piątek, 27 września 2013

Niall^^

Imagin dla: @seWeraJestem z okazji jej urodzin jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Spełnienia marzeń!

Pchnęłam drzwi kawiarni i przekroczyłam próg. Stawiając niepewne kroki doszłam do baru. Strach górował w moim ciele. A to wszystko z powodu rozmowy w sprawie pracy. 
- Dzień dobry, byłam dzisiaj umówiona w sprawie pracy. - Powiedziałam drżącym głosem w stronę ciemnoskórej brunetki wycierającej szklani za barem. 
- Pani (t.i)? - Spytała na co pokiwałam głową. - Szef już na panią czeka. - Odłożyła przedmioty na bar i gestem ręki wskazała bym do niej podeszła. Powolnym krokiem zrobiła to co mi kazała.
- Proszę za mną. - I zaczęła iść w stronę zaplecza dołączyłam do niej i po chwili stanęłyśmy pod mahoniowymi drzwiami. - Proszę to tutaj. - Powiedziała i posłała mi szczery uśmiech. Niepewnie go odwzajemniałam. Dziewczyna odeszła a ja zaczerpnęłam powietrze po czym szubko je wypuściłam. Drżącą ręką zapukałam i po usłyszeniu męskiego "Proszę". Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka.
- Dzień Dobry. - Powiedziałam i poczułam jak pot spływa mi po rękach. 
- Wita, proszę usiąść. - Powiedział, a ja posłusznie wykonałam polecenie.

***

- Dziękuję Pani bardzo. - Powiedziałam z uśmiechem ściskając jego dłoń. - Do jutra. - Dodałam i już się miałam odwrócić z zamiarem wyjścia, gdy zatrzymały mnie słowa Pana Jace'a.
- I wszystkiego Najlepszego z Okazji urodzin. - Powiedział a ja zdezorientowana popatrzyłam się na niego. Widząc moją mnie troszkę się zmieszał. - Przepraszam ale w pani CV pisało...
- Nie to ja przepraszam i dziękuję. Po prostu zapomniałam, że to dzisiaj. - Powiedziałam z uśmiechem.
- Nie ładnie zapominać o swoich urodzinach. - Pogroził mi palcem, na co się zaśmiałam.
- Przepraszam już nie będę. Do widzenia. - Powiedziałam i zniknęłam za drzwiami. Tak! Doskonale. Zaczęłam studia i dostałam wymarzona pracę. I mam dzisiaj urodziny! Uderzyłam się otwartą ręką w czoło i skarciłam się w myślach. Co za idiota zapominania o swoich urodzinach? Szybkim krokiem ruszyłam na salę i żegnając się z kelnerką wyszłam z lokalu. Powolnym krokiem udałam się w stronę domu. Mojego i Niall'a. Ach.... Szkoda, że nie może być teraz ze mną ale cóż nie mogę mu zabronić jeździć z trasy. Mimo to, że moje serce potrzebuję dawki jego ciała. Chciała bym by choć w ten jeden dzień był ze mną. Ale cóż.....życie jest czasami okrutne. Spuściłam głowę w dół i podziwiając moje buty doszłam do domu. Wyjęłam klucze z torebki i otworzyłam je odpowiednim. Ściągnęłam z siebie niepotrzebne ubranie oraz buty i zostawiając torebkę w przedpokoju udałam się w stronę salonu. Bezwładnie opadłam na kanapę i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam coś ciężkiego na moim brzuchu. Krzyknęłam i otworzyłam oczy. Ku mojemu zaskoczeniu obok łóżka klęczy Niall i trzyma głowę na moim brzuchu. 
- Niall! - Krzyknęłam radośnie. Zeskoczyłam z kanapy kucając obok niego i objęłam go mocno. Poczułam jak on zamyka mnie w uścisku. Nie rozluźniając uścisku zatopiłam się w jego ustach. Czego teraz w tym momencie najbardziej potrzebowałam. Poczuć smak jego ust. Niechętnie się od niego odsunęłam.
- Co ty tu robisz? - Spytałam nadal pozostając w mocnych objęciach blondyna.
- Myślisz, że tak po prostu mógłbym olać Ciebie i twoje urodziny i nie przyjechać do Ciebie?! - Spytał. A ja pokiwałam głową na "nie". - No właśnie, ale dość o mnie to ty dzisiaj jesteś najważniejsza. - Wypuścił mnie z objęć i wstał. - Chodź nie ukrywam tak jest zawsze ale dzisiaj szczególnie. - Zaśmiałam się na jego słowa i wyciągnęłam rękę w jego kierunku by pomógł mi wstać.
- No to co idziemy. - Bardziej stwierdził niż zapytał, chwycił mnie pod rękę i zaczął prowadzić w stronę drzwi.
- Co? Chwileczkę muszę się przebrać. - Zatrzymałam się a on odwrócił mnie do siebie przodem i popatrzył mi się prosto w oczy. - Skarbie wyglądasz ślicznie. No może z małym detalem. - Powiedział a ja z dziwieniem się na niego popatrzyłam. Chwycił za gumkę od mojego koczka i pociągnął w sposób czego moje włosy opadły zakrywając przy tym ramiona, kark i plecy. - Teraz jest idealnie. - Uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos. Ubraliśmy buty a ja jeszcze narzuciłam na siebie marynarkę. I wyszliśmy z domu. Powoli szliśmy przytuleni do siebie po Londyńskich ulicach, które ogarnął półmrok. Co chwilę echem niosły się nasze głośne śmiechy. I właśnie tego mi brakowało, przez ten czas kiedy go nie było, tych beztroskich chwil, gdzie nie musimy się o nic martwić. I jest tylko ja i on. Nasze nogi celowo lub przypadkiem doprowadziły nas na Tower Bridge. Stanęliśmy na samym środku. Ja oparta o bajerki a on objął mnie w tali a swój podbródek umieścił na moim ramieniu i napawaliśmy się widokiem nocnego Londynu.
- Tak mogło być już zawsze. - Przerwałam ciszę, która między nami się wytworzyła.
- Tak czyli jak? - Zapytał zainteresowany.
- Tak, że jesteśmy tylko ty i ja. Razem. Już na zawsze. Możesz mi to obiecać? - Spytał przekręcając głowę w jego stronę. 
- Obiecuję, skarbie. - Powiedział i cmoknął mnie w czoło. - A po ki co. - Powiedział i wyprostował się i przekręcił mnie tek, że jestem teraz tyłem do barierki a przodem do niego. - Chciałbym CI złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin. Byś zawsze była taka uśmiechnięta jak jesteś teraz, byś kochała mnie całym sercem i wytrzymała ze mną resztę życia aniołku. - Powiedział i złączył nasze usta. Po chwili się ode mnie odsunął i wyjął coś z kieszeni. - I mam dla Ciebie pewien mały prezent. - Powiedział wyciągając z pudełeczka zgrabną bransoletkę z wygrawerowanym napisem "Live, Love, Laugh" i zręcznie zapiął mi ją na nadgarstku.
- Jej, dziękuję kochanie. - Powiedziałam podziwiając bransoletkę na moim nadgarstku po czym objęłam rękami jego kark.
- I mogę Ci obiecać, że z twoje ostatnie i przed ostanie życzenia się spełnią. - Powiedziałam z uśmiechem i musnęłam jego usta.
- Obcujesz? - Spytał z uśmiech, zaplatając swoje ręce na moich plecach. 
- Obiecuję. - Odpowiedzialnym i złączyłam nasze usta w pocałunku.

Nie obiecuj czegoś czego nie możesz zrobić, bo złamana obietnic boli czasem bardziej niż zdrada.  


