wtorek, 31 grudnia 2013

Duchess of angels and demons: total change

Nie zgrabnie wylądowałam na moim tarasie i z rozpędem chciałam jak najszybciej znaleźć się w środku. Zapomniałam przy tym o zniknięciu skrzydeł i z impetem walnęłam nimi we framugi drzwi. Odbiłam się od nich i jaka długa wylądowałam na zimnych płytkach. Co się ze mną dzieje do jasnej cholery!? Szybko wstałam, schowałam skrzydła, i weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Opadłam na ulubiony fotel. głośno wypuszczając powietrze z płuc, oparłam łokcie na kolanach i ukryłam twarz w dłoniach,  zostawiając między nimi na tyle duży odstęp by móc równo i głęboko oddychać. Próbowałam się uspokoić i wyjaśnić sobie co tak właściwie zaszło w tym instytucie. Jak żyję tu już jakieś 6 tys. lat, tak do tej pory jeszcze nie miałam styczności z takim rodzajem czarów. Zwykle byłam odporna na takie rzeczy, ale to wręcz zwaliło mnie z nóg i zmusiło do ucieczki. A ja nigdy nie uciekam. A miało być tak łatwo, bogata dziewczyna chce się pozbyć swojego ludzkiego chłopaka, kilka czarów, jakiś niezbyt silny demon i powinno być po sprawie. Zawsze tak było. Czemu akurat teraz musiało się to popsuć? Jedno w tej chwili jest pewne, muszę odnaleźć tą laskę co zleciła mi to zadanie i powiedzieć jej że rezygnuję. Ciężko będzie się przyznać do porażki ale moje życie jest ważniejsze niż 500 tys. funtów. Oczywiście zaliczki którą wpłaciła już nie odzyska, uznam to za odszkodowanie za poniesione straty.

Kilka dni później:
Minione parę dni, a raczej nocy, spędziłam na powrocie do formy i szukaniu tej dziwnej laski. Niestety za każdym razem gdy już prawie miałam jakiś pewny trop, on nagle rozpływał się w powietrzu. Zayn miał rację nie żyjemy już w średniowieczu, a ja chyba przestają nadążać za tym coraz bardziej przyspieszającym światem. Od czasu gdy ja i moja matka zostałyśmy wygnane z nieba wiele się zmieniło. Nie mówię ty tylko o postępie technicznym czy kulturalnym, ale też o tym w świecie magicznym. W mojej bibliotece mam tak wiele ksiąg z zawartymi w nich czarami i przepisami na eliksiry, które studiowałam setki lat a to i tak za mało by ogarnąć współczesną magię. Ja się chyba zwyczajnie starzeję, nie na zewnątrz a wewnątrz oczywiście. Chyba czas pomyśleć o emeryturze albo przynajmniej jakich długich i relaksujących wakacjach. Ale najpierw muszę załatwić sprawę z tą dziwaczką, i z Niallem którego muszę przeprosić. Dziwne że jeszcze nie złożył mi wizyty i nie próbował mnie zabić. No i z Zynem. O wiele łatwiej byłoby spędzić dzień na Saharze niż przyznać mu że miał rację. Już sobie wyobrażam te jego docinki i szydercze uśmiechy. Nie mniej jednak klub w którym on jest barmanem jest w tej chwili jedynym miejscem w którym mogę się spodziewać tej dziwaczki.
Wzięłam szybki prysznic, ułożyłam włosy, zrobiłam make-up, ubrałam czerwoną obcisłą bluzkę bez pleców, czarne skórzane rurki i ulubione szpilki z czerwoną podeszwą. Już od paru dni nie wyglądałam tak dobrze, stwierdziłam oglądając się w lustrze. Wychodząc wzięłam jeszcze czarną nie wielką kopertówkę i skórzaną kurtkę, choć nie wiem po co kurtkę bo przecież i tak jej nie ubiorę bo mi skrzydła się nie zmieszczą. Wyszłam na taras, znów ciesząc się chłodem nocy, rzuciłam się w dół czerpiąc przyjemność z swobodnego spadania. Jak zwykle tuż nad ziemią rozłożyłam skrzydła i poleciałam w stronę klubu.

- Dawno cię tu nie było- powiedział chłodno Zayn nawet na mnie nie patrząc. Gdy zajmowałam miejsce przy barze.
- Byłam zajęta czym innym.- odpowiedziałam równie obojętnie.
- Chyba nawet wiem czym.- prychnął pogardliwie, wycierając szklanki i dalej na mnie nie patrząc.
- Jeśli chcesz wiedzieć to nic mu nie zrobiłam, nawet szponem go nie tknęłam. A jestem tu by znaleźć tą co mi to zleciła i powiedzieć że rezygnuję.- dopiero teraz na mnie spojrzał, przerywają swoją pracę.
- O, czyżbyś ty, wielka i potężna nie dała rady zwykłemu człowiekowi. A podobno oni tacy słabi i beznadziejni.- no i zaczynają się jego docinki.
- Tak, nie dałam rady, sytuacja mnie przerosła i nie wstydzę się do tego przyznać. Nie jestem doskonała. Czasami się mylę i nie radze sobie z czymś.- nie chciałam mu dawać satysfakcji i pozwalać się napawać moim nie powodzeniem- A teraz jeśli łaska przydaj się do czegoś i zrób mi drinka.- uśmiechnął się pod nosem i zabrał do pracy.
- Wiesz może kim była ta dziewczyna?- zapytałam gdy postawił przede mną mój ulubiony drink.
- Nie mam pojęcia, zawsze przychodzi tu zakapturzona.
- Czyli że tu bywa?
- Tak, przychodzi tu co dziennie tak pod koniec mojej zmiany i pyta czy jesteś. Wspominała że nie pamięta twojego adresu, choć jej go podawałaś. Ja w sumie też go nie znam więc tylko odsyłam ją do domu.
- Wymazałam go jej z pamięci gdy wychodziła.- wytłumaczyłam - A kiedy kończysz zmianę?
- Za trzy godziny więc ona powinna się pojawić za jakieś dwie albo półtorej godziny.
- Miejmy nadzieję że zjawi się jak najszybciej, chce to mieć już za sobą. Zamierzam wreszcie cię posłuchać i przejść na emeryturę.
- Nareszcie. Planujesz coś konkretnego?
- Jeszcze nie myślałam nad niczym konkretnym ale chcę gdzieś wyjechać i zaszyć się na długi czas.
- Ja za tydzień wyjeżdżam do takiego małego miasteczka na północ od Waszyngtonu. Mieszkają tam moi przyjaciele, to głównie wampiry i wilkołaki a miasteczko jest odcięte od cywilizacji lasami i górami. Jak chcesz możesz ze mną jechać.- zaproponował.
- Jeżeli nie wymyślę do tego czasu czegoś innego to czemu nie. A co z tą twoją dziewczyną? Też leci?
- Nie, nie leci, zerwała ze mną. Przeszkadzało jej że znikam na całe noce a czasami i dnie.- wytłumaczył smętnie.
- Mówiłam ci ludzie nie są dla nas.- powiedziałam upijając łyk alkoholu.
- Chyba tym razem ja muszę przyznać rację tobie.- posłał mi smutny uśmiech.
- Więc mamy jeden do jednego.- zaśmiałam się krótko.
- Przyszła twoja znajoma, tym razem wcześniej niż zwykle, jakby cię wyczuła- powiedział wycierając kolejną szklankę.
- To nie jest moja znajoma, tylko jakaś wariatka przez którą o mało co nie straciłam życia.
- Było aż tak źle.
- Źle a nawet okropnie- dodałam i zsunęłam się z hokera, żeby do niej podejść i załatwić tą sprawę raz na zawsze.
Wskazałam jej pustą kanapę w kącie, do której się skierowałam, ona podążyła za mną bez słowa, jak cień.
- On ciągle żyje- rzuciła wkurzona, na wstępie zamiast powitania.
- Żyje i będzie żył.- odparłam tonem osoby stwierdzającej rzecz oczywistą.
- Zapłaciłam ci za to by zobaczyć jego nekrolog w porannej gazecie, a jak zauważyłaś nie było go w żadnej z nich.- jej wkurzenie rosło. Lepiej niech nie przesadza, bo szybko sprowadzę ją na ziemie.
- Nie było i nie będzie.- odparłam tym samym tonem.
- Co? Ale jak to ,,nie będzie''? Przecież ci zapłaciłam, a kto płaci ten wymaga.
- Gdy mi o nim opowiadałaś ominęłaś kilka istotnych faktów, które ja o mały włos nie przypłaciłam życiem. Mój pupil natomiast, zapłacił cenę najwyższą. Dlatego rezygnuję z tego zlecenia, dla własnego dobra.- dziewczyna otworzyła usta aby coś powiedzieć, zapewne chodziło jej o pieniądze, których nie zamierzam jej zwrócić, w końcu należy mi się jakieś odszkodowanie za poniesione straty.- Nie, nie zwrócę ci tych 250 tysięcy uznam je za odszkodowanie.- wstałam i odeszłam.
- Jeszcze mi za to zapłacisz- rzuciła wściekle wstając ze swojego miejsca.
- Chyba że o tym zapomnisz- mruknęłam po nosem wciąż podążając w stronę baru.
Gdy już siedziałam na stołku, odwróciłam się w kierunku gdzie spodziewałam się ją zobaczyć. Stała tam całkowicie zagubiona, zdjęła z głowy kaptur i przestraszona rozglądała się dookoła. Pewnie już nie pamięta skąd się tu wzięła, po krótkiej chwili naciągnęła kaptur z powrotem na głowę i wybiegła potrącając po drodze kilka istot.
- Jak mniemam nie umknęło ci żadne słowo z naszej rozmowy.- powiedziałam odbierając kolejnego drinka od uśmiechniętego Zayna. On jest taki sexi gdy się uśmiecha, choć wolę go w tej zarośniętej wersji, tuż z przed pełni.
- Nie był bym sobą gdy by mi umknęła choć jedna literka.- powiedział i zaśmiał się.

