niedziela, 20 października 2013

Duchess of angels and demons: New order

I kolejna, pomyślałam z jadowitym uśmiechem, odznaczając następne nazwisko na mojej liście osób do likwidacji. Och, jak ja to uwielbiam. W podskokach z szerokim uśmiechem, zaczęłam sprzątać wszystkie fiolki, buteleczki i inne duperele pełne magicznych proszków i płynów. Wdychając przy tym zapach dymu który nie zdążył się jeszcze ulotnić. Jak ja kocham tą robotę. Starłam jeszcze blat niskiego stolika i nakryłam miękkim dywanikiem pentagram wypalony pośrodku jasnej podłogi. Rozejrzałam się po pokoju, po zdarzeniu z przed chwili nie było nawet śladu, tylko lekki zapach palonego drewna.
Noc jeszcze młoda stwierdziłam wyglądając za okno, po całym przespanym dniu pora by się rozerwać. Mój roboczy strój, znaczy się ciemne spodnie i bluzkę, zamieniłam na skórzane rurki, dopasowaną bluzkę bez pleców i ulubione szpilki, do tego ostry rockowy make up, i fryzura w tym samym stylu. Na skórę przedramienia nałożyłam znak ukrycia i byłam gotowa do wyjścia.
Wyszłam na duży balkon przyłączony do mojego apartamentu, znajdującego się na ostatnim 30 piętrze budynku. Nocne powietrze otuliło mnie swoim chłodem, witając jak starą przyjaciółkę. Podeszłam do barierki, odgradzającej mnie od krawędzi, wspięłam się na nią i rzuciłam w otchłań. Czułam szpileczki chłodnego powietrza napierającego na policzki, szum powietrza w uszach i falowanie pojedynczych kosmyków włosów. Obrazy wokół mnie zlewały się w jedną pełną barw masę.
Będąc już tylko parę metrów nad ziemią, rozłożyłam moje ogromne czarne skrzydła, które natychmiastowo poderwały mnie w górę, z nieprzyjemnym szarpnięciem. Tego momentu nie lubiłam najbardziej, ale wszystko od skoku do rozłożenia skrzydeł jest jednym z najcudowniejszych przeżyć. To jak skok na bungee, albo raczej ze spadochronem. Adrenalina buzuje w żyłach na całego, rozłożę skrzydła chwilkę za późno i może po mnie zostać tylko mokra plama. Wyrównałam lot i skierowałam się w stronę mojego ulubionego klubu dla podziemnych ukrytego czarami, na obrzeżach miasta.
Wylądowałam na chodniku tuż przy drzwiach, i sprawiłam by moje skrzydła znów zniknęły między łopatkami. Gdy to robiłam,  przypadkowo potrąciłam jakiegoś skrzata, który warcząc pod nosem zbierał, z płyt chodnikowych rozsypany magiczny pył. Już chciał rzucić się na mnie z tymi swoimi drobnymi i ostrymi jak brzytwy ząbkami, ale gdy tylko zorientował się z kim ma do czynienia, zatrzymał się gwałtownie. Zmierzył mnie tymi swoimi wyłupiastymi oczami, zamarł w pół ruchu by po paru sekundach czmychnąć jak najprędzej w ciemny kąt, rozsypując po drodze swój drogocenny towar. Uśmiechnęłam się sama do siebie i weszłam do środka. Klub jak zwykle pełny był najróżniejszych gatunków podziemnych, czarowników, wilkołaków, wampirów, feerie, ifrytów, demonów i tym podobnych mieszańców. Istot takich jak ja, wyrzutków odtrąconych przez Clave. Swoje kroki tradycyjnie skierowałam do baru. Dzisiejszą zmianę miał akurat wilkołak o imieniu Zayn. Miły gość, gdy nie ma pełni oczywiście.
- To co zawsze?- zapytał z typowym dla niego uśmiechem.
- Jak zawsze- powiedziałam zajmując miejsce na wysokim hokerze.- Pełnia tuż tuż- zauważyłam patrząc w jego rozjarzone żółte oczy. Jego policzki i brodę pokrywał gęstszy niż zwykle zarost, a paznokcie były długie i wyglądały na bardzo twarde.
- Za dwa dni- odpowiedział, mieszając ze sobą kolorowe płyny.
-Lubie gdy tak błyszczą ci oczy- powiedziałam uśmiechając się do niego kokieteryjnie gdy podawał mi mój ulubiony drink.
- Nie kokietuj- odpowiedział z tym swoim boskim uśmiechem. I jak ja mam go nie zarywać gdy on mnie tak prowokuje- dobrze wiesz że kogoś mam.