 Wiem mam przerwę. Ale cóż.
Myślałam dzisiaj nad tym dlaczego nie piszę.
I olśniło mnie dlaczego miałam niechęć do pisania.
Nie wiem czy was to obchodzi więc...
POWRACAM!
Imaginy będą pojawiać się najszczęśniejszej
jak będę mogła. Mam nadzieje, że
jesteście szczęśliwi.
 

wtorek, 24 września 2013

Zayn Harry ^,^

Prompts : Potterowa ;*

Usłyszałam dźwięk klucza przekręcającego się w drzwiach frontowych. Wrócił. Od razu całe moje ciało ogarnął strach. Ostrożnie przewróciłam się na prawy bok. Czwarta pięćdziesiąt cztery. Nierówne kroki stawiane przez Malik'a doprowadziły go do naszej sypialni. Szybko zamknęłam oczy i wyrównałam oddech, by wyglądało, że jestem pogrożona w głębokim śnie. Wytężyłam narząd słuchu i zaczęłam analizować każdy jego ruch. Ściągnął bluzę, zsunął spodnie i runął obok mnie na łóżko. Z momentem zbliżenia do mnie poczułam ostrą woń papierosów oraz alkoholu. Mocniej zacisnęłam powieki. Normalnie już dawno by mnie od niego odrzuciło ale w tym momencie nie mogę dać po sobie poznać, że nie śpię. Rozluźniłam mięśnie i dalej analizowałam co robi. Przykrył się kołdrą i zaczerpnął kilka porządnych wdechów. Po chili usłyszałam jak chrapie. Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam oczy. Popatrzyłam się na jego twarz. Jest taka spokojna, łagodna, mimo lekkiego zarostu delikatna. Te jest mój kochany Zayn. Te jest ten mężczyzna w którym się zakochałam a nie w tym kim się teraz stał. Alkohol, papierosy i imprezy zawładnęły jego życiem. Gdy nie był w trasie jego harmonogram dnia wyglądał tak: Spanie do późna, oglądanie telewizji a później wychodzenie na imprezy czy gdziekolwiek indziej. A gdzie ja w tym wszystkim? No tak ktoś musi się zajmować domem, prać mu jakoś o niego dbać. Każde rozmowy z nim kończą się tak samo albo kutnią lub tym, że on podnosi na mnie rękę. To drugie zdarza się kiedy jest pod wpływem. Mam tego serdecznie dość ale nie odejdę od niego. Dlaczego? Za bardzo go kocham. Jutro z nim porozmawiam, bo jak na razie jestem straszliwie zmęczona.

Powoli otworzyłam oczy i niezgrabnie odwróciłam się na drugi bok. I to co zobaczyłam zszokowało mnie. A raczej tego czego nie zobaczyłam. Na miejscy gdzie wczoraj kładł się Zayn nikogo nie było. Zawsze ale ta zawsze ja wstawałam pierwsza nie ma bata by było inaczej. Przypatrzyłam się jeszcze dokładnie miejscu i zobaczyłam małą dość zgrabnie złożoną karteczkę z moim imieniem. Chwyciłam ją w rękę i rozłożyłam. Ten charakterystyczny styl pisma to na pewno Malik.

Musimy porozmawiać.
Przyjdź dzisiaj o 17 w nasze miejsce.

Zayn.

O jakie to słodkie nadal pamięta nasze miejsce, którym jest wieki dąb w parku. Nie byliśmy tam razem od wieków. To takie mile, że mimo to jaka jest teraz pomiędzy nami sytuacja dalej. Chce porozmawiać. Ciekawe co się stało. Mam nadzieję, że nic strasznego. Może opamiętał się i chce się zmieć, zaczynając od tego, że wytłumaczy i przeprosi mnie za to wszystko w naszym miejscu? Już się nie mogę doczekać naszego spotkania. Spojrzałam na stoliczek nocną gdzie znajduję zegar który wskazuję teraz piętnastą czterdzieści pięć. O kurczę, ale sobie pospałam!

***

- Gdzie jest ta pieprzona bransoletka?! - Mówiłam sama do siebie szukając skórzanego przedmiotu. Przejrzałam chyba wszystkie szafki i półki w naszej sypialni i łazience. Został mi tylko stoliczek Zayn'a. - Chyba się nie obrazi jeśli tam zaglądnę. - Znów odezwałam się sama do siebie. I okrążając łóżko dotarłam do miejsca gdzie stał mebel. Otworzyłam pierwsza szufladę i zobaczyłam w niej pełno zdjęć jednej dziewczyny. Blondyna o zielonych oczach. Wzięłam jedno do ręki i dokładnie się jemu przyjrzałam. Przedstawiało tą blondynę na huśtawce w jakimś ogrodzie czy czymś podobnym. Odwróciłam zdjęcie a z tyłu widniał napis:
"Skarbie możne tak numerek na huśtawce w ogrodzie?"
Co czy....Zayn mnie zdradza, a może to tylko fanka która stara przyciągnąć swoją uwagę? Wzięłam do ręki następne zdjęcie i znów obróciłam.
"Dziękuję za ostatnią noc byłeś cudowny już nie mogę się doczekać"  
Następne....
"Tęsknie za twoim dotykiem"
Kolejne....
"Byłeś cudowny"
Z każdą kolejną fotografią do mich oczu napływała kolejna fala łez. Gwałtownie wstałam i chwytając kilka zdjęć w rękę wybiegłam z domu, zamykając go dokładnie.

***

Został mi ostatni zakręt uliczki parku i już zobaczyłam duży rozłożysty dąb. Pod nim stoi ON. Ten którego kocham i jednocześnie nienawidzę. Szybkie kroki doprowadziły mnie do niego. Gdy mnie zobaczył na jego twarz wkradł się uśmiech. Lecz gdy zobaczył moje łzy od razu jego twarz zmieniła wyraz. Bez skrupułów podeszłam do niego i ignorując to co do mnie mówi zasadziłam mu siarczysty cios w policzek.
- Ej, skarbie za co to? - Spytał zdziwiony. - Co się dzieje?
- Co się dzieję?! Ty najlepiej powinieneś wiedzieć co się dzieje! Kim ja byłam dla ciebie w ostatnim czasie?! Sprzątaczką? Służącą, która jest na twoje każde zawołanie? W czasie gdy ty bawiłeś się z tą zdzirą! - Krzyknęłam i rzuciłam w niego tymi wszystkim zdjęciami które miałam w ręce.
- Skąd to masz? - Krzyknął zdenerwowany. - Grzebałaś w moich rzeczach? - Rzucił zdenerwowany.
- Znalazłam to przez przypadek i wiesz nie musiałam się zbytnio wysilać by to znaleźć. - Powiedziałam.
- No to skoro już wiesz to......
- To co? - Przerwałam mu. - A z resztą nie ważne nienawidzę Cię i chce żebyś zniknął z mojego życia raz na zawsze! - Krzyczałam jak opętana zbytnio nie przejmując się tym co mówię. 
- Zrywasz ze mną? - Spytał chicho ale na tyle głośno bym to zrozumiała.
- Domyśl się, Malik. - I to były ostatnie słowa jakie powiedziałam w jego stronę. Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam jak najszybciej mogłam, nie zważając gdzie mnie poniesie. W tym momencie jest to nie ważne, byle jak najdalej od niego. Moje nogi przyprowadziły mnie na drygi koniec parku. W tą część gdzie nikt zazwyczaj nie przychodził. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i dałam łzą swobodnie płynąć po moich policzkach. Po cholerę on w ogóle chciał się ze mną spotkać, ale może w sumie i lepiej bo tak to nie wiem ile mogło by się to ciągnąć. Przynajmniej nie żyję już w kłamstwie. 

***

Poczułam ucisk w żołądku, spowodowany głodem. Nic dzisiaj prawie nie jadłam. Spojrzałam się na zegarek na moim nadgarstku. Dwudziesta pierwsza piętnaście. No cóż muszę coś zjeść. Ustałam z ławki i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z parku. Mimo to, że całe miasto ogarnęła ciemność nie boje się. Wyszłam z parku i skierowałam się w stronę najbliższego sklepu spożywczego. Niby najbliższy ale jednak dwie przecznice. Weszłam do sklepu i biorąc w ręce koszyk zaczęłam swoją przechadzkę po sklepie. Właśnie wchodziłam na dział z słodyczami, gdy poczułam jak się z kimś zderzam.
- Przepraszam. - Powiedziałam nie podnosząc głowy.
- (t.i.)! Co się stało? - Usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam zdziwioną twarz Harry'ego. - Co się stało?  - Ponowił pytanie. Na wspomnienie tego co się stało kilka godzin temu do moich oczów napłynęły łzy. Brunet najwyraźniej to zauważył gdyż od razu mnie przytulił.
- Spokojnie (t.i.). - Mówił głaszcząc mnie po głowie. - Zabiorę Cię do siebie tylko dokończę zakupy, dobrze? - Odsunął się od mnie a ja tylko pokiwałam głową. - To masz tu kluczyki od auta wsiądź tam i poczekaj na mnie. Stoję przed wejściem. - Powiedział z uśmiechem, podając mi kluczę. Chwyciłam kluczyki i niemrawo odwzajemniłam uśmiech, zaczęłam iść w stronę wyjścia.  Opuściłam budynek i zaczęłam rozglądać za samochodem Styles'a. Jest! Podeszłam do czarnego BMW i pilotem otworzyłam drzwi. Siadłam na miejscy dla pasażera obok kierowcy i nie pozostało mi nic innego jak czekać na bruneta.

