnie do jakiegoś pomieszczenia zamykając drzwi na klucz.
- Nie może mnie pan tu zamykać!- krzyczałam waląc pięścią w drzwi- To nie zgodne z prawem!- żadnej reakcji- Dzwonie na policje!- oznajmiłam wyciągając telefon, na moje nieszczęście okazało się że tutaj nie mam zasięgu. Jakże to typowe w takiej sytuacji. Wkurzona jeszcze bardziej z całej pety kopnęłam w drzwi robiąc w nich niezłe wgniecenie. Chwilę później usłyszałam zgrzyt klucza w zamku i drzwi się otwarły. Zobaczyłam znajomą twarz chłopaka z którym mam iść na koncert MCR.
- Jak dobrze cię widzieć- rzuciłam mu się na szyję, w głowie układając już plan mojej ucieczki w którym on mi pomoże.
- Co się stało?- zapytał troskliwie gładząc mnie po plecach.
- Jakiś gość mnie tu zamknął gdy chciałam wyjść na zewnątrz.- powiedziałam odrywając się od niego.
- Dlaczego?
- Nie wiem dokładnie, ale mówił że mam szczęście bo im się spodobałam i że oni zawsze dostają to co chcą- kłamałam jak z nut, po paru latach oszukiwania rodziców wyrobiłam sobie w tym naprawdę niezłą wprawę.
- Nie wierzę, co za...- był naprawdę zły i nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.
- Sława uderzyła do głowy i myślą że mogą nie wiadomo co. Idioci.
- Dokładnie. A teraz chodź wyprowadzę cię stąd- wziął mnie za rękę i poprowadził do wyjścia.- Ja muszę zostać, ale ty idź. Mam nadzieję że spotkamy się na koncercie.
- I nie tylko, w końcu muszę się odwdzięczyć za ratunek- uśmiechnęłam się do niego i odeszłam w stronę ruchliwej ulicy.

Perspektywa Nialla:
- Ej, sorry, wiesz może gdzie jest, ta dziewczyna która miała zostać?- zapytałem jednego z ochroniarzy.
- Tutaj jej nie ma- odpowiedział opryskliwym tonem.
- To widzę.
- To po co się głupio pytasz?- czułem że ta rozmowa nie będzie przyjemna.
- Bo to ważne. Wiesz gdzie jest czy nie?- zapytałem starając się zachować spokój, co było trudne przy tym cwaniaku.
- Wyszła.
- Wyszła, ale jak to wyszła?
- Normalnie na dwóch nogach.- powiedział a we mnie się zagotowało, chciałem nim potrząsnąć i nawrzeszczeć, ale się powstrzymałem.
- Przecież wyraźnie prosiłem żeby ją zatrzymać.- mówiłem zaciskając zęby.
- Sorry, tym razem nie poruchasz- powiedział z złośliwym cwaniackim uśmiechem na gębie i odszedł.
W pierwszej chwili chciałem go dogonić i mu przywalić, ale byłem zbyt zszokowany jego słowami. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Liama.
- Masz ją?- zapytał zaraz po odebraniu.
- Uciekła.- odpowiedziałem krótko.
- Co!? Ale jak!?- Liam był równie zdenerwowany jak ja.
- Okłamała jednego ze strażników.- słyszałem jak klnie odsuwając słuchawkę od twarzy.
- Musimy ją znaleźć.- oznajmił stanowczo.
- Niby jak? To miasto jest ogromne a my w ogóle go nie znamy.
- Nie wiem jak to zrobimy, ale musimy. Widziałeś jej ręce, blizna na bliźnie, jeśli jej nie pomożemy to się wykończy. Niall nie wiem jak ale ją znajdziemy.
- Musimy- powiedziałem twardo, a przed oczami miałem obraz jej blizn.