- Ach tak, prawie zapomniałam o tej twojej przyziemnej przyjaciółeczce.- prychnęłam wywracając oczami.
- Ona jest kimś znacznie więcej.
- Wytłumacz mi, dlaczego akurat przyziemna, oni są takimi kruchymi istotami, tak łatwo ich zranić lub zabić.- zapytałam nie rozumiejąc go. Nigdy nie zrozumiem po co mu tak krucha istota. Skoro może mieć mnie, istotę swojego pokroju, nieśmiertelną piękna i potężną.
- Dlatego są lepsi od nas, potrafią się cieszyć każdą ulotną chwilą.- tłumaczył odpływając w myślami do tej swojej przyziemnej. Nawet gdybym nie znała jego myśli, zdradzał go wyraz twarzy.
- Jak tam chcesz, ja nigdy nie popełnię tego błędu- powiedziałam odstawiając szklankę i zsuwając się z hokera.
- Nidy nie mów nigdy- usłyszałam jeszcze za sobą jego głos gdy, szłam w stronę parkietu. Machnęłam jeszcze na niego ręką, co skomentował swoim dźwięcznym śmiechem.
        ***
Właśnie tańczyłam z jakimś całkiem przystojnym wampirem, gdy nagle za moimi plecami pojawił się Zayn. Znalazł się tak blisko że czułam żar jego ciała przebijający się przez materiał jego czarnej bokserki, do tego czułam jego oddech na karku i słyszałam szum krwi przepływającej przez żyły pod skórą.
- Hmm czyżbyś jednak zmienił zdanie?- zapytałam odwracając się do niego przodem i  zarzucając mu ręce na szyje. Położył dłonie na mojej tali, odsuwając mnie na stosowną odległość, przecząco kręcąc głową
- Więc czego chcesz?- opuściłam ręce wzdłuż ciała, lecz jego dłonie wciąż spoczywały a mojej tali, co zaczynało mnie wkurzać, wiec cofnęłam się o krok do tyłu.
- Jest tu jakaś dziewczyna, mówi że cię szuka i że to ważne.
- Kim ona jest?- zapytałam
- Nie wiem, ale wszystkich o ciebie wypytywała.
- Dobra gdzie ona jest?- zapytałam go niechętnie już z góry przeczuwając o co chodzi.
- Siedzi przy barze- oznajmił i ruszył w jego stronę, a ja za nim.
Przy barze siedziała przestraszona postać w ciemnej pelerynie, wciąż nerwowo rozglądała się na boki. Jej twarz do połowy zakrywał kaptur, widocznie nie chciała zostać rozpoznana. Zajęłam miejsce na hokerze obok niej, przestraszona odsunęła się odrobinę w bok i zmierzyła wzrokiem z pod kaptura.
- Czego chcesz?- zapytałam trochę niegrzecznie.
- Mam zlecenie- odparła, cichym piskliwym głosikiem.
Zauważyłam że Zayn nastawia uszu próbując niezauważenie wyłapać, strzępy naszej rozmowy. Gwizdnęłam ostro, zastrzygł uchem i uśmiechnął się pod nosem nawet na mnie nie patrząc. Dziewczyna włożyła rękę pod pelerynę, by po chwili chudą bladą dłonią podsunąć mi pod nos zdjęcie mojej przyszłej ofiary. Podniosłam je bliżej twarzy. Hmm całkiem przystojny chłopak, pomyślałam mierząc wzrokiem fotografię. Ciemne loki opadające na czoło, intensywnie zielone oczy, usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu ukazującym równe białe zęby i do tego urocze dołeczki w policzkach, aż szkoda zabijać, ale cóż taka praca.
- Człowiek?- zapytałam patrząc na nią. Nerwowo bawiła się palcami, a na dźwięk mojego głosu aż podskoczyła. Może i nie jestem człowiekiem ale wyglądam tak jak oni, więc nie wiem co ich tak we mnie przeraża.
- T-tak- odparła drżącym głosem.
- Świetnie, będzie prościej- oddałam jej zdjęcie chłopaka- Masz przy sobie coś co należy do niego?
- Mam tylko ten naszyjnik- ujęła w dłoń łańcuszek wiszący na jej szyi, na końcu którego huśtał się mały srebrny samolocik, który wyglądał jak te które robią małe dzieci z papieru.
- Za mało.
- Nic więcej nie mam.- spojrzała w moim kierunku, nie mogłam niestety zobaczyć jej twarzy. Wciąż ukrywała ją pod kapturem, jej myśli również były nie jasne jakby ukryte pod jakimś czarem, którego nie miałam ochoty rozpracowywać. Widocznie bardzo zależy jej na anonimowości.