***

- Już jetem przeprasza, że tak długo ale była kolejka. Kupiłem też to co miałaś w koszyku. - Powiedział wsiadając do auta i wkładając na tylne siedzenia reklamówki z zakupami.
- Nie musiałeś ale dziękuję. - Wychrapałam.
- Musiałem, a jak by tam było coś ważnego czego nie mam w domu i musiałbym jechać po to jeszcze raz. - Powiedział zapalając samochód i włączając się do ruchu.
- Na przykład co? - Spytałam zaciekawiona.
- Podpaski, tampony, prezerwatywy.... - Chciał chyba dalej wymieniać ale przerwałam mu tą chwilę gdzie się upokarza.
- Dobrze, Styles, dobrze ale żadnej z tych rzeczy nie było w koszyku. - Zauważyłem.
- Wiem ale kupiłem. - Powiedział dumny.
- Już się boję zapytać co więc nie pytam. - Oj Harry nie jestem z nim nawet dziesięciu minut ale poprawił mi znacznie humor. Po chwili dojechaliśmy do posiadłości Styles'a. Ten zaparkował na podjeździe i  wyszedł z auta zabierając wszystkie reklamówki. Poszłam w jego ślady i też opuściłam pojazd.
- Pomóc Ci? - Spytałam, gdy stanęliśmy przed drzwiami.
- Jak byś mogła to w lewej kieszeni kurtki są klucze weź je i otwórz drzwi. - Powiedział a ja wykonałam jego polecenie. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Harry bez używania rąk ściągnął buty i powędrował z zakupami w głąb kuchni. Ja ściągnęłam swoje buty oraz marynarkę i gdy miałam zawiesić marynarkę na wieszaku zobaczyłam rękę Styles'a który obejmując mnie zawiesza swoją kurtkę.
- Chodź do salonu wszystko mi opowiesz. - Powiedział i zaczęliśmy iść w stronę kanapy w salonie.

***

-No i później poszłam do sklepu bo byłam straszliwie głodna i tak spotkałam tam Ciebie. - Zakończyłam swoją historię, czując jak po moich policzkach znów zaczynają lecieć łzy. Schowałam twarz w dłoniach i poczułam jak Harry objął mnie i mocno przytulił do swojej klatki piersiowej, kołysząc moje ciało dodawał mi otuchy. Po chwili usłyszałam jak szepcze mi do ucha.
- Idź do łazienki odśwież się jak chcesz za rac dam ci jakieś ubrania a ja zrobię coś Ci do jedzenia. - Powiedział. Osunęłam się od niego i posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Wstałam i skierowałam się do łazienki, po chwili przyszedł Harry wręczając mi jakąś koszulkę, ręcznik i według jego zapewnień nowe bokserki. Obmyłam się troszkę i przebrałam się w świeże ciuchy a te przepocone ułożyłam idealnie na pralce. I udałam się z powrotem do salonu. A zastałam tam Harry'ego siedzącego na dywanie a wokół niego pełno poduszek i misiów. Na stoliku leżała masa kanapek, popcornu i opakowań lodów, oraz kilka filmów.
- Coś mnie ominęło? - Spytałam siadając obok niego.
- Nic szczególnego. Postanowiłem, że na poprawę humoru dobre będą lody i komedia romantyczna. - Powiedział podając mi talerz z kanapkami. Porwałam jedną i ugryzłam kawałek.
- Co ja bym bez Ciebie zrobiła? - Spytałam. Nie zadaje zbędnych pytań, tylko robi wszystko bym zapomniała.
- Szczerze to nie chce myśleć co by przyszło do tej twojej główki i gdzie byś spędziła noc. - Powiedział a ja uderzyłam go w jego umięśnione ramię. 

***

Od tego feralnego dnia minął tydzień. Wyprowadziłam się na dobre od Zayn'a i tymczasowo mieszkam z Harry'm. Do puki niczego sobie nie znajdę ale jak na razie się na to nie zanosi. Z Harry'm zachowujemy się jak stare dobre małżeństwo. Jest idealnie. No może z tym wyjątkiem, ze zakochałam się w Harry'm. No cóż kto by się nie zakochał. Ta troska, opiekuńczość, uściski, czułe słówka. A co jest w tym złego? On zachowuję się tak tylko dlatego, że jestem jego koleżanką i pomaga mi się pozbierać po związku z Malik'iem. Wstałam jak zawsze pierwsza i udałam się do kuchni by przygotować śniadanie dla nas. Postawiłam na naleśniki gdyż od samego przebudzenia mam na nie straszną ochotę. 
Właśnie skończyłam smażyć ostatniego gdy poczułam rękę na biodrach i brodę na ramieniu.
- Co tak przepysznie pachnie? - Usłyszałam zaspany jeszcze głos loczka.
- Naleśniki, siadaj za raz podam.
- Kocham Cię. - Powiedział a ja osłupiałam. Nie mogę wykonać żadnego ruchu. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. 
- (t.i.) ja...
- Wyrwało Ci się dobrze rozumiem. - Powiedziałam nie odwracając się do niego. Z nadzieją, że to co powiedział jest prawdziwym uczuciem jakie czuje do mojej osoby.
- Nie. - Powiedział po chwili. - Nie wyrwało mi się tylko naprawdę coś do Ciebie czuje. - Powiedział i pociągnął mnie za łokieć w sposób czego stanęłam do niego przodem.
- Kocham Cię. I nie obchodzi mnie to, że w tym momencie możliwie spieszam moje relacje z tobą.
- Nic nie spieprzasz. - Przerwałam mu. - Też Cię kocham. - Powiedziałam i zaczęłam się do niego zbliżać, by połączyć nas w namiętnym pocałunku. 

 
Skończyła.
Na wet nie wiecie ile czasu się męczyłam
aby napisać to coś.
Nie wiem czy to zasługa choroby
czy tego, że tracę motywację 
do tego by dalej pisać.
Zastanawiał się czy nie odejść
z bloga. Mam jakieś tam pomysły ale nie mam
fizycznie siły by nic napisać.
To szkoła to coś innego i nie ma czasu.
Więc czemu nie przestać tego wszystkiego i nie odejść?
Na razie nie odejdę lecz zrobię sobie małą przerwę.
Mam nadzieję, że to zrozumiecie.
Mam nadzieję, że to coś po wyżej jest 
w miarę znośne do przeczytania.
Tak wiem jestem beznadziejna.

niedziela, 22 września 2013

Liam cz. 4

Oczami [t.i]:

Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez duże okno w moim pokoju. Moja mama weszła właśnie do pokoju i odsłoniła je po czym podeszła do mojego łóżka i pomimo mojego protestu zdarła ciepłą kołdrę która mnie otulała:
- Na miłość boską! Jest wpół do drugiej, wstań w końcu. Ileż można spać.
- Ja mogę długo. - odpowiedziałam lekko zachrypniętym głosem, jak to zwykle zaraz po przebudzeniu.
- Dzwoniła Caroline, masz przyjść dzisiaj do niej na imprezę, zagroziła że jak się nie zjawisz to będzie ona u nas w domu.
- Imprezę? Jaką imprezę?
- Dziś sylwester. - odpowiedziała po czym wyszła z pokoju i na odchodnym dodając: - za pół godziny obiad. Nie miałam innego wyjścia. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam i rozczesałam włosy a potem wrzuciłam na siebie moje ulubione stare wytarte dresy koloru bzu. Z dołu dochodziły piękne zapachy. Z ostatnio normalnym sobie zniechęceniem poszłam do jadalni i usiadłam przy stole. Niewiele myśląc zjadłam przygotowany przez mamę posiłek.
- To co wychodzisz wieczorem do przyjaciółki? - zapytał mnie tata ze szczerym zainteresowaniem.
- Nie wiem, ale raczej nie - odpowiedziałam z intonacją robota co zresztą też było dla mnie normalne i wcale nie uważałam że zachowuję się inaczej. Po moich słowach rodzice zaczęli delikatnie zwracać mi uwagę na moje ostatnie zachowanie. Po długich namowach zdzwoniłam w końcu do Caroline czy mam coś przynieść, w związku z imprezą. Porozmawiałam z nią chwilę i doszłam do wniosku że może być nawet że tak powiem "fajnie". Impreza zaczynała się o 20 więc musiałam zacząć się przygotowywać. Poszłam więc do swojego pokoju i zaglądając do wielkiej szafy po prostu przed nią wpatrując się bezmyślnie w jej zawartość. Ku mojej uldze z pomocą przyszła mi mama i siostra, chodź pomoc tej drugie składała się z komentarzy typu chłopakom się to nie spodoba. W końcu wspólnie wy brałyśmy ten zestaw. Nie był jakiś super ekstra ale z braku laku mogło być i to. W końcu przecież najważniejsza była dobra zabawa co u mnie mogło być problemem. Włosy zostawiłam rozpuszczone lekko podkręcając je lokówką. Wyszłam z domu i już po kilku minutach byłam u starej przyjaciółki. Mieszkała nie daleko ode mnie więc nie musiałam brać samochodu taty. Impreza zaczęła się już rozkręcać a ludzi przybywało coraz więcej. Nie pozostając w tyle przechyliłam już kilka kieliszków i wraz ze znajomymi wirowaliśmy na parkiecie który w rzeczywistości był zwykłym salonem przerobionym tak że kanapy zostały odsunięte pod ściany a u sufitu wisiała kula dyskotekowa. Na ścianach porozwieszane były lampki choinkowe w najróżniejszych kolorach tęczy. Po kilku piosenkach puszczanych przez DJ-a którym był brat bliźniak Caroline była następna, wolna, z tych dla par. Obie więc odeszłyśmy na bok poszukać czegoś do picia. Wyszłyśmy na pole wraz z drinkami które po drodze złapaliśmy.
- Nie będą ci nic rodzice gadali za to co jest obecnie w środku? A wiesz że będzie jeszcze gorzej. - spytałam dziewczyny, która właśnie odpalała fajkę.
- Pewnie by i gadali ale wyjechali wczoraj w góry na kilka dni więc zdążę posprzątać razem z bratem.
- Wisz co, zawsze robicie świetne imprezy, powinniście się tym zająć na poważnie. Nawet ja jakoś dzisiaj daję radę.
- Twoja mama mówiła że jeszcze z łóżka nie wstałaś, jak o pierwszej dzwoniłam. Gadaj co jest?
- No właśnie w tym problem, nic nie ma. - odpowiedziałam krótko.

Oczami Liama:

- No dobra spróbuję znaleźć jakąś imprezę w pobliżu - odpowiedziałem w końcu na prośby moich 4 najlepszych przyjaciół.
- Dobra to wsiadamy do auta i wbijamy na jakąś domówkę. - powiedział Zayn.
- I myślisz że nas tak wpuszczą?- spytałem patrząc w ekran telefonu, w którym wystukiwałem sms do mojego starego kumpla.
- No raczej, jesteśmy sławni i nieziemsko przystojni - odpowiedział mulat.
- To się wstrzymajmy na chwilę, napisałem do starego znajomego, on zawsze organizuje najlepsze imprezy więc może i tym razem... - nie dokończyłem bo przerwał mi dźwięk nadchodzącego sms'a. Odczytałem go szybko i odpowiedziałem przyjaciołom:
- Dobra impreza załatwiona, jest domówka u Briana. To wbijamy?
- No raczej! - zawołał Zayn, zerwał się na równe nogi zabrał kurtkę i wybiegł z domu, krzycząc po drodze: Ja nie prowadzę ale siedzę z przodu, piłem, mogę rzygać, sami rozumiecie!
- Liam ty prowadzisz! - powiedział Louis.
- Czemu ja?
- Bo chyba tylko ty jesteś dzisiaj w pełni sprawny umysłowo. - odpowiedział mi Hazza.
- No dobra. - zgodziłem się bo i co miałem innego do roboty. Zebraliśmy się i wyszliśmy z domu wsiadając szybko do auta, na polu było dość mroźno, w końcu grudzień. Na miejsce imprezy dojechaliśmy bardzo szybko. Nie wysiadając jeszcze z samochodu zauważyłem że musi się tam nieźle dziać. Wyszliśmy z samochodu i szybko ruszyliśmy do środka. Rozdzieliliśmy tuż za drzwiami. Chłopaki zniknęli mi z oczu na  najbliższych kilka godzin. Nie wiedząc za bardzo co mam za bardzo ze sobą zrobić poszedłem do Sama, organizatora tej imprezy i mojego najlepszego przyjaciela żeby się przywitać i w ogóle. Przeszedłem przez pomieszczenie które w normalnych warunkach zapewne było salonem, teraz robiło za jeden z bardziej ekskluzywnych klubów nocnych. Wszędzie byli ludzie pogrążeni w tańcu i nieco upojeni alkoholem który lał się tutaj setkami litrów. Pomyślałem że może i sam skorzystam z okazji i poniesie mnie melanż. Sam oczywiście robił za Dj'a. Gdy tylko mnie zauważył uśmiechnął się szczerze i mi pomachał, na znak żebym do niego podszedł.
- Siema stary, długo się nie widzieliśmy! - zawołał.
- Hej, co tam mu ciebie? Widzę że impreza się kręci. - odpowiedziałem równie głośno, przekrzykując tłum.
- No raczej.
- Przyszedłem z kolegami z zespołu, tylko już gdzieś mi zniknęli.
- W sumie to dobrze bo lubię jak jest dużo ludzi, pewnie poszli laski zarywać, nie dziwię się im. Nawet nie wiesz ile moja siostra ma koleżanek. Jeśli wiesz o czym mówię. - powiedział mrugając do mnie.
- Tak, widziałem.
- Jedna jest zwłaszcza fajna, najlepsza przyjaciółka mojej siostry o właśnie idą do nas - powiedział wskazując dziewczyny ręką. Odwróciłem się i moim oczom ukazała się...

Oczami [t.i]:
- [T.i] , co jest? - spytała mnie Caroline, gdy nagle stanęłam wpatrując się w jeden punkt.
- To Liam - odparłam krótko, chodź nie musiałam już chyba tego mówić, dziewczyna właśnie spojrzała w tym kierunku co i ja.
- A to świnia! Co on tu robi?! Czy to nie jest czasem... - Nie skończyła zdania, tylko zrobiła klasyczny palm face. Chłopak wraz z bratem mojej najlepszej przyjaciółki, która tymczasowo była nieprzytomna, tak jakby. Próbowałam się wycofać ale z wszystkich stron otaczali nas ludzie zaczęła lecieć ta piosenka i ludzi ogarnął jakiś szał. Mimo woli zaczęłam tańczyć tak jak podpowiadało mi serce. Wzięłam od kogoś butelkę whisky i przechyliłam ją nie przestając tańczyć.Chciałam też wtopić się w tłum tak żeby Liamowi zniknąć z oczu, nie chciałam z nim rozmawiać. Próbowałam o tym nie myśleć. Caroline przyłączyła się do mnie. Teraz tańczyłyśmy obie. Nie ominęło nas jednak to co nadchodziło czyli chłopcy. Miałam jednak szczęście i to z bratem Caroline tańczyłam, ale ciągle patrzyłam w oczy Liama którego do tańca porwała moja przyjaciółka.