Resztę jego zmiany spędziliśmy na rozmowie, a właściwie to głównie on opowiadał o tym miasteczku do którego wyjeżdża. Muszę przyznać że teraz ta oferta wydaje się o wiele bardziej kusząca i kto wie czy z niej nie skorzystam. Na koniec odwiózł mnie do mieszkania swoim motorem. Cóż czyli jednak dobrze zrobiłam zabierając ze sobą kurtkę. Od razu po dostaniu się do środka poszłam do sypialni, w końcu muszę być wypoczęta przed rozmową z Niallem która zapowiada się gorzej niż te dwie przeprowadzone dzisiaj.

Następna noc:
Wczorajszy wieczór był naprawdę przyjemny, oby i ten taki był. Choć znając Nialla pewnie jak zawsze będzie chciał mi umilić noc na swój sposób. Bójkami i awanturami, dlatego wolę nakreślić na moich przedramionach tyle run udoskonalających moje zmysły ile się tylko zmieści. Ubrałam się jak na typowe wyjście do klubu, bo przecież nie zamierzam całej nocy spędzić na kłótniach z Niallem, z tą różnicą że tym razem wybrałam wygodniejsze obuwie. Tak na wszelki wypadek.
Po paru minutach lotu byłam wreszcie na miejscu. Niall nie mieszkał w zbyt ciekawej okolicy. Ciemno, brudno, budynki w ruinie i ogólnie jest tak jakoś nie przyjemnie. Miejmy nadzieję że w środku wygląda to lepiej niż na zewnątrz. Wspięłam się po nie pewnych schodach na drugie piętro. Już wyciągnęłam dłoń żeby zapukać gdy drzwi uchyliły się. Okej, coś jest nie tak, niestety w środku było zbyt ciemno a szpara która powstała, zbyt mała by coś dostrzec. Wyostrzyłam wszystkie zmysły i najciszej jak się dało weszłam do środka. Minęłam ciemny korytarz i weszłam do salonu rozświetlonego blaskiem księżyca. Wygląda na to że go nie ma. Cóż i tak nie mam co robić, więc mogę na niego trochę poczekać. Odnalazłam zarys jakiegoś fotela i podeszłam żeby na nim usiąść. Ledwie udało mi się posadzić na nim moje zgrabne cztery litery, a ktoś zdradził swoją obecność szmerem z drugiego końca tego niewielkiego mieszkania. Zaczyna się. Czy on choć raz nie mógł by przywitać mnie w bardziej cywilizowany sposób? Poczekałam aż przyczai się bliżej, przez cały czas udając że wcale go nie zauważyłam. Jak to dobrze że tym razem ubrałam wygodne tenisówki zamiast wysokich szpilek, pomyślałam, unikając już pierwszego ciosu.
Przez kolejne kilka minut wykonywałam uniki i markowałam ciosy czekając aż się zmęczy. Trochę to trwało, jednak udało mi się zmęczyć na tyle, by wreszcie przyszpilić go do podłogi i uniemożliwić kolejne ataki.
- Pokój?- zapytałam unosząc brwi.
- Nigdy!- wrzasnął, próbując się wyrwać.
- Okej, jak chcesz. Ja mam czas. Możemy pozostać w tej niewygodnej pozycji jeszcze dłłłuuugiii, dłłuuugggiiii czas. Chyba że pozwolisz mi powiedzieć to co chcę, potem zniknę i nie zobaczysz mnie przez najbliższe lata, może nawet stulecia jeśli dobrze pójdzie.
- Byle szybko, nie mam zamiaru oglądać cię już ani minuty dłużej.- prychnął pogardliwie.
Wstałam i znowu zajęłam miejsce na starym fotelu. On też się podusił i usadził naprzeciwko mnie.
- Przyszłam tu żeby cię przeprosić, i dać to- wyciągnęłam z za pleców, torebkę a z niej fiolkę z lekarstwem dla tego chłopaka co go wtedy dźgnęłam. Z pewnych źródeł wiem że wciąż żyje i jest w śpiączce spowodowanej trucizną, która była na nożu.
- Co to jest?
- Lekarstwo dla twojego przyjaciela. Tego co go wtedy za atakowałam, wiem że żyje i chcę go wyleczyć zanim zniknę.
- Skąd mam wiedzieć że to nie jest trucizna.
- Bo przyszłam cię przeprosić, poza tym moje pochodzenie uniemożliwia mi kłamanie, tak jak i tobie, bo faerie są w jednej którejś tam aniołami i przez to nie mogą kłamać...
- A jedynie naciągać prawdę wiem- wtrącił przerywając mi- skąd mam jednak wiedzieć że ty jej nie naciągasz?
- Gdybym gdyby to była trucizna to nie mogła bym powiedzieć że go wyleczy.
- Nie powiedziałaś że to go wyleczy, tylko że to lekarstwo.
- A lekarstwo to nie trucizna, więc jak chcesz je czy nie?
- A jeśli nie to cię znajdę.
- Nie musisz, przechodzę na emeryturę. Koniec z zabijaniem, no chyba że w obronie własnej. Bo jednak sporo istot mnie nie lubi. Teraz jeśli pozwolisz idę się pakować, za tydzień wyjeżdżam. Chciałam jeszcze przed wyjazdem przeprosić wszystkich, na których naprawdę mi zależy. Tak więc przepraszam, za wszystko.- nie wiem czy dobrze zauważyłam bo Niall szybko się odwrócił, ale wydawało mi się, że się uśmiechnął.
- A tak w ogóle to gdzie konkretnie wyjeżdżasz?- zapytał za nim jeszcze zdążyłam wstać.
- Tak szczerze to nie mam pojęcia. Zayn nie podał żadnych konkretów.
- Więc to z nim wyjeżdżasz. A co na to jego dziewczyna?
- Zerwała z nim. Mówiłam mu że ludzie są beznadziejni bez użyteczni, strasznie mało wytrzymali i ograniczeni umysłowo. Ja nie wiem po jaką cholere oni powstali, są jak żałosne produkty uboczne ewolucji. On jednak jak idiota wolał przekonać się na własnej skórze i teraz cierpi.- ledwie skończyłam mówić, a ktoś z impetem zatrzasnął drzwi wejściowe.
- Kto to był?- zapytał zaskoczony Niall.
-No nie wiem przecież to ty siedzisz przodem do korytarza.- odpowiedziałam, wstając i kierując się w stronę drzwi.
- Ciemno tu nikogo nie zauważył...
- Czekaj- przerwałam mu głęboko wdychając powietrze, znałam ten zapach. Sekundę później zakręciło mi się w głowie, pewnie bym się przewróciła ale Niall zareagował w porę.
- Co się stało, o co chodzi?- zapytał zaniepokojony.
- On tu był, ten chłopak co go miałam zabić.
- Pewnie słyszał jak mówiłaś o tym że ludzie są beznadziejni.
- I co to ma do rzeczy!?
- To że od czasu gdy byłaś w instytucie, on się chyba w tobie zakochał.
- Zakochał, że niby kiedy? Przecież tylko raz mnie widział i nie wyglądałam wtedy za pięknie.
- Okej później o tym pogadamy. Teraz trzeba go znaleźć zanim zrobi coś głupiego.