- Więc jutro dostarcz coś co do niego należy na ten adres- pstryknęłam palcami. Najpierw pojawiły się złoto fioletowe iskry, a gdy opadły między palcami została czarna prostokątna karteczka ze złotymi literami. Podałam ją dziewczynie.
- Uwzględnij proszę to, że ja przesypiam zwykle całe dnie i nie przychodź przed zachodem słońca.- skinęła głową.- Jeśli to wszystko to pozwolisz że wrócę do swoich zajęć.
 Nie czekając na jej odpowiedź zsunęłam się z hokera z zamiarem wrócenia na parkiet. Bo w końcu przyszłam tu żeby się bawić. Ale jak zwykle wszędzie są jakieś nieszczęśliwe duszyczki, chcące pozbyć się innych, zasługujących na to lub nie, duszyczek. Zayn wychylił się przez bar i złapał mnie za nadgarstek, zanim zdążyłam się oddalić.
- Miałaś przestać!- warknął odciągając mnie na bok. No i się zaczyna, pomyślałam wywracając oczami.
- Kłamałam. I wiesz co dzisiaj zdążyłam już zabić jednego nocnego łowcę - powiedziałam spokojnie, z demonicznym uśmiechem. zajełam miejsce na najbliższym hokerze. On stał za barem patrząc na mnie groźnie i wciąż trzymając moją rękę abym mu nie uciekła i wysłuchała jego nudnej gadki.
- Nie rozumiesz że jeśli nie przestaniesz to Clave wreszcie cię dopadnie!- był bardzo wkurzony. Choć nie wiem czy bardziej przeze mnie czy zbliżającą się pełnie.
- Nie dopadli wtedy i nie dopadną teraz- odparłam spokojnym, a wręcz znudzonym tonem bawiąc się podkładką pod szklanki.
- Nie żyjemy już w średniowieczu!- ścisnął mocniej moją rękę wbijając w nią pazury.- W końcu cię znajdą.
- Puki co nie znaleźli! - wyrwałam nadgarstek z jego uścisku, na wewnętrznej stronie miałam teraz krwawe ślady po jego pazurach. Zagoiły się niemal natychmiast.- I wciąż mogę prowadzić moje nudne życie polegające na śmianiu się, pieprzeniu, i zabijaniu! - wyliczyłam na palcach, znów schodząc z hokera i kierując swoje kroki do wyjścia. Przeskoczył nad barem i zagrodził mi drogę
- A jeśli tego nie zrozumiesz dołączysz do tych trzecich, choć ja wolałabym cię w drugiej opcji.- Zbliżyłam się do niego na odległość niemal minimalną, przez materiał koszulki czułam żar jego rozpalonej skóry i słyszałam przyspieszony rytm serca. Nie odsunął się, chodź wyczuwałam gromadzące się w nim uczucie strachu. Podniosłam wzrok by spojrzeć w te jego błyszczące oczy, wpatrywał się wściekle w moją twarz. Nic jednak nie mówił, najwidoczniej wreszcie odkrył że i tak go nie posłucham. Mimo to dalej uparcie nie powalał mi wyjść. Jakby miał nadzieję że może jednak kiedyś uda mu się mnie zmienić. Próżne jego nadzieje.
- A teraz jeśli pozwolisz, wyjdę, chciałabym zrealizować drugi i może też trzeci punkt mojego panu dnia.-  uniosłam dłoń przesunęłam po jego policzku, powoli go omijając. Będąc tak blisko nie mogłam nie wykorzystać okazji, wspięłam się na palce i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Po czym szybko zniknęłam za drzwiami. Na zewnątrz natychmiast rozłożyłam skrzydła i odleciałam.
Wprawdzie powiedziałam mu jakie są moje plany ale nie miałam ochoty ich realizować. Kolejna kłótnia z nim zepsuła mi humor. Poza tym za godzinę lub dwie zacznie świtać, a ja za słońcem nie przepadam, dlatego wolałam wrócić prosto do mieszkania i jak zwykle przespać cały dzień.
***
Hej!! Długo mnie tu nie było, nawet bardzo bardzo długo. Ale każdy kto pisze wie że czasami pisarzom zdarzają się zastoje twórcze, dłuższe lub krótsze. Mój zastój się skończył, (mam nadzieję) i wpadłam na taki oto pomysł na imagin. Piszcze jak wam się podoba i czy chcecie kolejne części :)
~Wampris~