Doskonale czułam że jestem wstawiona, ale jeszcze nie było najgorzej. Piosenka się zmieniła i zmienił mi się też partner na tego którego tak się obawiałam. Tańczyłam teraz z Liamem. Jemu się chyba podobało, mi natomiast niekoniecznie. Gdy próbowałam odejść, zatrzymał m,nie robiąc jakiś skomplikowany ruch w stylu półobrotu i nie znów nie miałam jak uciec. Czułam się jak w klatce. Czasami jak chce się uciec trzeba walczyć. Wzięłam więc sprawę w swoje ręce i zaczęłam odpowiadać ruchami w tańcu na jego bezgłośne niedopowiedzenia. Zrobiłam o wiele odważniejszy ruch niż zapewne się spodziewał ale chłopak nie dał zbić się z pantałyku i zaraz pokazał na co go stać. Walczyliśmy tak do końca piosenki. W końcu udało mi się odejść bez słowa. Poruszałam się szybko między wszystkimi ludźmi z parkietu. Albo mi się wydawało albo było ich więcej  niż wcześnie. No cóż na imprezie u piekielnego rodzeństwa wszystko jest możliwe. Postanowiłam poszukać płaszcza w którym przyszłam i pójść się przewietrzyć. Niestety nic z tego. Przepadł jak igła w stogu siana. Chciałam chodź na chwilę znaleźć się w jakimś cichym odludnym miejscu. Poszłam więc na górę do jakiegoś wolnego pokoju. Usiadłam na łóżku. Potrzebowałam totalnego wyciszenia. Siedziałam tak prze z kilka chwil zastanawiając się nad swoim  beznadziejnym życiem. Nagle ktoś otworzył drzwi i wszedł po cichu zamykając je za sobą. Dobrze wiedziałam kto to był chodź nie odwracałam się żeby sprawdzić. 
- Czemu sobie poszłaś? -usłyszałam pytania Liama zza moich pleców.
- A czemu nie? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie, choć nie miało to większego sensu.
- Powiesz mi w końcu?
- Co mam ci powiedzieć? To ty wtedy odszedłeś i jak widzisz jakoś sobie z tym poradziłam. - odparłam odwracając się do niego.
- Ale przecież sama powiedziałaś...  - zaczął ale mu przerwałam ostro.
- Wiem co mówiłam, ale ty temu nie zaprzeczyłeś, po prostu odszedłeś tak samo jak  ja nie pogodziłeś się z tym.
- Nie chciałem tego.
-  A myślisz że ja tego chciałam? Nie mam wyboru.
- Jeszcze nie jest za późno. Możemy do siebie wrócić.
- Ale my nawet nie byliśmy razem.
- No to będziemy.  Proszę dajmy sobie szansę -spojrzałam na niego, klęczał przede mną. Dosłownie utonęłam w jego spojrzeniu już na zawsze. 


Hej wszystkim, przepraszam że tak późno cokolwiek wstawiam,
ale sami wiecie szkoła. Ale mam nadzieję że o mnie nie zapomnieliście?
Prowadzę jeszcze jednego bloga z imaginem o 1D zapraszam na niego:
onedirectionsummerloveonedirection.blogspot.com

~Katherine~









środa, 18 września 2013

Liam

IMAGIN NIE JEST MÓJ!

-Latte Macchiato poproszę- powiedziałam.
- T.I?- usłyszałam za sobą głos. Zdziwiona odwróciłam się i ujrzałam, tak dobrze mi znane czekoladowe tęczówki. Nagle, zapomniałam o wszystkim i cofnęłam się 10 lat wstecz.
       Miałam wtedy 14 lat. Pojechałam na kolonie na całe wakacje. Nie chciałam tam jechać. Nie miałam wtedy żadnych przyjaciół. Bałam się. Gdy okazało się, że wszyscy mnie akceptują, odetchnęłam z ulgą. Wtedy poznałam JEGO. Słyszałam tyle razy o ,,wakacyjnej miłości”, że nie sądziłam, że coś takiego istnieje naprawdę. Jednak, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Przez te 2 miesiące byliśmy nierozłączni. Ale, nadeszła pora rozstania. Byłam zrozpaczona. Zapamiętałam tamten moment, jakby stał się wczoraj. Siedzieliśmy wtedy na ławce. Przytulaliśmy się do siebie. Płakałam cicho w jego ramię. Pamiętam, jak wziął mnie za rękę i zawiązał mi bransoletkę ze znakiem nieskończoności. Powiedział wtedy:
,, T.I. chciałbym, abyś o mnie pamiętała. Proszę zatrzymaj tą bransoletkę. Ja mam taka samą. Ile będziemy je nosić, tyle nasze uczucie będzie trwać.  Kocham cię” wtedy ostatni raz mnie pocałował. Spojrzałam ostatni raz w jego nieziemskie tęczówki. I wyjechałam. Staraliśmy się utrzymać kontakt, ale nic z tego nie wyszło. Nic dziwnego, że nie mogłam uwierzyć na kogo patrzę.
-Liam?- wydukałam zszokowana.
- Tak, to ja- powiedział i mocno mnie uściskał.
-Matko, Li jak ty się zmieniłeś- powiedziałam oddając uścisk.
- Musisz mi opowiedzieć co u ciebie- powiedział chłopak, jednocześnie zamawiając kawę.
- Dobra, to chodź do parku tam pogadamy.
-Niezły pomysł- powiedział i wyszedł razem ze mną.
    Usiedliśmy na ławce. Zaczęłam z nim rozmawiać. Zapomniałam, jak potrafił słuchać. Nawijałam przez cały czas. A on się tylko uśmiechał. W końcu sam zaczął o sobie mówić. Mieszkał w Londynie. Miał czwórkę najlepszych przyjaciół, z którymi spędzał czas. Nie miał dziewczyny. Gdy tak rozmawialiśmy słońce zaczęło przypiekać. Podwinęłam rękawy bluzki. Nagle Li zamarł. Patrzył na mój nadgarstek. Wziął go i zaczął się mu przypatrywać.
-Czy to….
-Tak- przerwałam mu szybko.
- Nie zdjęłaś go?- spytał się patrząc mi w oczy.
-Nigdy- odparłam rumieniąc się.
     Liam podwinął rękaw swojej bluzy. Spojrzałam na jego rękę. I otworzyłam szeroko oczy. Na nadgarstku chłopaka leżała stara, zniszczona bransoletka. Dokładnie taka sama jak moja. Spojrzałam w jego piękne oczy. Liam przysunął się do mnie i czule mnie pocałował. Oddałam pocałunek. Poczułam się wtedy jak czternastolatka na kolonii. Jakby nasze rozstanie nigdy nie miało miejsca. Delikatnie odsunęłam się od niego.
- Ale już mnie nie opuścisz?- spytałam łamiącym się głosem.
- Nigdy- szepnął i musnął moje usta.



 Zapraszam też na bloga
z opowiadaniem
o One Direction też
nie jest mój ale serdecznie zapraszam