Natychmiast zbiegliśmy na parter i wybiegliśmy na zewnątrz szukać Harrego. Niestety na zewnątrz mieszało się zbyt wiele zapachów, bym mogła stwierdzić w którą stronę uciekł.
- I co czujesz go?-zapytał Niall rozglądając się we wszystkich kierunkach.
- Nie jestem psem tropiącym, poza tym tu strasznie śmierdzi, nic nie da się wywąchać.
- No cóż nie każdego stać na luksusy.
- Przed wyjazdem podrzucę ci klucze do mojego mieszkania. A teraz najlepiej będzie jak się rozdzielimy, jeśli któreś z nas go znajdzie dzwoni do drugiego.- Niall przytaknął i  podbiegł do swojego motoru. Ja rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Z lotu szybciej go znajdę, poza tym nie mógł uciec daleko. W końcu jest tylko człowiekiem a powolność to kolejna wada ludzi.
Zakładałam że szybko go znajdę, ja albo Niall. Tym czasem latam tu już kilka godzin. Zdążyłam sprawdzić każdy bar i klub w okolicy. Niall też zjeździł spory kawałek miasta, na próżno. Gdzie mógł pójść chłopak, który od dziewczyny która mu się podoba, właśnie usłyszał że jako człowiek jest obrazem nędzy i rozpaczy. I wtedy mnie olśniło i to dosłownie bo prawie wleciałam w latarnię. Gdzie może się udać człowiek który już nie chce być człowiekiem? Do wampirów oczywiście, bo to najszybszy sposób. A gdzie żyje najbliższe stado wampirów? W opuszczonym hotelu ,,Dumort'' zaledwie parę przecznic od mieszkania Nialla. Natychmiast zawróciłam w stronę tego hotelu. W drodze wysłałam sms do Nialla ,,Hotel Dumort, zabierz wodę święconą''

- Masz?- zapytałam szeptem gdy już się zjawił.
- Masz szczęście że akurat byłem obok kościoła.
- Ok zrób krąg wokół budynku, a ja wchodzę do środka.
- Co tak bez broni!? Oszalał!- krzyczał szeptem.
- Już nie z takich opresji wychodziłam, poza tym po coś kazałam ci zrobić ten krąg, połowa z nich jeszcze nie wróciła z polowań a dzięki wodzie święconej nie wejdą ani nie wyjdą i będzie prościej.- tłumaczyłam mówiąc tak szybko jak tylko się dało, bo teraz liczyła się każda sekunda.- Jakbym nie wychodziła przez 10 min interweniuj.
- Ok.- przytaknął.
Okej misja odbić głąba z rąk wampirów rozpoczęta. Weszłam do dużego mrocznego holu.
- Liam!- wrzasnęłam na całe gardło stając dokładnie na środku wielkiej mozaiki.- Payne, wiem że tu jesteś, złaź natychmiast!- usłyszałam szmer i ruch powietrza za plecami.
- Tak skarbie?- zapytał uwodzicielskim tonem, muskając moją szyję swoją chłodną dłonią.
- Gdzie on jest!?- zapytałam przez zęby, odsuwając się od niego i odwracając przodem.
- Ale o kogo ci chodzi?- zapytał niewinnie, znów zmniejszając dystans między nami, nawijając sobie na palec kosmyk moich włosów.
- Już ty dobrze wiesz, o kogo mi chodzi- straciłam jego dłoń.- Jeśli on zaraz nie znajdzie się tu cały i zdrowy, to puszczę tę twoją budę z dymem a wraz z nią wszystkich tu obecnych. Mój przyjaciel już zadbał o to by żadnemu wampirowi nie udało się go opuścić.
- No, to mamy mały problem- wskazał na coś za moimi plecami.
Odwróciłam się błyskawicznie, stało tam dwóch gości trzymających pod ręce trzeciego, ledwie żywego w podartych spodniach i poplamionej krwią podartej koszulce.
- No wiesz, przyszedł tu strasznie zdołowany, błagał żebyśmy go zmienili, nawet nam za to zapłacił. Więc czemu mieliśmy się nie zgodzić, stado ostatnio nieco się uszczupliło, głównie z twojej winy.
- Bo obowiązuje was pakt.
- Ale tylko z Nocnymi Łowcami.
- A tak się składa że ten tu- wskazałam Harrego- jest ich wychowankiem. Co znaczy że właśnie złamaliście pakt, a wiesz co to znaczy.- Liam był teraz śmiertelnie przerażony, nawet wydawał się bladszy niż normalnie.- Ale jeśli pozwolisz mi go stąd zabrać, to nikt o niczym się nie dowie.- Liam skinął głową na tych tępych osiłków.
- Wyprowadźcie go na zewnątrz, czeka tam mój przyjaciel.- osiłki zrobiły tak jak chciałam.
- Co z nim?- zapytał Niall gdy wampiry wywlekły Harrego na zewnątrz.
- Za późno- odpowiedziałam, przejmując bezwładne ciało Harrego wraz z Niallem.
- Hej a co z tą linią!?- krzyknął za nami Liam. Spojrzałam na  Nialla, skinął głową  i przejął na siebie cały ciężar chłopaka.
- Powinnam was tu wszystkich spalić, ale znaj moje dobre serce- roztarłam butem linię wody święconej.
- I co z nim teraz zrobimy?- zapytał Niall.
- Jak to co, zamówimy taksówkę zawieziemy na cmentarz, zakopiemy i poczekamy aż się przemieni, bo na ratunek jest już za późno.
- A co potem? Przecież jak Nocni Łowcy dowiedzą się że wampiry go przemieniły, wybuchnie wojna.
- Dlatego ty załatwisz to aby nikt się nie dowiedział, a ja wywiozę go do tej dziury o której wspominał Zayn.
- To chyba najlepsze wyjście.- przyznał.
- I jedyne w tej sytuacji.