piątek, 11 października 2013

Harry

Dla Alicji O.
 Która ma dzisiaj urodziny. I z tej okazji ten imagin i życzenia. Byś spotkała One Direction i by twoje marzenia się spełniły i byś zawsze była szczęśliwa z życia. Więc 1oo Lat! Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

 Muzyka...


Od zawsze we mnie wierzyłaś. Dodawałaś otuchy i motywowałaś do działania.
To TY podałaś mi formularz zgłoszeniowy do XFactor'a.
To Ty byłaś ze mną na kastingu. 
To TY pocieszałaś mnie jak odpadłem.
To TY cieszyłaś się jak dostałem szansę i dostałem się do zespołu.
To TY byłaś na widowni podczas każdego odcinka. 
To TY pocieszałaś mnie podczas gdy przegraliśmy.
To TY cieszyłaś się ze mną jak dostaliśmy tą szansę.
To TY pomagałaś mi przez trzy lata.
To Ty wspierałaś mnie jak miałem doła,
jak leczyłem stratę po dziewczynach,
gdy byłem chory to ty się mną opiekowałaś.
I to wszystko za cenę przyjaźni.
Byłaś, jesteś niezastąpiona.
Dlaczego się zawahałem?
Bo odeszłaś....
Odeszłaś i nic, ani nikt nie może Cię zastąpić.
Odeszłaś bo to teraz ty potrzebowałaś pomocy.
A co Ci jej nie udzieliłem.
Bawiłem się w klubie za miast być z tobą 
i leczyć rany.....
Leczyć rany po nieudanym związku.
Jaki ja byłem głupi.
Dalej jestem, bo nic z tym nie robię.
Muszę coś z tym zrobić.
Odnajdę Cię.
Zrobię to dla nas.
Dla mnie.
Dla Ciebie.
Obiecuję.

Zamknąłem dziennik i wstałem z kanapy. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę mojej sypialni. Wyciągnąłem z dołu szafy niewielką torbę i spakowałem do mniej kilka najpotrzebniejszych rzeczy. A na sam wierzch wsadziłem dziennik.  Zamknąłem ją zamkiem błyskawicznym i udałem się do przedpokoju domu. Ubrałem buty i płaszcz. Chwyciłem z szafki kluczyki od samochodu i wyszedłem z domu zamykając go uprzednio. Wsiadłem do auta i ruszyłem.

Przejechałem cały Londyn w z dłuż i w szerz.
Nigdzie Cię nie ma.
Byłem w domu każdej twojej znajomej,
znajomego i byłego chłopaka.
Lecz nic.
Wszyscy odpowiadają mi :
"Nie wiem gdzie jest, niestety nie mogę Ci pomóc."
Jutro jadę do Holmes Chapel.
Do jej rodzinnego domu.
Mam nadzieję, że ją tam znajdę.