piątek, 13 września 2013

Niall xd

Lekkie promienie słońca perfidnie przedostawały się przez nie do końca zasłonięte żaluzje. Przetarłem lekko oczy i zacząłem podnosić się z łóżkach na łokciach, lecz  powrotem opadłem na miękką poduszkę. Zacząłem myśleć czy jest w ogóle sens w wychodzeniu dzisiaj z łóżka. Dzisiaj piątek....trzynasty.....września....MOJE URODZINY! I jak na komendę wyskoczyłem z łóżka. Na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Skierowałem się do łazienki, gdzie się odświeżyłem następnym moim punktem do celowym była kuchnia. Gdy przechodziłem obok mojej sypialni usłyszałem dobrze znaną mi melodię. Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem, z mój telefon dzwoni. Poderwałem się, by móc jak najszybciej odebrać.
- Hallo? - Spytałem czekając na odpowiedz z drugiej strony.
- Wszystkiego najlepszego synku! - Usłyszałem z drugiej strony głos mojej rodzicielki.
- Och dziękuję mamo. - Powiedziałem z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Życzę Ci z całego serca dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności i żebyś często nas tu odwiedzał! Kocham Cię.
- Ja Ciebie też mamo i dziękuję za życzenia. No to o której będziecie? - Spytałem z zaciekawieniem schodząc po woli po schodach na dolne piętro.
- No wiesz synku, właśnie w tej sprawie też dzwonie. Niestety nie przyjedziemy z ojcem do Ciebie dzisiaj. Niestety to nasze lotnisko z którego lataliśmy wczoraj splajtowało, a najbliższe jest ponad pięćset kilometrów z tond i jak byśmy wyjechali dzisiaj to i tak byśmy nie zdążyli przykro mi skarbie. Najwcześniej przyjedziemy za dwa, trzy dni. Przepraszamy. - Słowa mojej mamy bardzo mnie zabolały. Czuję, że w moich oczach zbierają się łzy.
- Nie macie za co przepraszać o nie wasza wina. - Powiedziałem powstrzymując łzy w oczach.
- Ale nie martw się za trzy dni się zobaczymy. - Pocieszyła mnie mama.
- Nie, to już się nie fatygujcie. Zobaczymy się kiedy indziej. - Te słowa bardzo ciężko przechodziły mi przez gardło, czułem w gardle taką wielką gulę.
- Na pewno - Upewniła się rodzicielka.
- Tak na pewno. Wiesz ja muszę kończyć pogadamy później pa mamo. - rozłączyłem się szybko, by nie zorientowała się, że po moich policzkach lecą zły i nie czuła się winna. Odłożyłem telefon na blat i dałem upust emocją. No to świetnie nie mam z kim spędzić swoich urodzin. Normalnie to by m jest spędził z chłopakami ale Zayn jest z Perrie u jej rodziców, Harry w Kaliforni, Liam z Shopia'ą w Paryżu a Louis w rodzinnym mieście. No to dupa, normalnie świetnie, super. Lepsych urodzin nie mógłbym sobie wysmażyć normalnie. Usłyszałem, że znów mój telefon dzwoni. Spojrzałem na wyświetlacz "Stan" - mój najlepszy kumpel. Otarłem łzy spływające po moim policzku i odebrałem z nadzieją na propozycję spotkania.
Rozłączyłem się i kolejna fala łez napłynęła do moich oczu. Usiadłem na zimnych płytach i pozwoliłem, że by po moich czerwonych policzkach płynęły słone łzy. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Może jednak ten sławny piątek trzynastego jest dla mnie pechowy. Powoli zacząłem się uspokajać. Oddech stawał się być co raz bardziej ustabilizowany. Podniosłem się z miejsca które w tym momencie zajmowałem i nagle przez moją głowę przeszła myśl. "Co ja będę dzisiaj robił?" Otworzyłem lodówkę wyciągając z niej wczorajszy kebab i zacząłem się kierować w stronę kanapy w salonie. Gdy moje ciało zetknęło się z skurzanym obiciem kanapy nagle do mojej głowy wpadła pewna myśl. Jeśli nikt do mnie nie przyjdzie ni nie przyjedzie to ja gdzieś wyjadę! Wyrzuciłem resztkę mojego śniadania do kosz i upijając łyk wody z butelki zacząłem iść w stronę mojej sypialni. Chwyciłem w rękę mój plecak i wrzuciłem do niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Zapiąłem zamek błyskawiczny i wsadzając do kieszeni moich jeansów telefon, dokumenty i portfel, ubrałem sobie na jedno ramię plecak i zbiegłem na dół mojego domu. Chwyciłem w ręce bluzę oraz klucze i ubierając buty wyszedłem z domu zamykając go i upewniając się, że nikt się do niego nie wkradnie. Wsiadłem do swojego terenowego samochodu i wkładając klucze do stacyjki zapaliłem silnik. Zmieniłem bieg i ruszyłem w stronę lotniska. Ulice były dość późne jak na Londyn. Bez żadnych problemów dojechałem pod wielki budynek. Wjechałem na parking podziemny i zaparkowałem na jednym z miejsc. Wysiadłem z pojazdu uprzednio biorąc w ręce plecak, zacząłem kierować się w stronę wielkich kas. Uniosłem głowę i zacząłem uważnie analizować wszystkie loty jakie odbywają się w najbliższym czasie. Paryż, Dublin, Nowy Jork, Moskwa, Berlin, Fredrikstad.....o to jest to. Mało znane. W Norwegii... plaża i odpoczynek. Podszedłem szybko do kasy i kupiłem bilet, teraz już tylko pozostało mi czekać jak będę na miejscu.
 
 
Moje bose stopy stawały na mokrym piasku. Woda delikatnie obmywała mi stopy. Nic mi już nie pozostało jak samotność. Wszyscy mnie opuścili, i w ogóle nie przejęli się moim losem i to w moje urodziny. Szedłem dalej w ręku trzymałem buty a na plecach plecak w którym miałem wszystkie rzeczy które przywiozłem ze sobą, ubrania, portfel, dokumenty i wyłączone telefon. Wyłączyłem go już w samolocie by nikt mi nie przeszkadzał. Nagle w oddali zobaczyłem skuloną dziewczynę. Chyba dziewczynę, długie włosy, czarny sweter i spodnie a obok torebka. Tak to na pewno dziewczyna. Jest skulona, tak jak by się czymś martwiła, bała, było jej zimno lub smutno. Nie dowiesz się Horan jak nie podejdziesz i się nie zapytasz. Powoli zacząłem kierować się w jej stronę i gdy już stałem obok niej. Podniosła głowę i ujrzałem jej piękne oczy. Bardzo wyrazista barwa dawała przepiękną spójność z czarną kropką na samym środku, a całość idealnie współgrała. Zatraciłem się i przestałem myśleć. Ocknąłem się dopiero gdy zobaczyłem gorzką łzę spadającą po jej policzku.
- Ej, nie płacz co się stało? - Spytałem najdelikatniej jak umiałem i przykucnąłem obok niej.
- Moje życie legło w gruzach. - Usłyszałem ten anielski głos.
- Co? Dlaczego? - Spytałem, a na moje słowa jak na wołanie polał s jeszcze większy potok łez.
- Serio chcesz wiedzieć? - Spytała po chwili.
- Jak najbardziej. - Powiedziałem szybko i usiadłem obok niej.
- No to zaczęło się od tego, że.....
 
- I tak właśnie przyszłam tutaj by odreagować. - Zakończyła swoją historię. A ja myślałem, że to ode mnie się wszyscy odwrócili. Jej rodzice wyrzucili ją z domu miesiąc temu dlatego, że dostała się wymarzone studia, bo uważali, ze będą musieli płacić za nie ogromną fortunę, rodzinie powiedzieli, że dorabiała jako prostytutka i zaszła w ciąże. Przyjaciół ani chłopaka nie miała bo przeprowadziła się tu nie dawno i jeszcze nie zdążyła nikogo poznać. I jest sama. Nie ma się do kogo zwrócić o pomoc. Znalazła prace jako kelnerka i wynajęła malutkie mieszanie. I jakoś sobie radzi, musi. A ja? Uciekłem bo nikt z powodu sił wyższych nie mógł przyjechać do mnie na urodziny? Zachowałem się jak szczeniak. Co z tego, że oficjalnie nie jestem już nastolatkiem a jestem mężczyzną ale i tak zachowałem się jak szczeniak. Aż wstyd mi będzie jak zapyta co ja tu robię.
- A ty Niall co ty tu robisz. - O zapytała....co za ironia.
- Wiesz (t.i.) ja przyjechałem tu bo chciałem gdzieś wyjechać. Miałem ten dzień spędzić z rodziną ale nie mogli przyjechać więc ja wyjechałem. - Powiedziałem i spuściłem głowę w dół by ukryć swoje rumieńce.
- A co to za dzień jeśli można wiedzieć? - Spytała.
- Moje dwudzieste urodziny. - Powiedziałem cicho nie podnosząc głowy.
- O to wszystkiego najlepszego! - Powiedziała i mnie przytuliła a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. - Wiesz, że nawet mam coś co mogła bym Ci dać. - Powiedziała i zaczęła grzebać w swojej torebce.
- Nie musisz mi niczego dawać bo ty i tak jesteś w gorszej sytuacji ode mnie. - Powiedziałem, a ona i tak mnie nie posłuchała.
- Proszę jest to bransoletka którą dostałam od mojej cioci która już niestety nie żyję, zawsze gdy na nią patrzę to przypomina mi o niej i jaką była osobą. - Powiedziała i włożyła mi na rękę bransoletkę z napisem LOVE,LIVE, LAUGH.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć. - Powiedziałem po chwili.
- Ależ możesz tak jak ona przypomina mi o mojej cioci tak ona będzie i przypominać o mnie. - Powiedziała z uśmiechem.
- No to co przydało by się już zbierać i ty pewnie nie masz gdzie przenocować jak przyjechałeś na żywioł? - Spytała a ja pokiwałem jej twierdząco głową.
 
- No to zapraszam w moje skromne progi. - Powiedziała otwierając drzwi. Przekroczyliśmy próg a mi na myśli przyszło jedno pytanie.
- Nie boisz się, że coś Ci zrobię? - Spytałem a ona odwróciła się do mnie przodem i znów zatraciłem się w jej oczach.
- Nie. W twoich oczach widzę coś niesamowitego i wiem, że mogę Ci zaufać. - I w tym momencie jestem pewien , że ją kocham.
 
Jednak piątek trzynastego nie okazał się taki pechowy. Spotkałem miłość mojego życia właśnie w ten dzień. Czternastego w czwartek się jej oświadczyłem a piętnastego w sobotę wzięliśmy ślub ciekawie kiedy urodzi się nasz owoc miłości który spoczywa w brzuszku najważniejszej dla mnie kobiety.
 
