Nie ma go często w domu. Praktycznie prawie go nie widuje. Moimi wspomnieniami z dzieciństwa nie są osoby, lecz miejsca. Wychowywała mnie niania, Marta. Była dla mnie niczym matka, lecz niecały rok temu zachorowała. Nie wiem dokładnie na co, bo ojciec praktycznie nic mi nie mówi.
Więc tak oto dostałam się do tej szkoły pełnej niebezpieczeństw. Równie dobrze się z niej wydostałam. To nie dla mnie, ale jak już wcześniej wspomniałam coś mi to dało. Jestem bardziej odważna, nie krępuję się swojego ciała, jeśli o to idzie, mam dużo znajomości, właściwie nikt nic nie może mi zrobić. Znam wszelkie kody i hasła. Nie przesadzajmy może nie wszystkie, ale do e-mailów prezydenta się dostanę.
Właśnie byłam w drodze do mojego domu. Wracałam od koleżanki. Zrobiła imprezę, to całkiem nie moje klimaty. Wolę samotność. Tak to jest to. Jestem wtedy wolna niczym ptak. Nikt nie może mnie zamknąć w klatce, złapać na smycz. Jak ten "Słowik" H. Ch. Andersena.
Choć śpiewał tak słodko, wszyscy chcieli go zamknąć jak księżniczkę w wieży.
Szłam tak ciemnymi ulicami gdzie nie gdzie oświetloną lampami. Nagle spostrzegłam jakąś postać idącą krok w krok za mną. Była wiele wiele większa ode mnie. Nie odwróciłam się już i szłam w tym samym tempie co poprzednio. Postać zbliżała się. W pewnym momencie szła ze mną krok w krok i odezwała się:
- Witam. Nazywam się Harry Styles. Jestem fotografem pracującym dla Roy'a Raymond'a, inaczej dla Victoria's Secret.
- Witam - odpowiedziałam bardziej z pogardą niżeli z dobrym wychowaniem.
- Chciałbym zaproponować Ci pracę jako modelka.
- Wiesz ostatnio nie mam czasu na zabawę w przebierańców. Może kiedy indziej.
- Naprawdę przemyśl to. Proszę zadzwoń do mnie jeśli jednak zmienisz decyzję.
- Jasne. Do widzenia - wzięłam jego wizytówkę i ruszyłam w stronę domu.
***
Rano obudził mnie dźwięk rozmowy wywodzący z sąsiedniego pokoju. Zwinnie stoczyłam się z łóżka i poszłam w jego stronę. W pomieszczeniu zobaczyłam moją nianię i ojca?!
Już chciałam się ulotnić, ale jak na złość ojciec mnie zauważył.
- Coś ty sobie myślała występując z wojska, co? Myślisz, że kto tu będzie się tobą opiekował? Mam tyle zmartwień nie dokładaj mi jeszcze tego. I co ty wczoraj robiłaś z nim, co?! - rzucił we mnie gazetą. Podniosłam ją z ziemi i na pierwszej stronie ujrzałam wielki nagłówek: " Harry Styles i jego kolejna zdobycz? A może to coś poważnego?" i pod spodem nasze zdjęcie z wczoraj. Kiedy oni je niby zrobili?!
- Córko - mówił wciąż z wściekłością w głosie. - Dzisiaj o piętnastej przyjedzie po ciebie twój przełożony. Nawet nie próbuj się wymigać. Wrócisz tam skąd przyszłaś.
- Ale...
- Żadnego ale. Wracaj do pokoju i pakuj się szybko. Masz tylko trzy godziny. No już na co czekasz.
Czym prędzej ruszyłam do mojej sypialni. Od razu rzuciłam się na łóżko.
Samotne łzy spływały mi po policzku. Nie chciałam tam wracać. Nie do tego piekła. Miałam złe wspomnienia z tym miejscem. Poza kilkoma dobrych rzeczy, których mnie tam nauczono, były również te złe. Różne do niczego nie przydające się hasła, np. "Nigdy nie rozstawaj się ze swoją bronią" czy "Zawiedziona kobieta to dobry żołnierz".
Dość rozżalania się nad sobą. Czas wziąć sprawy w swoje ręce. Przecież mam już dwadzieścia lat. Spakowałam najpotrzebniejsze mi rzeczy i wyszłam na balkon. Na całe szczęście stał przy nim ogromny dąb. Zostawiłam jeszcze list do ojca.
Kiedy tylko zeszłam z drzewa, zadzwoniłam do Niego. On był moją ostatnią deską ratunku.
- Umowa nadal aktualna?
- Oczywiście. Wyślę Ci zaraz adres. A tak w ogóle jak się nazywasz?
- Mary. Nazwisko nie jest Ci potrzebne.
- Do zobaczenia.
- Taa.