 Wysiadłem z auta i szybkim krokiem zacząłem kierować się w stronę drzwi domu w którym (t.i.) się wychowała. Stanąłem przed drzwiami i energicznie zapukałem. Po chwili w drzwiach pojawiła się ruda kobieta w średnim wieku, na pewno nie mama (t.i.).
- Dzień Dobry, czy jest (t.i.)? - Spytałem z nadzieją.
- Niestety to chyba pomyłka. - Powiedziała zdezorientowana kobieta i już miała zamykać drzwi, gdy zagrodziłem jej ręką.
- To nie jest dom Państwa (t.n.)? - Spytałem.
- Niestety Państwo (t.n.) wyprowadzili się stąd rok temu z powrotem po Polski a ja razem z mężem kupiliśmy ten dom od nich. - Powiedziała a ja zacząłem analizować jej słowa. No tak przecież jej rodzice pochodzą z Polski i przeprowadzili się tu z powodu interesów a dopiero później urodziła się (t.i.).
- A nie wie dokładnie pani do jakiego miasta? - Spytałem z nadzieją. 
- Coś wspominali, ze do stolicy bo ich firma się tam rozrasta czy coś. 
- Dobrze dziękuję Pani, do widzenia. - Powiedziałem i odwróciłem się i zacząłem iść w stronę swojego samochodu nawet nie czekając na odpowiedź kobiety.

Siedzę teraz w samolocie do Polski.
Przed chwilą sprawdziłem położenie firmy jej ojca.
Mieści się gdzieś w jakimś wielkim wiżowcu, czy coś.
Zapisałem sobie dokładny adres na kartce i dam ją
kierowcy taksówki jak będę już na miejscu.

- Dzień Dobry. - Powiedziałem do jakiejś blondynki mniej więcej w moim wieku siedzącej za wielką ladą.
- Witam, w czym mogę pomóc? - Spytała z uśmiechem. 
- Ja do Pana (t.n.). - Powiedziałem.
- A był Pan umówiony? - Spytała i poczułem właśnie jak mój plan właśnie lega w gruzach. 
- Niestety nie. 
- To ja niestety nie mogę Pana do niego wpuścić ale możemy się umówić. A tak w ogóle to w jakiej Pan jest sprawie? - Spytała, otwierając gruby kalendarz.
- W osobistej. - Odpowiedziałem, na co ona zamknęła zeszyt.
- Jak tak to niestety ja Panu nie pomogę. - Powiedziała.
- A nie może mi Pani podać chociaż numer jego telefonu? - Spytałem z nadzieją.
- Niestety obawiam się, że nie. 
- Naprawdę? Nie da się nic zrobić? Nie może pani do niego teraz zadzwonić i zapytać się czy nie może mi podać swojego numeru telefonu? - Zaproponowałem. Na co ona przytaknęła i zaczęła wykręcać numer.

Ojciec (t.i.) kazał podać mi swój numer.
A ja od razu po wyjściu z budynku zadzwoniłem z niego.
Podał mi adres ich obecnego zamieszkania.
I powiedział, że za jakąś godzinę 
mama (t.i.) powinna być w domu. 
Nie chciałem nic mówić przez
telefon o co mi chodzi więc podziękowałem
i rozłączyłem się.
Jest nareszcie coś poszło w dobrą stronę
bym mógł ją odnaleźć.

Zapukałem energicznie w dębowe drzwi i już po chwili w nich pojawiła się uśmiechnięta mama (t.i.).
- Dzień Dobry. - Powiedziałem i wszedłem do środka. 
- Witaj. - Odpowiedziała i zaprosiła mnie w głąb domu. Ściągnąłem płaszcz i buty. Zostawiłem torbę i zacząłem iść za kobietą do wielkiego salonu.
- Przyjechałeś po to by odnaleźć (t.i.). - Stwierdziła siadając na kanapie. I wlewając do dwóch filiżanek herbatę.
- Skąd Pani wie? - Spytałem zdziwiony?   
- A po co innego miał byś tu przychodzić? Niestety (t.i.) nie ma w z nami w Polsce. - Powiedziała.
- To gdzie jest? - Spytałem zaciekawiony.
- W Nowym Jorku, wyjechała tam po tym jak ją zraniłeś. - Powiedziała skruszona.
- Wiem, powinienem jej w tedy pomóc.
- Nie tyle pomóc, co zrozumieć. 
- Co zrozumieć? - Spytałem zszokowany. 
- Ona Cię kochała i pewnie dalej kocha. Powinieneś z nią o tym porozmawiać a nie ignorować. - Słowa mamy (t.i.) zabolały i to bardzo. Ona mnie kochała. I może jest jeszcze jakaś nadzieja, że mnie kocha. 
- Muszę ją odnaleść, proszę niech Pani powie mi gdzie ona się teraz znajduję. To dla mnie bardzo ważne. 
- Dobrze, ale wiedź, że Ona Cię nienawidzi.

