Księżniczka jak to zwykle miała w zwyczaju, jadła właśnie śniadanie w swej komnacie.
- Panienko Rose, czy pamięta panienka o dzisiejszym spotkaniu? - spytała jedna z nowych pokojówek.
- Oczywiście - Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Jaką suknię, dziś panienka zakłada?
- Przestań do mnie mówić panienka. Jestem Rose.
- Dobrze.
- Jaką byś mi doradziła?
- Pani, przepraszam twoja mama mówiła o tej pudrowej, wyglądasz w niej przesłodko.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie cierpię jej. Niech pomyślę. Może tą czerwoną?
- Miałaś ją w ostatnim tygodniu.
- Faktycznie. Już wiem, tą nową czarną!
- Myślę, że będzie w porządku.
- Więc mi ją przynieś! I jeszcze te czarne szpilki z czerwoną podeszwą.
- Już się robi - można było usłyszeć w garderobie. Chwilę później przyszła dziewczyna z ubraniem. Księżniczka wyskoczyła z łóżka niczym poparzona. Zawsze tak robiła. Uwielbiała stroje, makijaż. To wszystko było jej światem.
Ubrana, uczesana i umalowana odpowiednio dziewczyna powolnym krokiem ruszyła na dół, gdzie czekała już na nią jej matka. Spojrzała na nią z pełną zachwytem miną.
- Dzień dobry - powiedziała Rozalinda.
- Witaj córeczko. Ślicznie wyglądasz - jeszcze raz przeskanowała ją wzrokiem. Miała na sobie śliczną, czarną, rozkloszowaną sukienkę, czarne, klasyczne szpilki od Louboutina. Włosy miała rozpuszczone. Świeżo zakręcone loczki dodawały jej uroku. Makijaż trochę ostrzejszy niż zwykle, na który matka królewska na pewno się wkurzy. Całość spełniała oczekiwania wszystkich.
- Pamiętaj o dzisiejszym spotkaniu z twoim wrogiem, a zarazem...
- ...wybawcą, jedynym który może mi pomóc - uprzedziła swoją matkę.
- Właśnie. Będą tu za chwilę.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziała sarkastycznie Rose.
Znów wdrapała się na górę, by pochłonąć wiedzę, którą przekazuje jej pewna książka. Opowiadała ona o pewnej dziewczynie, która niby była wolna jak ptak, lecz zamknięta w klatce przez swoje wyimaginowane marzenia. Książka na tyle interesująca, że nie da się słyszeć dzwonka, a właściwie trąbek, ale od czego jest służba.
- Rozalindo, zaszczyć nas swoją obecnością - dało się usłyszeć od drzwi.
- Oczywiście.
Powolnym krokiem, jak zrobiła to już wcześniej zeszła na dół. Oczy wszystkich były skierowane na nią. Nawet to gorące, rażące spojrzenie blondyna.
- Witam Majorze Goldenmayer. Mam nadzieję, że miło spędzi pan swój czas w naszych skromnych progach - powiedziała księżniczka na powitanie.
- To ja dziękuję, że pomogę tutaj zostać - powiedział po czym ucałował ją w wierzch dłoni - Poznaj proszę mego siostrzeńca. Nialler...
- Oczywiście. Witam - skłonił sił w pół i ścisnął jej rękę.
- Miło mi.
Nie skończyło się na jednym spojrzeniu. Nienawidzili się. Znali się za dobrze. Młodzieniec z pozoru miły i słodki, lecz krył straszną tajemnicę, którą znały tylko zaufane osoby, w tym księżniczka. Ona zaś również słodka i ciepła, ale tym się różnili od siebie, że ona była taka jak ją ludzie widzieli. Dzisiaj na dojść do owego "zabiegu". Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, kiedy w końcu wybiła godzina. Dwie postacie przeszli z salonu do pewnej wielkiej ciemnej i okropnie wyglądającej komnaty. Dwie twarze wpatrzone w siebie niczym w obrazki. Wyczytywali sobie z rysów emocje, które im towarzyszyły. Nadeszła pora na przeistoczenie. Otóż księżniczka nie była zwykłą nastolatką. Była wróżką. Taką ze skrzydełkami i różdżką. Dokładnie taką z bajek Disney'a.
Jej ciemne dotąd oczy zmieniły się w kolor miedziany. To już. Chłopak chwycił ją za ramię i gwałtownie do siebie przysunął. Nie chciał naprawdę tego robić. Nie był na to gotowy. Kochał tą istotę, ale wiedział, że miłość w jego życiu nie istnieje lub raczej nie może.
Księżniczka poczuła lekkie ukłucie na swojej delikatnej skórze. Teraz pożegnała się ze światem żywych. Ostatnie spojrzenie. Młodzieniec złożył pierwszy i zarazem ostatni pocałunek na tej blado różanych ustach. Nastolatka zasnęła w przekonaniu, że jej książę będzie przy niej, kiedy się obudzi. Ale to już inna bajka.