Parę tygodni później:
- A jeszcze nie dawno, mówiłaś że nigdy w życiu nie zakochasz się w człowieku.- powiedział Zayn siadając obok mnie, na ogromnym powalonym pniu i też przyglądając się walce którą toczyli Harry i Henry.
- No i nie zakochałam on jest wampirem, a wampiry to nie ludzie.
- Teraz, ale jeszcze parę tygodni temu był człowiekiem i już wtedy ci na nim zależało, skoro wciąż żyje.
- Teraz jest wampirem.
- Ale wtedy nie był.- Zayn dalej się ze mną droczył.
Już miałam mu znowu odpyskować, gdy nagle pociągnął mnie w dół, a kilka sekund później usłyszeliśmy okropny trzask łamanego drzewa. Już z góry założyłam że to znowu Harry. Jak to dobrze że teraz jest wampirem, znacznie łatwiej go poskładać, i jest też znacznie odporniejszy na urazy. Tym razem gdy spojrzałam na złamane drzewo dostrzegłam tam zbierającego się do kupy Henrego. Harry zaś, albo wytrząsał mrówki z gaci, albo tańczył jakiś dziwny taniec szczęścia.
- Widziałaś to skarbie! Wreszcie mi się udało, łłłłuuuuhhhhhu! Aha, aha, jestem mistrzem, jestem mistrzem- podśpiewywał, dalej wykonując te dzikie pląsy. I ja mam spędzić z tym wariatem resztę wieczności. No cóż bywało gorzej, a z nim jest dość zabawnie, poza tym kocham go. Uśmiechnęłam się do niego i pogratulowałam mu tego zwycięstwa.
***
No i oto jest ostatnia trochę długa część tego opowiadania, gratulacje dla tych którym chciało się to czytać do końca :)
Udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku dla was wszystkich :*

~Wampris~

niedziela, 29 grudnia 2013

Liam



- [t.i.] choć, bo się spóźnimy – krzyczała moja przyjaciółka.

- Już chwilka, tylko jeszcze… gdzie jesteś podstępna szpilko? – zawsze jak na złość musiała się ukryć. – O tu jesteś! - wydałam z siebie dźwięk radości. Szybko zbiegłam na dół i ujrzałam moją bff. Ona była ubrana tak… normalnie.

- Po co ci były te szpilki? Przecież idziemy na zakupy, a nie na wybieg mody.

- Nie zaszkodzi wyglądać ładnie.

Wzięłam torebkę i ruszyłyśmy do centrum handlowego. Już w trakcie drogi, nogi bolały mnie niemiłosiernie. Nie mogłam pozwolić by ujrzała to moja przyjaciółka. Znów powiedziałaby „ A nie mówiłam?”. Ona zawsze ma rację.

Dość długi czas chodziłyśmy po galerii. Oglądałyśmy stosy różnych ciuchów, butów, dodatków. Wszystko przymierzałyśmy. Nie byłyśmy wymiarów 90/60/90, jak te modelki.  Razem z Carą, bo tak nazywała się moja psiapsiuła, co prawda byłyśmy modelkami, ale nie dbałyśmy o swoją linię. Po co? Jeśli nas nie chcą niech nas wyrzucą, choć i tak nie mogą tego zrobić. Nasi rodzice są wspólnikami. Jeden telefon i tracą pracę. Może mam swoje kaprysy, ale o swoje to ja walczyć potrafię.

Wróćmy jednak do zakupów. Kupiłam śliczną chabrową sukienkę. Idealnie podkreślała moje kształty. Cara postanowiła kupić superowskie koturny. Cuda po prostu. Nie chciałam zdejmować szpilek, ale nogi bolały jak cholera. Nagle niepostrzeżenie wpadłam na jakiegoś chłopaka. Przeprosiłam go i poszłam dalej z obolałymi nogami. Na ruchomych schodach nie wytrzymałam. Przytrzymałam się barierki i ściągnęłam te okropne buty. Od razu poczułam ulgę i przez cały czas chodziłam na boso. Ludzie patrzyli się na mnie dziwnie. No ale czego nie zrobi się dla wygody?

Kiedy tylko wróciłam do domu, poszłam spać. To był męczący dzień. Gdy tak sobie leżałam w łóżku przypomniało mi się o pewnej bardzo ważnej i delikatnej sprawie. Mianowicie mam dzisiaj wyścig. Tak, tak dziwne. Modelka i się ściga. Ja to bardzo lubię, jeszcze bardziej niż ten cały modeling. No nic, a teraz muszę się ubrać. O 22.00 zaczyna się cała impreza. Założyłam czarne legginsy, bokserkę o tym samym kolorze i trampki. Zeszłam do kuchni. Rodziców jak zwykle nie ma. Może to i lepiej? Nigdy by mi nie pozwolili. Zjadłam co nie co. Wzięłam kurtkę i kluczyki do auta, które jest już na miejscu.

Szłam ciemną ulicą z dala było już słuchać dźwięk silników. Znów poczułam ten dreszczyk. Ta adrenalina. Weszłam na tor. Bułka z masłem. Podeszłam do mojego garażu, skąd za chwilę wyjechało moje BMW M6 G-Power. Takie ładne niebieskie autko.

- Hej [t.i.] dzisiaj twoja wielka szansa.

- Pewnie Billy. Dzisiaj im pokarzemy.

Billy to mój przyjaciel stąd. Cara nie bawi się w autka, woli lalki. Żartowałam oczywiście. Wjechałam na start. Zauważyłam, że koło mnie stoi jakiś nieznany mi dotąd samochód. Może jakiś nowy?

No i zaczęło się. Przemowa i upragniony start. Kiedy tylko zaświeciło się zielone światło na tablicy, ruszyłam z piskiem opon. Szybko przekładałam biegi. Wyścigi to całe moje życie. To coś więcej niż tor, auto i człowiek. Niektórzy mówią jeszcze głupota. To nie żadna głupota. Tu chodzi szczególnie o szmal. Ja nie robię tego tylko dla pieniędzy. Ścigam się dla dziadka, który był kiedyś mistrzem. Teraz siedzi sobie pewnie i czyta gazetę.

Po drugim okrążeniu wyszłam na prowadzenie, choć cały czas ktoś siedział mi na ogonie. Wygraną tego wyścigu są zawody w Stanach Zjednoczonych,             w Talladega, Alabama na Talladega Superspeedway. Krótko mówiąc na największym torze organizacji NASCAR. To wielka szansa dla mnie.

Na ostatnim okrążeniu  samochód za mną zaczynał mnie doganiać. Byliśmy 500m od mety. Nie mogłam pozwolić, żeby wygrał. Przycisnęłam pedał gazu, ale po chwili żałowałam tego. On zrobił to samo. Jechaliśmy łeb w łeb. Mój stres dochodził do granic wytrzymałości. Jechałam z nadzieją na wygraną. W końcu przejechałam linię mety. Byłam o ułamek sekundy szybsza.

WYGRAŁAM!

- 3 miejsce otrzymuje Andy McCartley, 2 miejsce dla Liam’a Payne’a – ten gościu przypominał mi tego z galerii na którego wpadłam, poprawka to jest on.

- Ostatnie czyli 1 miejsce należy się czterokrotnej z zwyciężczyni [t.i.] [t.n.]. Gratulujemy wszystkim uczestnikom i życzymy dalszych sukcesów.

Co było dalej? Wiecie szampan i te sprawy, a mnie czeka nowe środowisko. Muszę wymyślić jakąś wycieczkę dla rodziców. Nigdy nie puszczą mnie na zawody wyścigowe. Mama boi się, że stracę panowanie nad kierownicą jak dziadek i będę miała wypadek, tak jak on przed laty.

Około godziny 1.00 w nocy impreza się skończyła i chcąc nie chcąc musiałam iść do domu. Nie mogłam jechać samochodem, matka by się wściekła. Więc ruszyłam bardzo ciemną, miejscami oświetloną jezdnię. Nagle usłyszałam jakieś głosy dochodzące znad przeciwka. Byli to pijacy. Nic specjalnego dopóki nie zaczęli się do mnie zbliżać i obmacywać. Jeden z nich złapał mnie za ramiona, a drugi próbował całować. Wydzierałam się, krzyczałam, biłam ich, ale nic to nie dawało. Gdy w pewnym momencie poczułam szarpnięcie. Faceci, którzy próbowali mnie zgwałcić zostali odciągnięci przez chłopaka. W tej chwili urwał mi się film.

Obudziłam się w szpitalu. Koło mojego łóżka siedział Liam Payne, ten który wygrał 2 miejsce na wyścigu.

- O widzę, że księżniczka się obudziła.

- Co się stało?

- Przyniosłem Cię tutaj, jak… yyyy no wiesz.