Ona mnie kocha?
Kochała?
A ja głupi, tego nie zauważyłem.
Jestem idiotą.  
Jak ja mogłem tego nie zauważyć?
Muszę ją odnaleźć
i powiedzieć jej, że....
Kocham ją!

  Jeszcze raz popatrzyłem na krateczkę i na tabliczkę gdzie widniał adres domu przed którym teraz stoję. Ostrożnie zapukałem do drzwi. Odsunąłem się i czekałem jak otworzy mi drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły a w nich stanęła ONA. Ubrana w zwykłe szare dresy i czarną bluzę. Mimo iż jej strój nie zachwycał wygląda pięknie. Jak zawsze. Gdy spojrzałem na jej twarz moje serce zaczęło wybijać nieregularny rytm.
- (t.i.). - Zacząłem.
- Czego tu chcesz? - Spytała ostro.
- Przyjechałem Cię odzyskać i powiedzieć Ci jedną bardzo ważną rzecz.
- Jaką? - Spytała zaciekawiona.
- Ja Cie kocham (t.i.). Wiem, że przedtem tego nie okazywałem, bo nie wiedziałem jeszcze o tym. Nie docierało do mnie to, że się w tobie zakochałem. Ale teraz już to wiem. I żałuję naprawdę tego, że wcześniej tego nie zauważyłem i Ci nie pomogłem. Nie wspierałem Cię tak jak ty mnie przez całe życie. Naprawę chciałbym cofnąć czas lecz nie mogę. Lecz i tak proszę Cie daj mi jedną szanse a obiecuję, że jej nie zmarnuję. Kocham Cię. - Powiedziałem i zacząłem się do niej zbliżać. Chwyciłem ją za rękę i popatrzyłem siew  jej oczy w których zaczęły zbierać się łzy.
- Tylko pytanie czy ty mnie też i dasz mi tą szansę? - Dodałem ściszonym głosem.
- Też Cie kocham Harry. - Powiedziała a ja mocno ją przytuliłem.  Odsunęłam się troszkę od niej i popatrzyłem się na jej usta które aż same prosiły się by je pocałować. Zacząłem się do niej zbliżać aż w końcu złączyliśmy eis w pocałunku, który został przerwany przez nią.
- Ale proszę obiecaj mi, że nie zmarnujesz szansy.
- Obiecuję, że jej nie zmarnuję. - Powiedziałem. 

I zyskałem wszystko to na czym
mi zależało i nadal zależy.
Nie poddałem się.
I nie mam zamiaru tego robić.
Znalazłem ją.
Bo szukałem.
I znalazłem swoją miłość.

"Szukajcie a znajdziecie."

 

Przepraszam, że tak późno 
ale nie miałam czasu.
Wszystkiego najlepszego! 

czwartek, 3 października 2013

Harry

Prompts: Alusia:)