Długo nie musiałam czekać. Już po kilku minutach dostałam SMS. Złapałam taksówkę i podałam kierowcy dokładny adres. Trochę czasu upłynęło zanim się tam dostałam, ale było warto. Stanęłam na wprost ogromnego biurowca. Na szyldzie było napisane: "VICTORIA'S SECRET". Ruszyłam w stronę wejścia. Całe wnętrze było bardzo nowoczesne. Wszędzie występowały różne odcienie kolorów beżowych i brązowych.
- Przepraszam mogę w czymś pomóc - spytała mnie chyba sekretarka.
- Tak szukam pana Stylesa.
- Pani Mary? - spytała.
- Tak.
- 6 piętro, gabinet numer 69, a winda jest tam.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się do niej serdecznie i poszłam w wyznaczonym mi kierunku.
64, 65, 66, 67, 68, o jest nareszcie 69. Ostrożnie zapukałam do drzwi i usłyszałam "proszę".
- O jesteś nareszcie, już miałem po ciebie wysłać taksówkę. Usiądź proszę - wskazał na krzesło.
- Tak więc zacznijmy. Mam dla ciebie umowę, regulamin i kilka innych papierów.
- Oczywiście. Mam je podpisać teraz?
- Najchętniej.
- Dobra tylko przeczytam mały druczek.
- Widzę, że się na tym znasz. Byłaś kiedyś modelką?
- Nie, ale... . No nie ma znaczenia - nie chciałam mu o tym opowiadać. Nie teraz.
- Twoje obowiązki to... - zaczął wymieniać, a ja zajęłam się swoją strasznie monotonną lekturą.
- A co z dietą? - spytałam zaciekawiona.
- Nie będzie ci potrzeba, na razie. Ćwiczysz na siłowni czy może...?
- ...byłam w pace? Nic z tych rzeczy, ale bardzo blisko.
- Więc... - powiedział jakby chciał mnie ponaglić.
- W umowie nie ma nic o spowiadaniu się,
- Rozumiem.
- Przepraszam mogę w czymś pomóc - spytała mnie chyba sekretarka.
- Tak szukam pana Stylesa.
- Pani Mary? - spytała.
- Tak.
- 6 piętro, gabinet numer 69, a winda jest tam.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się do niej serdecznie i poszłam w wyznaczonym mi kierunku.
64, 65, 66, 67, 68, o jest nareszcie 69. Ostrożnie zapukałam do drzwi i usłyszałam "proszę".
- O jesteś nareszcie, już miałem po ciebie wysłać taksówkę. Usiądź proszę - wskazał na krzesło.
- Tak więc zacznijmy. Mam dla ciebie umowę, regulamin i kilka innych papierów.
- Oczywiście. Mam je podpisać teraz?
- Najchętniej.
- Dobra tylko przeczytam mały druczek.
- Widzę, że się na tym znasz. Byłaś kiedyś modelką?
- Nie, ale... . No nie ma znaczenia - nie chciałam mu o tym opowiadać. Nie teraz.
- Twoje obowiązki to... - zaczął wymieniać, a ja zajęłam się swoją strasznie monotonną lekturą.
- A co z dietą? - spytałam zaciekawiona.
- Nie będzie ci potrzeba, na razie. Ćwiczysz na siłowni czy może...?
- ...byłam w pace? Nic z tych rzeczy, ale bardzo blisko.
- Więc... - powiedział jakby chciał mnie ponaglić.
- W umowie nie ma nic o spowiadaniu się,
- Rozumiem.
***
Od razu po podpisaniu mojej umowy musieliśmy udać się do głównej siedziby tej firmy. Nie było mi to na rękę, ale cóż. Chciałam uciec od codzienności. Ciekawe kiedy się skapną, że uciekłam. Nawet się nie obejrzałam, a już byliśmy w budynku. Był on z pięć razy większy od tamtego.
- Idź do dziewczyn. One cię przygotują. Jeszcze dzisiaj zaczynasz próbę.
Plecy prosto, łopatki ściągnięte, głowa prosto, brzuch wciągnięty, pierś do przodu i jechane. Przez półtorej godziny. Myślałam, że padnę. W dodatku na szpilkach. Na szczęście znalazłam sobie koleżankę, która wprowadziła mnie w to wszystko.
Wieczorem poszłyśmy do naszego pokoju. Ona była uśmiechnięta,a ja wyczerpana ponad wszystkie czasy. Nawet w wojsku nie dali mi takiego wycisku.
Katy, bo tak nazywała się moja koleżanka, wyszła razem z koleżankami do klubu. Namawiały mnie również, ale byłam za bardzo zmęczona. Zasnęłam.
Obudziły mnie głosy dochodzące z korytarza. " Na pewno dziewczyny wróciły" - pomyślałam. Znów usłyszałam te głosy. Nie były one kobiece. Były męskie.