 


 
Z wiadomego dzisiaj dnia czyli urodzin Niall'a
imagin z nim.
Nie wiem jak wy ale ja zawsze zapamiętam
go mówiącego "I'm Niall Horan. I'm sixteen."
W XF. Będę pamiętała go w koszuli
w kratkę, jeansach i różowego na policzkach
z krzywymi zębami
Kocham go!

niedziela, 8 września 2013

Liam cz.3

"Lubię deszcz, bo kiedy płaczę nie widać w nim łez"

Oczami Liama:

Jadąc to [t.i] miałem szczerą nadzieję że wszystko est w porządku i że dziewczyna której tak bardzo pragnąłem oddać serce nie czytała nie przychylnych komentarzy. Chodź miałem jej numer telefonu nie chciałem jej uprzedzać że przyjadę i dlatego do nie ani nie zadzwoniłem ani nie napisałem. Od naszego ostatniego spotkania minęła już prawie jedna doba. Wsiadając do auta a także teraz je prowadząc ciągle o niej myślałem. [T.i] była dla mnie ważna i nie chciałem żeby ktokolwiek z mojego powodu robił jej przykrości.

Oczami [t.i]:

Ostatnie porządki przed świąteczne już prawie skończone, dom można powiedzieć że lśnił czystością. Moja siostra z tatą pojechała po ostatnie zakupy przed świąteczne. Chłopaki robili coś w swoim pokoju. Jak zwykle ich działania pozostawały tajemnicą lecz z tamtego pomieszczenia często dochodziły różne zaburzenia głośnika, w końcu rodzice postanowili ich pokój zabezpieczyć tak aby dźwięki jakie w nim powstawały zostały tylko i wyłącznie w nim. Mama zamknęła się w kuchni i nie pozwalała tam wejść nawet mnie. Już od rana dochodziły stamtąd najróżniejsze wspaniałe zapachy, które pobudzały moje kubki smakowe i do ust leciała mi ślinka gdy tylko pomyślałam o tych wszystkich smakołykach. Niestety zapomniałam o tym myśleć, moją głowę zaprzątały inne myśli. Zeszłego wieczoru dowiedziałam się na swój temat wielu rzeczy o których nie miałam zielonego pojęcia. Wszystko zostało wywnioskowane z jednego zdjęcia z Liamem Paynem. Nie potrafiłam zrozumieć w żaden sposób tych wszystkich ludzi którzy oceniali mnie po jednym zdjęciu, do tej pory nie byłam nigdy w takiej sytuacji i nie wiedziałam co myśleć. Oczywiście było mi przykro i w ogóle, ale brak mi słów żeby to jakkolwiek skomentować. Nie chciałam o tym myśleć ale co ja mogłam zrobić? W swojej głowie bez przerwy widziałam słowa: ''DZIWKA", "NIE ZASŁUGUJE NA NIEGO" i tym podobne. Jednak po kilku godzinach zaczęłam dochodzić do wniosku że może rzeczywiście nie powinniśmy być razem. Właśnie siedziałam na kanapie oglądając jakieś durnoty w telewizji gdy moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Myśląc że to tata który zapewne zapomniał kluczy poszłam szybko otworzyć i się omyliłam. Przed moimi drzwiami stał chłopak przez którego wyplątało się to całe zamieszanie.
- Hej, mogę wejść? -spytał z dozą smutku doskonale słyszalną w jego głosie.
- Jasne, - uchyliłam drzwi żeby mógł wejść i zaraz za nim je zamknęłam bo już zaczęło robić się zimno.
- Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Ok, ja też. - Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- Widzisz, zastanawiałem się czy wiesz o tym co o nas wyciekło do internetu?
- Tak i przyznam że nie sam tekst jak komentarze nie były miłe.
- Tak, ja też je czytałem i doszedłem do wniosku że tak być nie może...
- Myślę że masz rację, nie powinni...
- I dlatego też powinienem postąpić tak...
- Zrobię dokładnie to samo.
- Tak więc, myślę że to był błąd i więcej się nie powtórzy..
- Nie będę ci zawracała głowy...
- Obgadaliśmy to więc już wyjdę bo masz pewnie dużo do zrobienia.
- No właściwie to...
- Nie musisz odprowadzać mnie do drzwi. To... - powiedział Liam na odchodnym i tak samo szybko jak się pojawił tak samo szybko zniknął. Przez chwilę zastanawiałam się o czym gadaliśmy, i jak się spodziewałam to już był koniec. No cóż, czasami tak musi być. Mój świąteczny entuzjazm nieco przygasł i teraz po prostu położyłam się na kanapie i przykryłam kocem.

Włączcie sobie tą piosenkę

Oczami Liama:

Wychodząc, a konkretnie zamykając za sobą drzwi uświadomiłem sobie że właśnie to się skończyło. Zresztą jak mogło skończyć się coś co się nawet jeszcze dobrze nie zaczęło? Ogarnął mnie pewien smutek ale stwierdziłem że dam sobie z nim radę, tak jak zwykle. To jest właśnie cena jaką płacę za to co już osiągnąłem. Wolałem sobie nie wyobrażać co będzie dalej, czasami wolałbym być zwykłym chłopakiem, ale jest za późno aby zmienić cokolwiek w moim życiu. [T.i] to naprawdę wspaniała dziewczyna, więc dobrze postąpiłem dobrze i nie muszę się przed sobą tłumaczyć chodź w ukryciu serce mi pęka że nie będzie moja.

Oczami [t.i]:

Odpłynęłam całkowicie i dopiero gdy obudziła mnie mama, zauważyłam na jak długo zasnęłam. Po rozmowie z Liamem wolałam nie być dostępna dla świata a sen był najlepszą wymówką. Zsunęłam z siebie koc i poszłam do swojego pokoju ogarnąć się przed kolacją. Spojrzałam na zegarek, było wpół do ósmej. Po uczesaniu włosów i związaniu ich w kitkę zeszłam na dół spoglądając na telefon. Była jedna wiadomość, z nadzieją od razu go przeczytałam, jednak nie była ona od osoby od której się spodziewałam. Sms'a napisała mi Julie, najlepsza przyjaciółka z życzeniami świątecznymi, od razu jej odpisałam tym samym bo potem mogłabym zapomnieć. Przy stole siedzieli już wszyscy czekając na mnie. Jedząc wszyscy liczyli na to że wezmę udział w dyskusji ale byłam nie przytomna jeśli o to chodziło. Nie miałam ochoty dyskutować o czymkolwiek. Zjadłam i zgłosiłam się do posprzątania stołu. Wszyscy usiedli przed telewizorem oglądając jakiś serial a ja miałam chwilę do przemyślenia wszystkiego co mnie ostatnio spotkało. Skończywszy zmywanie wyszłam na dwór tylnymi drzwiami. Usiadłam na oblodzonych schodkach. Właśnie padał gęsto śnieg, nie przeszkadzało mi to. W zetknięciu z moją skórą topniał po chwili i powstawała woda. Odpowiedni moment nadszedł, wreszcie - pomyślałam. Po moich policzkach spłynęły łzy. Dzięki pogodzie miałam wymówkę w razie czego po powrocie do domu.


Siemacie, przepraszam was bardzo.
Przepraszam że tak długo musieliście czekać.
Teraz muszę dzielić się kompem z bratem, wcześniej miałam laptopa swojego więc sami rozumiecie.
No i oczywiście szkoła to też trochę mniej czasu mi daje na pisanie.
Ale jakoś dam radę.
Dlatego 25 komentarzy i dodaję następną bo już ją prawie skończyłam na kartce papieru.