Zbiegłam po schodach po czym zaczęłam iść w stronę kuchni. Podpaliłam wodę w czajniku. Z jednej z dębowych szafek wyciągnęłam proszek z którego za chwilę będzie gorąca czekolada. Do czerwonego kubka wsypałam proszek po czym zalałam go wodą. Do kubka łożyłam kilka pianek i chwyciłam kubek w dłonie. I zaczęłam iść w stronę skórzanej kanapy w salonie. Przykryłam się kocem i zaczęłam przeskakiwać z kanału na kanał. Zatrzymałam się dopiero wtedy gdy zobaczyłam mój ulubiony film. Troszkę pod głosiłam i odłożyłam pilota, upijając łyk z kubka.
Upiłam właśnie ostatni łyk pysznego napoju, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Od razu po moim ciele przeszedł dreszcz. Kto to może być? Przecież Harry ma dzisiaj koncert, który zaczyna się za chwilę i szanse żeby mógł wyjść z hali są tak nikłe, że chyba ich nie ma. Powoli zaczynałam wstawać, gdy zobaczyłam, że w salonie stoi Niall?!
- Niall? Co ty tu robisz? - Spytałam zdziwiona.
- Przyjechałem po Ciebie. - Powiedział jak by to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- Ale po co? - Zapytałam zdziwiona.
- No zbieraj się bo idziesz dzisiaj na nasz koncert. - Zarządził, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę drzwi, lecz po chwili stanęłam.
- Muszę się ubrać.
- Ale przecież jesteś ubrana. - Po wypowiedzeniu tych słów zaśmiał się. - Uwierz mi wyglądasz ślicznie, i Harry'emu będzie się to podobało. Więc szybko ubieraj płaszczyk i buty i idziemy. Schyliłam się i zaczęłam ubierać buty.
- A właściwie to dlaczego ty tu przyjechałeś a nie Harry? - Spytałam prostując się i zaczynając ubierać płaszcz.
- No musiał coś załatwić....a co nie podoba Ci się moje towarzystwo? -  Spytał podejrzliwie gdy wyszliśmy już z budynku.
- Nie ależ skąd, jak bym śmiała? - Po czym wszyscy się zaśmialiśmy. Weszliśmy do pojazdu Horan'a. Po zajęciu swoich miejsc samochód ruszył i zaczęliśmy jechać w stronę wielkiej hali, gdzie chłopcy mają dzisiaj koncert.