- Aha. Dziękuję. A tak w ogóle jestem [t.i.], a ty?

- Liam –uścisnął moją dłoń. – Zadzwoniłem do twojego dziadka, zaraz tutaj będzie.

- Skąd wiesz, że mam dziadka i jak znalazłeś jego numer?

- Twój dziadek, jak się domyśliłem to [imię i nazwisko twojego dziadka]. Jego numer nie był problemem, jestem jego sąsiadem.

W pewnej chwili do sali wparował dziadek. Wyściskał mnie tak mocno, że nie mogłam oddychać.

- I jak się czujesz?

- Świetnie – skłamałam. Czułam się jakby ktoś właśnie połamał mi wszystkie kości.

- Dowiedziałem się od lekarza, że za godzinę możesz wyjść. Pielęgniarka przyniesie wypis.

- A gdzie mama i tata? – wiedziałam, że nigdy nie interesowali się moim życiem.

- Wyjechali na delegację.

- Fajnie wiedzieć.

Kilka minut później przyszła pielęgniarka z wypisem. Ubrałam się w swoje ciuszki i ruszyliśmy na dwór. Liam cały czas pomagał mi. Otwierał mi drzwi, a ja zastanawiałam się, dlaczego nie czuję do niego obrzydzenia. Słyszałam co nie co o tych rzeczach. Dziwne, prawda?

Kiedy tylko zajechaliśmy do domu, położyłam się na kanapie. Dziadek miał do załatwienia trochę spraw na mieście, więc mój wybawiciel postanowił się mną zająć. Miałam ochotę obejrzeć film. Włączyłam jakąś amerykańską komedie. Musiałam się trochę pośmiać. Liaś zrobił mi herbatę i usiadł koło mnie. Nie byłam skupiona na filmie. Przez praktycznie cały czas ukradkiem gapiłam się na chłopaka.

W pewnym momencie on odwrócił się do mnie twarzą. Nasze spojrzenia spotkały się. Przybliżyliśmy się do siebie na minimalną odległość. Czułam na twarzy jego oddech, był przyspieszony. Wreszcie poczułam jego wargi na swoich. Były takie ciepłe. Czułam się jak w niebie, rozpływałam się. Nasze pieszczoty nie mogły jednak trwać długo, ponieważ przyszedł dziadek.

- Co robicie, maluchy? – spytał poważnym tonem.

- My, yyyy… nic.

- Doprawdy?

Przez cały dzień śmialiśmy się z tego. To były niezapomniane chwile naszego pierwszego pocałunku. A tak w ogóle to mam nowego chłopaka. Mówiłam Wam? Chyba zapomniałam. Nazywa się Liam Payne. Znacie gościa, bo ja nie.


Witajcie kochane!
Widziałam, że pod moim ostatnim imaginem było sporo komentarzy.
Dziękuję Wam z całego serducha. Mam nadzieję, że ten też się Wam tak spodoba.
Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku, gdybyśmy się już nie spotkały!

Dreamer

wtorek, 24 grudnia 2013

Duchess of angels and demons: What's wrong with me?

Przez cały dzień nie mogłam zasnąć, ani znaleźć sobie jakiegoś konkretnego zajęcia. Wciąż tylko bezsensownie plątałam się po mieszkaniu unikając promieni słonecznych w miejscach gdzie nie zdążyłam zaciągnąć rolet. Nie żeby były dla mnie jakoś szczególnie szkodliwe, po prostu nie cierpię dotyku słońca na skórze. Po stracie ukochanego zwierzątka czułam w środku taką samą pustkę, jak wtedy gdy musiałam zabić moje ukochanego bo okazało się że na mnie poluje. Taa... porównuję uczucie do zwierzęcia z uczuciem do osoby. Dziwne ale przynajmniej prawdziwe, w tej chwili czuję się dokładnie tak jak czułam się wtedy. Taka opuszczona i nie kochana. Okropne uczucie. Dlaczego moje życie musi być tak cholernie skomplikowane. Przez demoniczną część mojej duszy zbyt wiele tracę. Ale ta anielska strona ujawnia się tylko za dnia, gdy jest już po wszystkim. Czy one nie mogą się jakoś równoważyć? Tak było by o wiele łatwiej. Nie miała bym tylu problemów.
Jedyny plus tej sytuacji to to że wreszcie porządnie wysprzątałam całe mieszkanie. Nie żebym była jakąś straszną bałaganiarą, ale trochę kurzu uzbierało się tu i ówdzie. Długi czas zastanawiałam się jak namierzyć tego mordercę, bo przecież Niall mi tego nie powie, a ja tego tak nie zostawię. W końcu w ręce wpadło mi kilka niewielkich lekko niebieskawych kryształów. Dopiero po paru chwilach przypomniałam sobie do czego służą. Dzięki nim i odpowiednim zaklęciom można namierzyć kogoś lub coś. Te kamienie to coś w rodzaju takiego magicznego GPS-u. Moja anielska storna mówiła ,,nie'' ale z racji zbliżającego się wieczoru demoniczna mówiąca ,,tak'' była w znacznym prowadzeniu. A jeśli jutro zasnę przed świtem to ta anielska część nie dojdzie do głosu i nie będzie kolejnych wyrzutów sumienia i użalania się nad tym jaka to ja jestem niedobra. Dlatego szybko odszukałam obrożę Puszka, odpowiednią księgę i zabrałam się za szukanie zaklęć. Nie będzie łatwo bo obroży dotykało kilka osób. Ale wiem że najświeższe ślady należą do mnie, te trochę starsze do Nialla, więc te trzecie lub czwarte muszą być śladami mordercy.
Najpierw przy pomocy jednego z zaklęć przeniosłam ślady mordercy do wnętrza kamienia. Kolejnym zatrzymałam je wewnątrz, następnie wypowiedziałam ostatnie, nadając kamieniowi odpowiednie właściwości. Ledwie skończyłam a on zawirował na blacie szklanego stolika, ostrym końcem wskazując odpowiedni kierunek. Powtórzyłam czynności by stworzyć kolejny kamień ze śladami drugiego z podejrzanych. Ten kamień również zawirował na blacie i wskazał dokładnie ten sam kierunek co poprzedni. I tu was mam, pomyślałam, już mi nie uciekiecie, i długo nie pożyjecie.

Oczami Nialla:
Z perspektywy tych kilku godzin, które minęły od spotkania z tą diablicą, uważam że głupio postąpiłem mówiąc jej to wszystko. Byłem wtedy wściekły, i jak każda wściekła istota palnąłem parę głupot by się odegrać. Jestem totalnym idiotą, gdybym tylko poczekał te parę godzin, to moi najlepsi przyjaciele nie byli by teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wprawdzie groziłem jej że wydam ją Clave, ale dobrze wiem że się tym nie przejęła. W końcu, tyle razy już im się wywinęła, dzięki swoim niezwykłym mocom. Plus jest taki że ona jeszcze nie wie z kim ma do czynienia. Teraz jak najszybciej muszę wyjaśnić Lou, El i Harremu całą sytuację i ostrzec ich. Właściwie najlepiej zrobić to natychmiast, zwłaszcza że za oknami jest już prawie ciemno.