- [...] nasza księżniczka już nie ucieknie. My tego dopilnujemy - zaśmiał się jeden z nich perfidnie. Zaczęli pukać do pokoi niedaleko. Co mam robić? Ojciec mnie zabije jeżeli nie oni. Zaczęłam czym prędzej pakować swoje rzeczy. Tego było już za wiele.
Otworzyłam okno. Świetnie jestem na 11 piętrze. Super! Nagle usłyszałam, że ktoś puka do moich drzwi. O nie to oni! Czerwona lampka zapaliła mi się. Już po mnie.
- Mary otwórz jacyś panowie mają do ciebie sprawę - usłyszałam głos Harry'ego. No nie.
Na lekko miękkich nogach podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a ONI rzucili się na mnie. Styles patrzał na to wszystko z niedowierzaniem. Walnęłam jednego z nich mocno w brzuch. Z drugim było podobnie. Zwijali się na ziemi z bólu. Ja chwyciłam Harry'ego za ramię.
- Jak ty to?
- Byłam w wojsku przez sześć lat.
- Domyślam się tego. Ale czemu oni chcieli cię złapać?
- Uciekłam z domu. Przed ojcem.
- On też pracuje w wojsku?
- Tak.
- Ale fanie ich rozłożyłaś. Musisz mnie nauczyć
- To obejmuje umowę?
- Nie sądzę - zaczął się do mnie zbliżać. - Możesz mnie tego nauczyć prywatnie.
- Prywatnie? - oparł moje dłonie o ścianę.
- Tak - napierał na mnie swoim ciałem. Zbliżył swoje usta do moich. W końcu, kiedy znalazły się centymetr od nich skorzystałam z jego nieuwagi i z kolana walnęłam mu w krocze.
- Prywatnie to ja mogę zrobić właśnie to - on zwijał się na podłodze z bólu.
- Będę próbował dalej - uśmiechnął się przekonująco, a ja odeszłam.
Wieczorem poszłyśmy do naszego pokoju. Ona była uśmiechnięta,a ja wyczerpana ponad wszystkie czasy. Nawet w wojsku nie dali mi takiego wycisku.
Katy, bo tak nazywała się moja koleżanka, wyszła razem z koleżankami do klubu. Namawiały mnie również, ale byłam za bardzo zmęczona. Zasnęłam.
Obudziły mnie głosy dochodzące z korytarza. " Na pewno dziewczyny wróciły" - pomyślałam. Znów usłyszałam te głosy. Nie były one kobiece. Były męskie.
- [...] nasza księżniczka już nie ucieknie. My tego dopilnujemy - zaśmiał się jeden z nich perfidnie. Zaczęli pukać do pokoi niedaleko. Co mam robić? Ojciec mnie zabije jeżeli nie oni. Zaczęłam czym prędzej pakować swoje rzeczy. Tego było już za wiele.
Otworzyłam okno. Świetnie jestem na 11 piętrze. Super! Nagle usłyszałam, że ktoś puka do moich drzwi. O nie to oni! Czerwona lampka zapaliła mi się. Już po mnie.
- Mary otwórz jacyś panowie mają do ciebie sprawę - usłyszałam głos Harry'ego. No nie.
Na lekko miękkich nogach podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a ONI rzucili się na mnie. Styles patrzał na to wszystko z niedowierzaniem. Walnęłam jednego z nich mocno w brzuch. Z drugim było podobnie. Zwijali się na ziemi z bólu. Ja chwyciłam Harry'ego za ramię.
- Jak ty to?
- Byłam w wojsku przez sześć lat.
- Domyślam się tego. Ale czemu oni chcieli cię złapać?
- Uciekłam z domu. Przed ojcem.
- On też pracuje w wojsku?
- Tak.
- Ale fanie ich rozłożyłaś. Musisz mnie nauczyć
- To obejmuje umowę?
- Nie sądzę - zaczął się do mnie zbliżać. - Możesz mnie tego nauczyć prywatnie.
- Prywatnie? - oparł moje dłonie o ścianę.
- Tak - napierał na mnie swoim ciałem. Zbliżył swoje usta do moich. W końcu, kiedy znalazły się centymetr od nich skorzystałam z jego nieuwagi i z kolana walnęłam mu w krocze.
- Prywatnie to ja mogę zrobić właśnie to - on zwijał się na podłodze z bólu.
- Będę próbował dalej - uśmiechnął się przekonująco, a ja odeszłam.
j
Witajcie!
Wiem, że ostatni imagin nie wszystkim przyszedł do gustu.
A co powiecie na ten?
Troszkę na końcu go spieprzyłam, za co bardzo przepraszam.
Pozdrawiam
Dreamer