***

- A tak właściwie to po co mnie tu przywlokłeś? - Spytałam wchodząc do wielkiego budynku. Nie odpowiedział mi tylko dalej szedł gdy skręcił w długi szary korytarz.
- Odpowiesz? - Zadałam mu kolejne pytanie. Lecz dalej szedł nie odzywając się ani słowem, gdy doszliśmy do końca korytarza i weszliśmy do jednej z sali gdzie od razu Niall'a dopadł Paul a mnie Lou.
- Niall na miejsce za trzy minuty zaczynamy! - Krzyknął na niego a ten ja torpeda wyleciał z pomieszczenia.
- Hej (t.i.)! - Przywitała mnie Lou buziakiem w policzek i gorącym uśmiechem.
- Cześć! - Odpowiedziałam ściągając z szyi szalik a z górnej części ciała płaszcz i odłożyłam je na kanapę stojącej kilka kroków ode mnie.
- Lou powiesz mi po co mnie tu ściągnęli? - Spytałam sadzając obok niej na tej samej skurzanej kanapie na której położyłam swoje rzeczy.
- No co Harry, chciał byś była na jego koncercie. - Powiedziała jak by to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - To co idziemy zobaczyć jak sobie radzą? - Spytała na co przytaknęłam jej głową. Wstałyśmy i skierowaliśmy się pod boczne rusztowania gdzie doskonale widać całą scenę i chłopców na niej. Pierwsza piosenka, druga.... Niesamowite show. Tak samo niesamowite to jak rzadko bywam na jego koncertach. I ogólnie koncertach. Muszę częściej zacząć chodzić na tego typu imprezy.
- Wiesz za raz będzie przerwa i muszę iść i pomóc im....więc jak chcesz to możesz zostać albo iść i mi pomóc? - Zaproponowała a ja uśmiechnęłam się i odpowiedziałam.
- Oczywiście, że Ci pomogę. - Wstałyśmy z jednej z belek na której siedziałyśmy i podziwiałyśmy występ i zaczęłyśmy iść w stronę sali gdzie czekają już styliści i inni ludzie którzy dbają o ich wygląd. Po chwili do pokoju wpadli chłopcy i zaczęli ściągać swoje ubrania i zaczęli ubiera garnitury?
- Czemu się tak elegancko ubieracie? - Spytałam z zaciekawieniem Harry'ego który na moje słowa się wzdrygnął.
- Och....skarbie, hej! - Powiedział uradowany obdarowując moje usta słodkim pocałunkiem.
- To odpowiesz na moje pytanie? - Zadałam koleje pytanie. Lecz on tylko się uśmiechnął i kończąc zakładając muszkę pocałował mnie w policzek.
- A co nie podoba Ci się? - Spytał gdy Lou poprawiała mu jego fryzurę.
- Bardzo ale...
- Jak Ci się podoba to nie ma żadnego ale. - Przerwał mi perfidnie.
- (t.i.) podasz mi lakier stroi tam na stole.
- Już. - Powiedziałam i podeszłam do stolika gdzie stały wszystkie rzeczy które pomagały by włosy chłopców były idealne. - Który?
- (t.i.) podaj tą czarną z czerwoną czcionką. - Powiedziała a ja rzuciłam w jej stronę rzecz o którą poprosiła.
- Trzydzieści sekund! - Krzyknął Paul i chłopcy zaczęli wychodzić z pomieszczenia. Gdy Harry miał już opuścić sale odwrócił się do mnie i posłał mi buziaka w powietrzu i wypowiedział bezgłośnie "Kocham Cię". Ten mały gest a od razu moje serce zmiękło. Takiego właśnie go kocham. Słodkiego i czułego, mojego Harry'ego. Stałam tak, gdy poczułam jak ktoś objął mnie od tyłu. Przekręciłam głowę w prawo i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Lou.
- Kochany nasz ten Harry. - Westchnęła.
- Ej, bo poczuję się zazdrosna. - Zażartowałam, na co obie się zaśmiałyśmy. 
- (t.i.) na scenę! - Krzyknął w drzwiach z uśmiechem Paul.
- Co? - Spytałam zdezorientowana.
- To co słyszałaś, na scenę! - Krzyknął i zaczął iść w moją stronę po czym złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę sceny. Co? Po co ja tam? Co oni znowu wymyślili? Zaczęłam stawiać pierwsze kroki na scenie, gdy zobaczyłam na samym środku niej Harry'ego a gdzieś z boku resztę zespołu. 
- (t.i.)! - Powiedział do mikrofonu Harry i wyciągnął w moją stronę rękę. Powoli zaczęłam iść w jego stronę. W całej hali zastała błoga cisza. Było tylko słychać moje kroki i bicie mojego serca. Nigdy nie byłam na scenie przy tak wielkiej publiczności. to wielki stres a chłopcy dostrzegają tego bardzo często przez koncerty i inne występy. Gdy już stanęłam naprzeciwko bruneta, a bokiem do publiczności, popatrzyłam się w jego oczy.
- Skarbie, wiesz, że kocham Cię nad życie. Jesteś dla mnie wszystkim! Nie wyobrażam sobie bez Ciebie mojego życia. Jesteś tym głównym powodem dla którego codziennie wstaję i zaczynam nowy dzień, to wszystko dla Ciebie. Więc chce Cię zapytać czy... - Przerwał i wyciągnął z kieszeni spodni czerwone pudełeczko. Kleknął i odłożył mikrofon na bok, do którego cały czas mówił. Chwycił pudełeczko w obie ręce i je otworzył i patrząc prosto w moje przeszklone oczy zapytał. - Czy sprawisz że będe najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi i zostaniesz panią Styles?
- Tak, Harry wyjdę za Ciebie! - Powiedziałam i brunet włożył mi piękny pierścionek na palec. Wstał i zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. W sekundzie kiedy nasze usta się dotknęły na całej sali zabrzmiały krzyki, wiwaty i oklaski. Gdzieniegdzie można było usłyszeć płacz. Uśmiechnęłam się na tej gest z strony fanek. Nagle na całą salę zaczęły spadać kolorowe konfetti, a wokół tego zaczęły tańczyć lasery i inne tego typu rzeczy. Gdy niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Znów popatrzyłam siew oczy mojego narzeczonego. 
- Kocham Cię. - Wyszeptałam Cicho,a el na tyle głośno by to usłyszał.
- Ja ciebie też skarbie. - Odpowiedział mi i mocniej objął moją talię, swoimi dużymi dłońmi, które będą już tylko dotykać mnie
pocałował, tak jak już będzie całował tylko mnie,
wypowiedział te magiczne dwa słowa, które są już zarezerwowane tylko dla mnie,
on już jest cały mój.
Był,
Jest
i będzie.

 
W końcu napisałam.
Zdziwicie się pewnie jak 
powiem wam, że miał być w niedziele.
Ale cóż choroba odbiera trochę siły,
a to bark czasu, chęci lub kara.
Ale jest i mam nadzieję, że się wam spodoba.
Kocham was <3