Niechętnym krokiem ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku. Już od około roku męczę się w tamtym miejscu. Ale jeśli chcę szybciej uzbierać na wyjazd, a właściwie ucieczkę z tego nudnego świata, jestem do tego zmuszona. Nie chcę prosić o kasę rodziców. Zresztą obchodzę ich tyle co nic. Cały czas są zapracowani i zajęci swoją karierą. Nawet zapominają o moich urodzinach, nie wspominając o innych rzeczach.
Dosyć tego ględzenia. Pewnie jesteście ciekawe gdzie pracuję? Otóż nie jest to miejsce dla księżniczek. Jest bardzo dorosłe, jeśli mogę to tak nazwać. Pracuję jako barmanka w obleśnym barze. Na moje szczęście nikt nie pyta o wiek, choć w formularzu skłamałam. Nie wyglądam zatem na 16-latkę. Plus dla mnie proszę.
Dziś kolejny dzień w tej norze (dla rodziców ewentualnie szlajanie się z przyjaciółmi). Kolejni pijani faceci. Ale mam obrany cel na sterowniku więc wystarczy się tylko uśmiechnąć i iść dalej.
Weszłam do szatni i otworzyłam moja szafkę z napisem (t.i.). Wyjęłam z niej mój uniform i założyłam go. Nie był on zbyt elegancki ani wygodny. Zwykły fartuch i tyle. Zmieniłam się dziś z koleżanką, która nie może przyjść w dzień jedynie w nocy. Właściwie to mnie uratowała. Bo kto by chciał tłumaczyć się starym gdzie się było całą noc. Chociaż oni i tak moją to głęboko.
- Cześć (t.i.). Proszę zawołaj wszystkich mam krótki komunikat - z rozmyślań wyciągnął mnie Jack - mój szef.
- Hej! No pewnie, a gdzie?
- W głównej sali.
- Dobra.
Poszłam do kuchni, szatni i wielu innych pomieszczeń, i zawołałam wszystkich. Weszliśmy do sali. Ja stanęłam za barem. W tym właśnie momencie weszłam nasza cudowna (okropna), długonoga (te nogi to chyba po operacji wydłużenia nóg, złociutka), młoda (uważaj, bo ci tynk odpadnie), naturalna(wytapetowana) menagerka naszego baru.
- O kochanie dobrze, że jesteś. Już myślałem, że nie przyjdziesz i będę musiał zaczynać bez ciebie - cmoknął ją w polik.
- Więc dobrze - zwróciła naszą uwagę. - Przejdźmy do konkretów. Ta buda się sypie. Nie chciałabym zwalniać Was z waszych posad. Choć niektórych trzeba by było - tu spojrzała na mnie. Nie cierpimy się nawzajem i nie myślcie, że to przez chłopaka. Nic z tych rzeczy. - Mój stary przyjaciel chce zainwestować w to miejsce. Nie wiem dlaczego, ale cieszmy się z tego. Nie będzie tu już baru tylko francuska restauracja "Anĝelo". Nie jest to francuska nazwa, ale oczekuję, że każdy nauczy się francuskiego. Oczywiście na nasz koszt. Jutro przyjedzie nauczyciel z gościem, który pokaże wam to i owo.
- Więc ja mam dla Was jeszcze niespodziankę. Nie możecie wyglądać przecież jak nędzni kelnerzy w tak eleganckiej restauracji jaka będzie ta już za tydzień. Prosto z Francji dla was. Oto wasz nowy uniform.
Składał się on ze słodkiej sukienusi, szpilki o śmiesznym obcasie i berecika. Myślałam, że pęknę ze śmiechu.
- Jutro ma nas odwiedzić specjalny gość. Nie dajcie plamy! Najlepiej wybierzcie kolory najbardziej pasujące do was.
Następnego dnia zwarta i gotowa ruszyłam do pracy. Podziwiałam wiosenną przyrodę po drodze. Nagle wpadłam na kogoś. Przewróciłam się.
- Uważaj jak chodzisz - usłyszałam.
- Ty też powinieneś.
- Że co proszę? To ty na mnie wpadłaś!
- Pewnie i jeszcze zrobiłam zakupy po drodze, wiesz?!
- Nie mam czasu na pogaduszki. Spieszę się.
- Z ust mi to wyjąłeś.
- Do niezobaczenia.
- Na wzajem.
Boże co za palant. Właściwie faktem jest, że to ja na niego wpadłam, ale bez przesady.
Szybkim krokiem ruszyłam do restauracji.
Tam jak zwykle przebrałam się w NOWY uniform. Już od rana czeka nas niezła jazda z francuskim. To naprawdę chiński język. Bonjour monsieur!