Oczami (t.i.)
Z niecierpliwością doczekałam momentu gdy słońce zniknęło za horyzontem. W biegu chwyciłam wisiorek z magicznymi kamieniami i wybiegłam na balkon. Tym razem rozłożyłam skrzydła jeszcze zanim znalazłam się poza krawędzią, odbiłam się od barierki i poleciałam w wskazywanym przez kamienie kierunku.
Dotarcie do celu trochę mi zajęło, okazało się że mój cel znajduje się w sąsiednim mieście, a konkretnie w Londyńskim instytucie. A już myślałam że chociaż tym razem będzie łatwo, no ale przecież to moje życie i w nim nic nie jest łatwe i przyjemne. No cóż, to że łatwo nie będzie już wiem, ale nie takie problemy już rozwiązywałam więc i z tym sobie poradzę. I już chyba nawet wiem jak, pomyślałam widząc dziewczynę spacerującą z psem po drugiej stronie ulicy. Poczekałam aż dojdzie do tej ciemnej przerwy między budynkami, i wtedy wykorzystałam moją zdolność do szybkiego poruszania się. Dopadłam ją natychmiastowo nawet nie zdążyła zareagować. Równie szybko wykorzystałam moją umiejętność zmiany kształtu by wyglądać jak moja ofiara, w końcu wszystkie demony to potrafią a jestem nim w połowie więc i dla mnie to żaden problem. Gdy już nie była mi potrzebna po prostu skręciłam jej kark. Przebrałam się w jej ubrania aby pozbyć się mojego zapachu, i po prostu dlatego że ona była znacznie niższa i tęższa więc moje ubrania nie wyglądały teraz na mnie zbyt dobrze i dodatkowo znacznie utrudniały mi ruchy. Podniosłam z ziemi smycz i przywołałam psa do siebie, z niepewnością podszedł, obwąchał rękaw kurtki który naciągnęłam na dłoń. Zawarczał ale gdy przemówiłam do niego łagodnym głosem tej dziewczyny, od razu się uspokoił, zaczął przymilnie machać ogonem i chciał się bawić. Okej skoro udało mi się oszukać zwierze z tak czułym węchem to z nocnymi łowcami pójdzie mi jak z płatka, trzeba więc zacząć drugą część zadania, tą trudniejszą.
- No chodź Sparki mamy coś do załatwienia- powiedziałam do psa który radośnie mnie wyprzedził.
Przekroczyliśmy ulice i skierowaliśmy się w stronę instytutu. Będąc już blisko bramy zauważyłam Nialla parkującego swój motor przy krawężniku.
- Nie zamykaj!- powiedziałam do niego, słodkim głosem tej dziewczyny. Zmieszany odwrócił się w moim kierunku.- Tak do ciebie mówię, nie zamykaj bramki, droga przez ten plac jest o wiele krótsza.- mówiłam dalej, nie wychodząc z odgrywanej roli. Podbiegłam i minęłam w bramce zaskoczonego chłopaka.
- Co tu robisz, o tej porze? Jeśli wolno spytać- zagadnęłam gdy się ze mną zrównał.
- Eeemm, też wybrałem tę drogę na skróty- skłamał.
- I zostawiłeś motor przed bramą?- wskazałam maszynę stojącą poza placem
- Eeemmmm- bąknął drapiąc się po głowie i szukając w głowie kolejnego kłamstwa. Na jego szczęście, od odpowiedzi uwolnił go dość głośny skrzyp drewnianych drzwi.
- Ooo więc szykuje się impreza w opuszczonym kościele, mogłeś od razu powiedzieć przecież się nie wproszę, ani tym bardziej nikomu nie powiem- uśmiechnęłam się i skierowałam w przeciwnym kierunku, tak jakbym rzeczywiście tylko przypadkiem przechodziła tędy na skróty.
W moim planie było wemknięcie się oknem, odnalezienie odpowiedniej osoby i zlikwidowanie jej. Niestety pies miał inne plany, wyrwał mi się i pobiegł prosto w kierunku postaci czekającej w drzwiach na Nialla.
- Puszek!- Krzyknęłam odruchowo, za zwierzęciem. Natychmiast zorientowałam jaką popełniłam gafę. Odwróciłam się by spojrzeć na Nialla, biegł już za tym psem którego wziął pewnie za demona w zmienionej postaci. W sumie to dobrze, pomyślałam już układając sobie w głowie nowy plan. Żeby tylko tym razem wypalił. Niall dopadł zwierze, zanim dotarło do chłopaka który teraz stał u podnóża schodów przygotowany na atak. Jednym szybkim ruchem wbił sztylet między rzebra Sparkiego.
- Nieeee!- krzyknęłam biegnąc w stronę chłopaków.
Niall błyskawicznie wstał celując we mnie zakrwawionym sztyletem. Zatrzymałam się z typowym dla człowieka opóźnieniem.
- Mówiłem ci że jeśli nie odpuścisz to pożałujesz- warknął zbliżając się do mnie.
- Co miałam sobie odpuścić? Przecież ja cie w życiu na oczy nie widziałam- mówiłam przerażonym tonem, wycofując się do tyłu, podczas gdy po moich policzkach spływały łzy. Powinnam zacząć grać w teatrze, dobra jestem w te klocki z wcielaniem się w inne osoby.
- Och już ty dobrze wiesz, nasłałaś kolejnego demona- w tym momencie odwrócił się by spojrzeć, jak się pewnie spodziewał, na resztki tego demona. Jakże się zdziwił gdy zamiast resztek demona dostrzegł umierającego psa.
- Jakiego demona o czym ty mówisz?- zapytałam zrozpaczonym tonem- A mogłam pójść na około- dodałam dalej szlochając.
- Niall opuść broń, to tylko zwykła dziewczyna.- Powiedział spokojnie ten chłopak podchodząc powoli do wkurzonego Nialla.
- Ty nic nie rozumiesz ona wcale nie jest człowiekiem a demonem, to ona nasłała wtedy tego pożeracza na Harrego!- krzyczał z wyrzutem.
- Gdyby była demonem to sensor by to wykazał, a spójrz nawet najsłabszego odczytu.- mówił wyciągając z kieszeni niewielkie czarne pudełko i przysuwając w moją stronę. Odsunęłam się odrobinę, patrząc na nie z udawanym strachem, choć dobrze wiedziałam że nic nie wykryje. Dzięki moja anielska części, jednak czasem się przydajesz- Nie bój się- powiedział obdarowując mnie ciepłym uśmiechem.
- Proszę zabierz stąd tego psychola- powiedziałam tak aby tylko on usłyszał, przytaknął nadal posyłając mi ten krzepiący uśmiech.
- Niall, proszę odpuść, ona jest tylko człowiekiem, śmiertelnie przestraszonym człowiekiem i nikim poza tym. Kolejny raz proszę, abyś opuścił broń, i odszedł- wciąż mówił powoli, obserwując każdy nawet najmniejszy ruch Nialla- Pomyliłeś się. To może zdarzyć się każdemu. Pewnie jesteś przemęczony i stąd ta pomyłka. Teraz najlepiej będzie jeśli wrócisz do domu i odpoczniesz, poza tym z Harrym wszystko dobrze i nie musisz się o niego martwić. Gdy będziesz potrzebny powiadomimy cię.
Udało mu się wyjąć z jego dłoni sztylet i odrzucić go gdzieś w bok co umożliwiło mi podejście do martwego już zwierzęcia i udawanie że serio obchodzi mnie jego śmierć. W tym czasie tamten chłopak poszedł odprowadzić Nialla do bramy. Wciąż się kłócili, ale jednak udał mu się go odprawić.
- Moje maleństwo, moje kochane maleństwo- zaczęłam szlochać gdy tamten był już blisko. Odskoczyłam gdy położył dłoń na moim ramieniu.
- Już dobrze już go nie ma- wciąż mówił tym samym ciepłym i opiekuńczym tonem.
- Kim on był i o czym mówił? I dlaczego zabił mojego kochanego psiaka? Przecież on chciał się tylko pobawić, nikogo by nie zaatakował, nigdy.- wciąż szlochałam nie wychodząc z roli.
- Jesteś roztrzęsiona. Chodź wejdziemy do środka, tam na spokojnie wszystko ci wytłumaczę. Napijesz się herbaty, a potem cię odprowadzę do domu.- powoli pomógł mi wstać.
- A co z moim Puszkiem?- zapytałam jeszcze raz spoglądając przez ramie, na martwe ciało zwierzęcia.
- Najpierw zajmiemy się tobą, nim później- wyjaśnił obgiął ramieniem i poprowadził do instytutu.
Weszliśmy do jasno oświetlonego holu, chłopak wypuścił mnie z obcięć i podał chusteczkę. Otarłam oczy i wysmarkałam w nią nos.
- Dzięki- posłałam mu smutny uśmiech.
- Nie ma za co- jego uśmiech był radosny. Gdyby tylko wiedział co go czeka.- Tak w ogóle jestem Louis.
- A ja jestem tą przed którą ostrzegał cię Niall- w jednym momencie przestałam być, tą słabą kruchą istotką. Nie musiałam też dłużej ściskać się w tym nie wygodnym ciele, wreszcie mogłam wrócić do swojej postaci i zrobiłam to z największą przyjemnością. Zaskoczenie na twarzy Louisa było bezcenne.
- Co!? Ale jak!? Przecież sensor cię nie wykrył- pytał zaskoczony- przecież to ziemia święta. Ty powinnaś płonąć czy coś.- mówił odsuwając się, a ja zaczęłam się śmiać z jego toku myślenia.
- Ja jestem wyjątkiem od każdej reguły- powiedziałam opanowując się i atakując bez ostrzeżenia.
Uniknął pierwszego ataku, i sięgnął po broń, niestety przez jego oszołomienie nie udało mu się zrobić tego zbyt szybko. Natychmiast to wykorzystałam, doskoczyłam do niego i dźgnęłam nożem prosto w brzuch.
- Tym razem trzeba było posłuchać przyjaciela. Może wtedy byś przeżył- wyszeptałam mu do ucha.
Skierowałam się w stronę schodów gdzie poprowadził mnie drugi z kamieni zawieszonych na łańcuszku. Pierwszy właśnie zaczął zmieniać barwę na czerwoną co oznaczało że osoba której szukałam właśnie umiera. Starając się być jak najciszej, przemknęłam ciemnym korytarzem, by w końcu zatrzymać się pod jednymi z wielu takich samych drzwi. Mam cię, pomyślałam z jadowitym uśmiechem, otwierając drzwi i szybko znikając w słabo oświetlonym pomieszczeniu.
- Nawet się nie waż rzucać jednej z tych twoich gadek o mojej ciamajdowatości Niall.- powiedziała postać siedząca twarzą do zgaszonego kominka, trzymał nogi na stole i przeglądał jakieś czasopismo przy świetle lampki która była jedynym źródłem światła w pokoju.
- Muszę cię rozczarować ale nie jetem Niallem- powiedziałam chłodnym, chrapliwym tonem, powodowały go ostre zęby wypełniające moje usta.
Chłopak zerwał się na równe nogi, stając dokładnie na przeciwko mnie w odległości kilku metrów. Wtedy wydarzyło się coś co zupełnie mnie zaskoczyło. Gdy on się poruszył roztoczył wokół siebie ten słodko pikantny zapach, który poczułam wtedy gdy rozpakowałam tą foliową torebkę z jego koszulką. Czułam się oszołomiona i sparaliżowana. Nie wiedziałam co robić, moje zęby wróciły do normy. Znowu poczułam, że nie chcę go zabić, że nie potrafię. Tak jak wtedy, w moim mieszkaniu. Tylko tym razem o wiele silniej. Aż mnie sparaliżowało. Po raz pierwszy nie potrafiłam się zmusić by zabić człowieka. Nie wiem ile czasu trwał ten stan ale wyrwał mnie z niego jego głos.
- Uważaj!- krzyknął.
Obejrzałam się za siebie, stała tam dziewczyna z jakimś przedmiotem w rękach. Już zamachnęła się by mnie uderzyć. Dzięki ostrzeżeniu tego niezwykłego, bo innego słowa nie mogłam znaleźć by go opisać, chłopaka udało mi się odskoczyć. W tej chwili byłam zbyt oszołomiona by zrobić cokolwiek innego. Ucieczka wydawała się jedynym właściwym rozwiązaniem. Pstryknęłam palcami, na dywan posypały się kolorowe iskry, nawet nad ich kolorem teraz nie potrafiłam zapanować. Okno po mojej lewej otworzyło się, szybko wyskoczyłam przez nie rozkładając skrzydła.