Perspektywa (t.i.)
Siedziałam na jakiejś ławce przy stawie w jakimś pustym parku i pociągając nosem ścierałam krew z ręki.
- Jesteś aniołem?- zapytał nagle piskliwy głosik.
Podniosłam wzrok, przede mną stał mały chłopczyk. Wpatrywał  się we mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami, czekając na odpowiedź.
- Skąd ci to przyszło do głowy?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Chłopiec wspiął się na ławkę obok mnie
- Mama mówiła, ze ci co mają skalecone nadgalstki są aniołami.- wytłumaczył.
- Rozczaruję cię, nie jestem aniołem.
- Alez jesteś- uparł się- mama mówiła ze tylko anioły się okalecają. Bo są smutne i nie lubią zycia na ziemi. Moja siostla tez jest aniołem, tylko ze ona jest juz tam- wskazał na niebo.- A pani w psedskolu mówiła, ze anioły są nam potrzebne, więc mas- wyciągną rączkę w której trzymał duży kolorowy lizak, wręczył mi go i przytulił się do mnie-i nie bądź juz smutnym aniołem i zostań tu bo jesteś mi potsebna.- powiedział, patrząc na mnie tymi pięknymi oczami, tak podobnymi do oczu tego lokatego. Aż zaczęłam żałować, tych głupot które powiedziałam.- to jak nie będzies już smutna i zostanies?
- Zostanę- obiecałam łamiącym się głosem, a po policzku spłynęła mi łza, jednak mimo to uśmiechałam się, pierwszy raz od dawna, tak szczerze i prawdziwie.
- Ale płaces.- zauważył.
- Tak ale to takie dobre łzy.- wytłumaczyłam, bo dzięki niemu zrozumiałam wiele spraw, i dostrzegłam to że potrzebuję pomocy.
- Tutaj jesteś!- krzyknęła nagle jakaś przestraszona kobieta podbiegając do nas.- na chwilę nie można spuścić cię z oka!- krzyczała dalej na chłopca, złapała go za rączkę i ściągnęła z ławki kucając i przytulając do siebie.- Przepraszam za niego, od czasu...- urwała jakby nie wiedziała co powiedzieć- śmierci siostry, tak się zachowuje, bardzo za nią tęskni.
- Niech pani nie przeprasza, on jest naprawdę niesamowity. I wyrośnie na wspaniałego człowieka- powiedziałam pociągając nosem i uśmiechając się do niego. Wyciągnęła z kieszeni paczkę chusteczek i podała mi.
- Ale co on takiego zrobił?- zapytała zdumiona kobieta. Chciałam jej powiedzieć ale mnie wyprzedził.
- No bo ona tez jest aniołem, tak jak Tina, tylko ze ona nie chce do nieba, powiedziała ze zostanie- wyrwał się matce i znów do mnie przytulił. Jego matka zmierzyła mnie dziwnym spojrzeniem, mieszaniną lęku, zrozumienia i złości.
- Naprawdę zostaję- spojrzałam jej w prosto w oczy, chyba mi uwierzyła, bo jej rysy złagodniały- a teraz zadzwonię do przyjaciółki bo pewnie się martwi.
- Posiedzę tu z tobą i na nią pocekamy.- znów wpakował się na ławkę. Jego mama uśmiechnęła się szczerze i usiadła obok nas.
- Okej- powiedziałam i wykręciłam numer (i.t.p.).
Z pomocą Katriny, wytłumaczyłam jej gdzie dokładnie jestem. Po około 15 minutach była już na miejscu, razem z tym blondynem z zespołu. Najpierw mnie przytuliła, płacząc ze szczęścia, a potem zaczęła wrzeszczeć, że zaraz sama mnie zabije. Razem z nią i Niallem, bo tak ma na imię ten blondyn. Wróciliśmy do tego hotelu. Tam wszystkich przeprosiłam i w pokoju chłopaków zaczęliśmy długo rozmawiać o tym co nam leży na wątrobach, płakaliśmy śmialiśmy się na zmianę i tak przez całą noc.
***
Rok później:
Ten rok był jednym z najintensywniejszych w moim życiu. Poszłam na terapię, przestałam się ciąć i uwolniłam od tych koszmarów, zdałam maturę i prawo jazdy, wybrałam kierunek studiów, znalazłam nowe hobby, taniec. Poza tym chłopaki, mówię o One Direction z którymi jestem w stałym kontakcie, bo Harry to teraz mój facet. Ufundowali mi zabiegi dzięki którym moje blizny stały się już prawie niewidoczne. Znów mogę chodzić w krótkim rękawie, nie narażona na dziwne spojrzenia i docinki innych. Utrzymuje też kontakt z Katriną i jej małym synkiem Alexem który uwielbia mnie i chłopaków też. Moje życie znów zmieniło się o 180 stopni, tylko tym razem na dobre, i to przez spotkanie na które wcale nie chciałam iść. Dzięki nim i Alexowi stałam się uleczonym i szczęśliwym z życia na ziemi Aniołem, nie zamierzam się nigdzie wybierać, do puki nie będę musiała.
***
Długo nie mogłam się zebrać do napisania czegokolwiek. Mam zaczęte chyba z sześć imaginów i żadnego nie mam weny ani czasu skończyć. Teraz wykorzystuję to że jutro nie idę do szkoły i mogę posiedzieć do późna więc w przypływie natchnienia skończyłam ten imagin. Nie wiem czy wam się spodoba bo trochę mało w nim 1D. Ale niedługo postaram się skończyć coś w czym zagrają główna rolę. Przepraszam za usterki, tamta wersja dodała się przypadkiem gdy chciałam zapisać. Miała inny tytuł, bo i koncepcja była inna ale ją zmieniłam, bo tamto nie miało sensu.
~Wampris~

Ps. Mam takie pytanie. Czy macie jakieś linki do stronek z fajnymi i plecakami? Bo mój się rozwala, a nigdzie nie mogę znaleźć nic konkretnego. Z góry wielkie dzięki :*


sobota, 1 marca 2014

Imaginy z gifami

1. Harry: To, czy to?
2. Liam: Patrz, jakie mam bicepsy.
    Ty: Hahha

3. Louis: Nie, ja nie chcę! Tu jest zimno!
4. [t.i]: Ach, jaki on słodki!
    Niall: Zamknij się! Mam uczulenie na psy!

5. Redaktor: Zayn, jak tam twój związek z [t.i.]? Słyszałem, że się zaręczyliście.
    Zayn: To prawda i jest nam ze sobą dobrze.

6. Niall: Gdzie jest mój banan?!
    Harry: Ups!
    Niall: Zabiję Cię!

7. Liam, gdy widzi swoją byłą:

8. Reporter: Doszły do nas wiadomości, że [t.i.] Cię zostawiła dla innego.
    Louis: Mówiła, że mnie kocha.



9. [t.i.]: Niall, proszę Cię. Ostatnie zdjęcie. Dla mnie.
    Niall: Daj mi ten telefon.

10. [t.i.]: Zayn popraw tą czapkę i przygotuj się na sesję.
      Zayn: Nie denerwuj się tak.


_____________________________________________
Cześć!
Chciałam spróbować czegoś nowego, ale mi nie wyszło.
Dzięki za ostatnie komentarze.
To dużo dla mnie znaczy!
Pozdrawiam Dreamer
PS Imagin z Niallem napiszę tak szybko, jak tylko umiem;)