~ Katherine ~




sobota, 7 września 2013

Niall

Prompts Gosi ♥

- Harry ty idioto! - Usłyszałam dość głośny krzyk. Otworzyłam moje zaspane jeszcze oczy. Przeciągnęłam się, słysząc przy tym okropny trzask niektórych mięśni. Opadłam z powrotem na mękom poduszkę i zaczęłam wsłuchiwać się w głosy dochodzące z innego przydziału busa. Powoli podniosłam się na łokciach i zaczęłam wstawać z łóżka. Wsunęłam na swoje stopy baleriny i zaczęłam iść w stronę chłopców. Otworzyłam drzwi i od razu przywitały mnie uśmiechy wszystkich członków One Direction.
- Dzień dobry wszystkim. - Powiedziałam uśmiechnięta.
- Witaj śpiąca królewno. - Powiedział Harry podchodząc do mnie i witając mnie jak co dzień pocałowaniem mojego policzka. Oj to cały Harry. Słoneczko, kochanie, skarbie tu buziak tu przytulenie. Ciekawe dlaczego on nie ma dziewczyny? Nie zastanawiając się dłużej nad życiem prywatnym loczka usiadłam na swoim stałym miejscu.
- Wiesz, że dzisiaj mamy koncert? - Spytał mnie Liam popijając swoją kawę.
- Oczywiście jak bym mogła zapomnieć? - Wycedziłam i chwyciłam do ręki kanapkę by po chwili odgryźć jej kawałek.
- Cześć wszystkim! - Usłyszałam za plecami nieziemski głos. Pod wpływem tych słów po moim ciele przeszedł przyjemny głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Horan'a udającego się w moim kierunku. Wygląda nieziemsko. Włosy w nieładzie, które dodawały mu uroku. W samych dresowych spodniach. Ten widok dawał mi dużą frajdę. Gdyż bez żadnych problemów mogłam podziwiać każdy, idealny mięsień brzucha, ramion i rąk. Siadł na sąsiadującym z moim krześle i z nie do końca otwartymi oczami, podarował mi całusa w policzek. Dla niego jest to pewnie jeden głupi buziak ale dla mnie to coś wielkiego. Zakochałam się w nim w dniu gdy miałam okazję poznać go po raz pierwszy. Wpadł do mojej garderoby i zaczął krzyczeć, rożne dziwne zdania. Po chwili zorientował się, że najwyraźniej pomylił pomieszczenia i zaczął mnie przepraszać. Do dziś pamiętam te jego minę wstydu i zażenowania a było to nie całe pół roku temu. Tak od pół roku jestem w trasie z najsławniejszym zespołem One Direction. I już znam ich jak własną kieszeń z wzajemnością.
- Ile mamy do występu? - Spytał Zayn nie podnosząc głowy z nad swojego telefonu.
- Jakieś cztery godziny. - Odpowiedział mu Payne.


- Za trzy minuty wszyscy na swoich miejscach! - Krzyknął Conor, mój menadżer. Szybko udałam się na dolną cześć sceny z wyczekiwaniem na sygnał do zaczęcia się koncertu. Stres ogarnął całe moje ciało w sposób czego moje ręce zaczęły drzeć. Nim się obejrzałam i już Paul zaczął odliczać do zaczęcia się koncertu.
Trzy!
Dwa!
Jeden!
-No to zaczynamy! - Pomyślałam i zatraciłam się w muzyce.


- Wszyscy do tour busa! - Krzyczeli na zmianę Conor, to Paul. Wszyscy wpadliśmy jak szaleni do busa opadając z zmęczenia na kanapy.
- WOW! To było coś! - Krzyknął z podekscytowaniem Louis.
- W pełni się z tobą zgadzam. - Przytaknęłam mu wstając i kierując się do kuchni po jakąś wodę.W moje ślady poszli od razu wszyscy. W sposób czego wszyscy staliśmy teraz w kuchni popijając wodę. Nagle poczułam jak przez moje ciało przechodzi ogromny ból i upadam a następnie powstała już tylko ciemność.


- (t.i.) obudź się! - Usłyszałam ciszy szept. Po chwili poczułam jak ktoś ściska moją dłoń. Powoli zaczęłam otwierać swoje oczy i ujrzałam zmęczoną twarz blondyna. - (t.i.). - Wyszeptał z zdziwieniem jak mnie zobaczył.
- Co się stało? - Syknęłam nie wyraźnie, choć na tyle by zrozumiał.
- Mieliśmy wypadek, nie ruszaj się już idę po lekarza. - Nie zdążyłam nic powiedzieć a już wybiegł z sali. Co? Jaki wypadek? Powoli zaczęłam odtwarzać w głowie co się stało. Koncert, tour bus, woda, kuchnia, upadek ciemność, szpital. Po chwili do szali wszedł starszy mężczyzna w kilcie.
- Jak się Pani czuje, Pani (t.n.)? - Spytał trzymając w ręce plik kartek.
- Dobrze. - Odpowiedziałam podpierając się na łokciach.
- Na pewno? - Spytała ja pokiwałam mu twierdząco głową.
- Jeśli tak, to zrobimy Pani podstawowe badania i jeśli one nie wskażą żadnych nieprawidłowości to będę mógł panią wypuścić do domu. - Powiedział wychodząc. Od razu jak opuścił pomieszczenie do środka wszedł blondyn.
 - I co powiedział? - Spytał zaciekawiony siadając na krześle obok łóżka.
- Zrobią mi jakieś badania i jeśli one nic nie wykażą złego to pójdę do domu. A jak ty się czujesz? I co z resztą? I jak to się w ogóle stało? - Zasypywałam go pytaniami.
- Mieliśmy wypadek, rozpędzony tir wjechał prosto w naszego busa. Niestety kierowca nie przeżył w wczoraj był pogrzeb. - Przerwał na chwilę. - Reszta leży w śpiączce. Ja nie ucierpiałem prawie w ogóle tylko kila siniaków, więc czuję się dobrze. - Powiedział z uśmiechem, który odwzajemniłam.


Przekroczyłam właśnie próg szpitala. Powoli zaczęłam kierować się w stronę sali numer siedemdziesiąt osiem, gdzie leży reszta chłopców z One Direction. Otworzyłam drzwi od sali i od razu do moich uszów dobiegł głośny śmiech. Obejrzałam salę wzrokiem i zobaczyłam, że wszyscy się wybudzili z śpiączki farmakologicznej.
- O przyszła nasza księżniczka. - Usłyszałam wesolutki głos Harry'ego.
- Też miło mi Cię widzieć Harry. - Powiedziałam podchodząc do wielkiego stołu na którym walały się duże ilości rożnych smakołyków. I ja dołożyłam jeszcze ptysie z kremem. 
- Przyniosłam wam pysie z kremem. - Oznajmiłam ciepło się uśmiechając.
- Dziękujemy, co byśmy bez Ciebie zrobili? - Spytał Liam.
- Nie mielibyście ptysiów z kremem. - Powiedziałam, na co wszyscy się zaśmiali.I tak minął mi tydzień, co dziennie razem z Niall'em przychodziliśmy rano do chłopaków i wychodziliśmy późnym wieczorem. Przez ten cały czas zbliżyliśmy się do siebie niemiłosiernie. Teraz jestem pewna, że go kocham....tylko pytanie czy on mnie.
Wyszliśmy z budynku szpitala, nasze zegarki wskazywały piętnaście minut po dwudziestej pierwszej.
- Może się przejdziemy? - Usłyszałam dźwięczny głos Irlandczyka.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam z uśmiechem i już maszerowaliśmy obok siebie po uliczkach parku miejskiego. Po chwili, pogrążeniu w rozmowie usiedliśmy na ławce. Żadne z nas już się nie odezwało. Mój wzrok odruchowo stoczył się na linię oczów blondyna.
- (t.i.) ja już nie daje rady. - Powiedział bezsilnie. - Nie mogę patrzeć jak spotykasz się z innymi facetami, jak się nimi interesujesz, a to wszystko pogarsza Harry. Ja kocham Cię i chce się ciebie spytać. - Na chwilę przerwał, lecz ja wiedziałam już co chce powiedzieć. - Chcesz zostać moja dziewczyną? - Spytał a ja pokiwałam twierdzącą głową i zaczęłam zbliżać się do niego. Po chwili nasze usta odnalazły swoją drogę i złączyliśmy je w namiętnym pocałunku. Gdy delikatnie się od siebie oderwaliśmy wtuliłam się w jego tors.
- Byłeś o mnie zazdrosny? - Spytałam po chwili.
- I to nie wiesz ja bardzo, skarbie. - Odpowiedział i ucałował czubek mojej głowy.
- Nie ma o co. - Rzuciłam.
- Nawet tak nie mów, jesteś dla mnie najważniejszą, najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczyną  na świecie. I będę o Ciebie zazdrosny już do końca mojego życia i jeden dzień dłużej. 


Zazdrość to najważniejszy czynnik  miłości.

 
Jest kolejny imagin mam nadzieję, że się podoba.
WOW! Dziękuję wam za
przekroczeniu setki obserwujących
i tyle wyświetleń!
Kocham was i proszę o więcej!