Oczami Harrego:
- Co ci do cholery odbiło!?- krzyknęła Eleanor - Już prawie ją miałam! czy wiesz że ona chciała cię zabić!?- krzyczała wściekle.
- Wcale nie chciała!- odpowiedziałem krzykiem na krzyk. Byłem pewny że nie chciała choć nie wiem skąd.
- Tak a niby skąd to wiesz?- zapytała kpiąco.
- Nie wiem po prostu to czułem. Poza tym gdy by chciała mnie zabić to nie stała by tu jak wryta.- broniłem ją choć nie wiem dlaczego.
- Tak, to najwyraźniej ten twój czujnik się popsuł, bo Lou leży tam na dole w kałuży krwi. Tak załatwiła go ta twoja nowa dziewczyna! - krzyknęła z wyrzutem odstawiając wazon na swoje miejsce.
Później coś jeszcze mówiła ale już jej nie słuchałem bo byłem w drodze na dół. Mimo tego co przed chwilą powiedziała El o tej tajemniczej dziewczynie. Nie czułem się na nią wściekły, ale to pewnie jakiś czar. Zresztą nieważne teraz liczy się tylko Lou i jego życie.
***
Oto jest 4 i przed ostatnia część tego opowiadania, mam nadzieję że się spodoba. Poza tym chcę serdecznie powitać nowa członkinię naszej załogi, bardzo nam się tu przydasz :)
Dodatkowo chcę wam wszystkim życzyć pięknych pogodnych Świąt Bożego narodzenia. Żeby, w przypadku dziewczyn, tłuszczyk poszedł w cycki:*, a w przypadku chłopaków, no nie wiem gdzie ale nie w brzuszek na pewno :)  
Do tego udanego Sylwestra, szampańskiej zabawy. Samych wspaniałych chwil w nadchodzącym nowym roku i aby każdej i każdemu z was udało się spotkać naszych chłopaków :)
~Wampris~

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Harry (konkursowy)^^



Imagin który wygrał konkurs na prośbę Anionima i samej autorki <3


Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Za oknem pada biały puch, potocznie zwany śniegiem. Dzieci rzucają się śnieżkami, dorośli uważają, żeby się nie poślizgnąć na ulicy. Wszyscy są zabiegami, jak to zwykle bywa w Londynie. Mieszkam tu od ponad 4 lat, poznałam swojego księcia z bajki i na te właśnie święta mam dla mojego ukochanego niespodziankę.  Razem z Harry’m postanowiliśmy spędzić je wspólnie z naszymi rodzinami. To nawet lepiej dla mnie, od razu wszyscy się dowiedzą, ale jak na to zareagują? Na razie staram się o tym nie myśleć. Zobaczę co czas pokaże.
Siedzę właśnie w kuchni z kubkiem mojej ulubionej herbatki. Muszę rozplanować sobie ten dzień, bo będzie bardzo długi i męczący. Kiedy już wszystko rozpisałam na kartce, zaczęłam się brać za pierwszy podpunkt na liście. Jak zdążyliście pewnie zauważyć Harolda nie ma w domu, jest w studio. Nagrywa nową piosenkę. Cieszę się, bo One Direction ma coraz to większą sławę, ale również oznacza to mniej czasu dla mnie.
Przebrałam się w wygodne dresy i zaczęłam od sypialni, w której panuje wieczny bałagan, co dla mnie jest niedopuszczalne. Po podłodze aż walały się ubrania, więc chcąc nie chcąc zaczęłam sprzątać. Brudne ubrania do kosza na pranie, czyste do garderoby, łóżko zaścielone, okno umyte, poodkurzane kurze i podłoga……….. i tak wszystkie pokoje na piętrze. Powiem wam byłam strasznie zmęczona, ale za to pokoje lśniły. Zbliżała się godzina obiadu, więc zeszłam na dół i zastanawiałam  co ugotować. Po krótkiej chwili zdecydowałam się na spaghetti. Z szafki wyciągnęłam makaron i potrzebne składniki na zrobienie sosu. Po kilku minutach kluseczki (jak to mówi moja babcia) były już miękkie. Teraz tylko sosik i gotowe.
Kiedy tak zajadałam się już gotowym daniem, usłyszałam przekręcający się zamek w drzwiach. A za chwilę w jadalni ujrzałam Harry’ego.
- Smacznego kochanie – ucałował mnie w policzek.
- Dziękuję.
- Zostało jeszcze dla mnie? – spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem
- Pewnie – poszłam do kuchni i nałożyłam na talerz makaron, gdy nagle poczułam gorące ręce na biodrach.