Szczęściem dla mnie jak i innych było to, że mieliśmy mają karteczkę. Wystarczyło tylko nauczyć się jej na pamięć.
Po nauce języka obcego miał przyjść gość specjalny. Przyszedł. Myślałam jednak, że będzie to stary brodaty mężczyzna. Okazało się, że był to nastolatek (młody mężczyzna ok. 20 lat). Nie uwierzylibyście, ale był to ten sam gość na którego wpadłam rano. Chciałam zakopać się pod ziemię. Miałam nadzieję, że mnie nie pozna.
Poprosił nas wszystkich o zebranie się w jednym wyznaczonym przez niego miejscu. Na samym początku gadał jak to dziękuje mojej siostrze - menagerce, że mógł wesprzeć to miejsce. Jakież to wzruszające. A tak nawiasem mówiąc nie spodziewaliście się, że to moja siostra co nie?
Mówił również jak będzie funkcjonować kuchnia i bar. Takie trele morele. Gadał bez znaczenia dla mnie. Teraz wydawał się być taki miły i w ogóle. Na chodniku jednak zachował się chamsko.
Jest nareszcie koniec!!!
Szybko przebrałam się w normalne ciuchy i ruszyłam czym prędzej do domu.
Kiedy wychodziłam już z restauracji ujrzałam jak moja siostra obmacuje tego jak on się tam Niall'a Horan'a? On jednak chciał się wyswobodzić z jej uścisku. Było jednak mu to niedozwolone ze względu na moją siostrzyczkę.
W pewnym momencie zauważył mnie. Ja stałam jak wryta. On spojrzał tylko proszącym wzrokiem. Nie wiedziałam co mogę zrobić. Ale najprędzej przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zawołać Jack'a. Poszłam więc do jego biura i poprosiłam, żeby poszedł ze mną. Ujrzał ich. Nie mógł w to uwierzyć.
- Ty suko jak mogłaś? - wydarł się na cały głos.
- Ale kochanie to on się na mnie rzucił.
- Nie kłam ty podstępna żmijo - ona spojrzała na niego z niedowierzaniem wypisanym na twarzy i wybiegła z aktorskim płaczem. Jack wrócił do siebie załamany.
- Dziękuję, że mi pomogłaś mimo tego, że tak Cię potraktowałem na ulicy.
- Nie ma za co. Muszę już iść.
- Nie! Zaczekaj! Pójdziesz ze mną na kawę?
- Może innym razem, ale i tak dziękuję.
- To może spacer?
- No dobra.
***
Owszem poszłam z nim na ten spacer. Opowiedział mi dużo o sobie. I ja nie byłam mu dłużna. Właściwie doszliśmy do wniosku, że chodziliśmy do tej samej klasy w dzieciństwie. Nie mogłam wierzyć, że to on.
Dziś jednak wyjeżdżam. Nie trzyma mnie tu nic. Muszę wyjechać. Moje sprawy się skomplikowały i to o wiele bardziej niż się tego spodziewałam. Pożegnałam się już z bliskimi, ale nie rodzicami. Nienawidzę ich. Nie chcę nic od nich.
Za pięć minut mam odprawę. Siedzę jeszcze w kawiarni i dopijam kawę. Nagle moim oczom ukazuje się tłum rozbrykanych nastolatek. Wśród nich ujrzałam Niall'a. Nie wspominałam Wam, ale kilka miesięcy temu zostaliśmy parą.
Nawiązałam z ukochanym kontakt wzrokowy i uśmiechnęłam się do niego.
Podszedł do mnie. Fanki zostały na zewnątrz. Kawiarnia została też zresztą zamknięta.
- Kochanie wiem, że to może być dla Ciebie za wcześnie, ale... - uklęknął przede mną i powiedział. - ...ale kocham Cię nad życie. Nie widzę świata poza tobą. Czy... czy postałabyś moją żoną i... .
- Tak, tak, tak!!! - wykrzyczałam i rzuciłam mu się w ramiona. On przytulił się do mnie i pocałował lekko.
- Kocham Cię! - powiedziałam.
Tak właśnie zakończyła się moja historia. Nie spodziewałam się, że ten blondyn o tysiącach, milionach fanek będzie kiedyś moim narzeczonym. Powiem Wam, że jak to w baśniach bywa byliśmy szczęśliwi.
...i żyli długo i szczęśliwie.
Witajcie!
Jak podoba Wam się imagin.
Może nie wszystkim przypadnie do gustu, ale liczę na komentarze.
Chciałabym Wam serdecznie podziękować za komentarze,
które już dostałam.
Nawet nie wiecie jak mi się buźka śmieje jak je czytam.
Dzięki i pozdrawiam.
Dreamer
PS Jak wam minęła przerwa świąteczna?