- Już się robi - można było usłyszeć w garderobie. Chwilę później przyszła dziewczyna z ubraniem. Księżniczka wyskoczyła z łóżka niczym poparzona. Zawsze tak robiła. Uwielbiała stroje, makijaż. To wszystko było jej światem.
Ubrana, uczesana i umalowana odpowiednio dziewczyna powolnym krokiem ruszyła na dół, gdzie czekała już na nią jej matka. Spojrzała na nią z pełną zachwytem miną.
- Dzień dobry - powiedziała Rozalinda.
- Witaj córeczko. Ślicznie wyglądasz - jeszcze raz przeskanowała ją wzrokiem. Miała na sobie śliczną, czarną, rozkloszowaną sukienkę, czarne, klasyczne szpilki od Louboutina. Włosy miała rozpuszczone. Świeżo zakręcone loczki dodawały jej uroku. Makijaż trochę ostrzejszy niż zwykle, na który matka królewska na pewno się wkurzy. Całość spełniała oczekiwania wszystkich.
- Pamiętaj o dzisiejszym spotkaniu z twoim wrogiem, a zarazem...
- ...wybawcą, jedynym który może mi pomóc - uprzedziła swoją matkę.
- Właśnie. Będą tu za chwilę.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziała sarkastycznie Rose.
Znów wdrapała się na górę, by pochłonąć wiedzę, którą przekazuje jej pewna książka. Opowiadała ona o pewnej dziewczynie, która niby była wolna jak ptak, lecz zamknięta w klatce przez swoje wyimaginowane marzenia. Książka na tyle interesująca, że nie da się słyszeć dzwonka, a właściwie trąbek, ale od czego jest służba.
- Rozalindo, zaszczyć nas swoją obecnością - dało się usłyszeć od drzwi.
- Oczywiście.
Powolnym krokiem, jak zrobiła to już wcześniej zeszła na dół. Oczy wszystkich były skierowane na nią. Nawet to gorące, rażące spojrzenie blondyna.
- Witam Majorze Goldenmayer. Mam nadzieję, że miło spędzi pan swój czas w naszych skromnych progach - powiedziała księżniczka na powitanie.
- To ja dziękuję, że pomogę tutaj zostać - powiedział po czym ucałował ją w wierzch dłoni - Poznaj proszę mego siostrzeńca. Nialler...
- Oczywiście. Witam - skłonił sił w pół i ścisnął jej rękę.
- Miło mi.
Nie skończyło się na jednym spojrzeniu. Nienawidzili się. Znali się za dobrze. Młodzieniec z pozoru miły i słodki, lecz krył straszną tajemnicę, którą znały tylko zaufane osoby, w tym księżniczka. Ona zaś również słodka i ciepła, ale tym się różnili od siebie, że ona była taka jak ją ludzie widzieli. Dzisiaj na dojść do owego "zabiegu". Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, kiedy w końcu wybiła godzina. Dwie postacie przeszli z salonu do pewnej wielkiej ciemnej i okropnie wyglądającej komnaty. Dwie twarze wpatrzone w siebie niczym w obrazki. Wyczytywali sobie z rysów emocje, które im towarzyszyły. Nadeszła pora na przeistoczenie. Otóż księżniczka nie była zwykłą nastolatką. Była wróżką. Taką ze skrzydełkami i różdżką. Dokładnie taką z bajek Disney'a.
Jej ciemne dotąd oczy zmieniły się w kolor miedziany. To już. Chłopak chwycił ją za ramię i gwałtownie do siebie przysunął. Nie chciał naprawdę tego robić. Nie był na to gotowy. Kochał tą istotę, ale wiedział, że miłość w jego życiu nie istnieje lub raczej nie może.
Księżniczka poczuła lekkie ukłucie na swojej delikatnej skórze. Teraz pożegnała się ze światem żywych. Ostatnie spojrzenie. Młodzieniec złożył pierwszy i zarazem ostatni pocałunek na tej blado różanych ustach. Nastolatka zasnęła w przekonaniu, że jej książę będzie przy niej, kiedy się obudzi. Ale to już inna bajka.
Witajcie!
Troszkę mnie poniosło i taka bajka mi wyszła.
Mam nadzieję, że nie zwrócicie uwagi na jakieś niedopatrzenia;)
Pozdrawiam Dreamer
Śliczne uwielbiam Cię <3
OdpowiedzUsuńJeju... super. Możesz częściej pisać takie imaginy :***
OdpowiedzUsuńSłodkie :****
OdpowiedzUsuńUrocze<3 Aww:*
OdpowiedzUsuńPiękny wyszedł :)
OdpowiedzUsuńPiękny Ci wyszedł ten imagin. Czekam nas kolejny, oby był jak najszybciej. Do następnego;)
OdpowiedzUsuńŁoooo zapowiadało się tak przesłodko, bajkowo, a skończyło tak jakoś mrocznie? Czyżby umarła czy mi się tylko wydaje o.o
OdpowiedzUsuńCiekawie napisane opowiadanko! ;) Dobrze się czytało! *. *
wenyyyyy :*
Zapraszam do mnie
najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com