- Harry? Co ty robisz?
- Tylko się do ciebie przytulam. A co nie wolno?
- Wolno kotku wolno – uśmiechnęłam się do niego i czule pocałowałam. On to odwzajemnił i jeszcze bardziej  pogłębił. Chwycił mnie za biodra i usadził wygodnie na blacie. Wiedziałam czego chce, ale to nie mogło się tak skończyć. Gdy wyczułam odpowiedni moment zeskoczyłam z miejsca na którym siedziałam i ruszyłam sprzątać dalej. Zdezorientowany Hazza stał nadal w kuchni. Ja natomiast układałam jakieś papiery do szafki. Salon po godzinie dołączyłam do rzeczy zrobionych, jeszcze tylko choinka i zaproszenia. Otworzyłam drzwi pokoiku, w którym stały: choinka oraz różnego rodzaju ozdoby.

Na ozdobieniu tego drzewka trochę mi zeszło, ale ważny jest efekt. Wyglądała przecudnie, nawet Loczek dołączył do mnie i mi pomógł. Zaczęliśmy dzwonić do naszych najbliższych.

~kilka dni później, wigilia~
 
Jestem w opłakanym stanie. Za kilka godzin wigilia, a ja nie wiem za co mam się wziąć. Dobrze, że Harry jest przy mnie. Wspólnymi siłami zdążyliśmy przed przyjazdem naszych rodzin. Stół stał już pięknie nakryty. Jeszcze tylko

odpowiedni strój i gotowe. Poszłam do sypialni i założyłam ubranie przygotowane wcześniej, nałożyłam makijaż, oczy podkreśliłam eyelinerem. Mój ukochany wyglądał jak z obrazka.
    Nagle zadzwonił dzwonek, Hazz poszedł otworzyć, a ja za nim. Kiedy tylko otworzyliśmy drzwi, rodzice rzucili nam się na szyję. Myślałam, że mnie uduszą.
- Witajcie moi mili – powiedziała moja mama.
- Ale się za wami stęskniłam – dodała mama Hazzy.
- My również – odpowiedzieliśmy.
- Rozbierzcie się i zapraszam do stołu.
Harold wprowadził ich do salonu. Na początku, jak już pierwsza gwiazdka zaświeciła, podzieliliśmy się opłatkiem. Prawie wszyscy oprócz mojego chłopaka, życzyli mi „dużo Stylesków”. Może już się domyślali? Chociaż raczej udawało mi się zasłonić brzuch. W końcu jestem już w 2 miesiącu. Mniejsza z tym, przecież dzisiaj się dowiedzą.
Następnie zasiedliśmy do stołu. Wszyscy chwalili moje dania, a tak naprawdę to robiliśmy je Harry’m razem.  Po zjedzonym posiłku przyszła pora na prezenty. Zawsze kiedy przychodzi ten moment, cieszę się jak małe dziecko, bo kto nie lubi prezentów. Oczywiście nasi rodzice też dostali prezenty. Mamy piękne, złote bransoletki, a ojców obdarowaliśmy…. ( tylko się nie śmiejcie;) deskami snowboardowymi, ponieważ zawsze narzekali, że mnie maja się kiedy wybrać w

góry. Teraz będzie okazja. Ja natomiast dostałam cudowną biżuterię i małe pudełeczko. Mojego księcia obdarowałam… karnetem na mecze piłki nożnej. Żebyście widzieli jego minę była bezcenna.
Wszyscy byli bardzo zadowoleni ze swoich prezentów. Razem z mamą i przyszłą teściową siedziałam na kanapie. Mężczyźni gdzieś wyszli. Postanowiłam im powiedzieć.
- Mam Wam coś bardzo ważnego do przekazania.
- Więc słuchamy?
- No bo ja no.. jestem w ciąży.
- To gratulacje kochana. Przeczuwałam coś – zaśmiałyśmy się. Nagle do domu wparowali Harry i ojcowie. Mój ukochany miał w jednej ręce piękny bukiet róż, a w drugiej pudełeczka, które już dzisiaj widziałam. Uklękną przede mną i powiedział:
- [t.i.] znamy się już 3 lata 9 miesięcy, 364 dni, 23 godziny i 52 minuty – zapomniał o sekundach;)  - jestem bardzo szczęśliwy, że Cię poznałem te prawie 4 lata temu. Już od początku wiedziałem, że nie będziesz tylko jakąś tam kolejną  dziewczyną. Chcę zestarzeć się u twego boku. Jesteś wybranką mojego serca i dlatego mam jedno małe pytanko, na które mam nadzieję usłyszeć odpowiedź, jakiej się spodziewam. Więc czy ty (t.i.) ( t.n.) zechciałabyś zostać mają żoną, matką moich, a właściwie naszych dzieci i pójść ze mną pod ołtarz i złożyć tam przysięgę?
- Po twoim długim monologu, mój drogi Haroldzie, odpowiadam Ci, że…….TAK, wyjdę za ciebie i zestarzeję się u twego boku, a co do dzieci to mam taką jedną ważną wiadomość, która jest……..yyyyyyyy no bardzo taka….
- Jaka?  - zapytał z nutką zaciekawienia i zarazem strachu w głosie.
- Najlepiej powiem to prosto z mostu…
- Było by najlepiej kochanie, ale nadal nie rozumiem.
- Ja jestem w ciąży, ej może zamówimy pizzę? – powiedziałam to tak szybko jak tylko mogłam.
- W święta pizzę, ty to m….. Coś ty powiedziała?! Jesteś w ciąży?! Ale jak, przecież…. – był naprawdę w szoku, ale kiedy już się ogarnął podszedł do mnie i przytulił mnie tak mocno jak tylko mógł. – Nawet nie wiesz jak się cieszę – ucałował mnie w policzek.
- Nareszcie – równym chórem westchnęli nasi rodzice
- A tak w ogóle w którym jesteś tygodniu?
- Yyyy… Jakby wam to powiedzieć, może nie zauważyliście, ale przez ostatnie parę miesięcy sporo przytyłam i no jestem w 6 miesiącu.
- Co?! – wszyscy chórem.
- Tak jakoś wyszło – szczerze nie wiedziałam jak im to powiem, ale jakoś poszło, co nie?

*KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ*

Nie uwierzycie, ale jeszcze przed porodem, czyli dokładnie w Walentynki wyszłam za mojego księcia z bajki, a kilka godzin po tym jak złożyłam przysięgę, zaczęłam rodzić. Urodziłam piękną i przede wszystkim zdrową córeczkę. Nazwałam ją nie inaczej, jak Darcy. Jest taka podobna do Hazzy. Podobno życie to nie jest bajka, jednak moje, właśnie taką bajką jest i życzę każdemu na tej planecie, aby znalazł sobie drugą połówkę.


niedziela, 22 grudnia 2013

Wyniki konkursu! ^^

Na samym początku pragnę gorąco podziękować wszystkim osobą, które się zgłosiły do konkursu. TY razem wybór był jak dla mnie trudny, gdyż jest to konkurs, który ja SAMA oceniałam. Było to trudne ale myślę, że podjęłam słuszną decyzję.


WYGRYWA: Maja P.  <ilovemusic_maja@go2.pl>

Gratuluję nie tylko Maji ale i wszystkim bo imaginy były cudowne, każdy inny ale wyjątkowy. A zwyciężczynie proszę o jak najszybsze skontaktowanie się ze mną, przez e-mail'a.

JESZCZE RAZ GRATULUJĘ!