Noc jeszcze młoda stwierdziłam wyglądając za okno, po całym przespanym dniu pora by się rozerwać. Mój roboczy strój, znaczy się ciemne spodnie i bluzkę, zamieniłam na skórzane rurki, dopasowaną bluzkę bez pleców i ulubione szpilki, do tego ostry rockowy make up, i fryzura w tym samym stylu. Na skórę przedramienia nałożyłam znak ukrycia i byłam gotowa do wyjścia.
Wyszłam na duży balkon przyłączony do mojego apartamentu, znajdującego się na ostatnim 30 piętrze budynku. Nocne powietrze otuliło mnie swoim chłodem, witając jak starą przyjaciółkę. Podeszłam do barierki, odgradzającej mnie od krawędzi, wspięłam się na nią i rzuciłam w otchłań. Czułam szpileczki chłodnego powietrza napierającego na policzki, szum powietrza w uszach i falowanie pojedynczych kosmyków włosów. Obrazy wokół mnie zlewały się w jedną pełną barw masę.
Będąc już tylko parę metrów nad ziemią, rozłożyłam moje ogromne czarne skrzydła, które natychmiastowo poderwały mnie w górę, z nieprzyjemnym szarpnięciem. Tego momentu nie lubiłam najbardziej, ale wszystko od skoku do rozłożenia skrzydeł jest jednym z najcudowniejszych przeżyć. To jak skok na bungee, albo raczej ze spadochronem. Adrenalina buzuje w żyłach na całego, rozłożę skrzydła chwilkę za późno i może po mnie zostać tylko mokra plama. Wyrównałam lot i skierowałam się w stronę mojego ulubionego klubu dla podziemnych ukrytego czarami, na obrzeżach miasta.
Wylądowałam na chodniku tuż przy drzwiach, i sprawiłam by moje skrzydła znów zniknęły między łopatkami. Gdy to robiłam, przypadkowo potrąciłam jakiegoś skrzata, który warcząc pod nosem zbierał, z płyt chodnikowych rozsypany magiczny pył. Już chciał rzucić się na mnie z tymi swoimi drobnymi i ostrymi jak brzytwy ząbkami, ale gdy tylko zorientował się z kim ma do czynienia, zatrzymał się gwałtownie. Zmierzył mnie tymi swoimi wyłupiastymi oczami, zamarł w pół ruchu by po paru sekundach czmychnąć jak najprędzej w ciemny kąt, rozsypując po drodze swój drogocenny towar. Uśmiechnęłam się sama do siebie i weszłam do środka. Klub jak zwykle pełny był najróżniejszych gatunków podziemnych, czarowników, wilkołaków, wampirów, feerie, ifrytów, demonów i tym podobnych mieszańców. Istot takich jak ja, wyrzutków odtrąconych przez Clave. Swoje kroki tradycyjnie skierowałam do baru. Dzisiejszą zmianę miał akurat wilkołak o imieniu Zayn. Miły gość, gdy nie ma pełni oczywiście.
- To co zawsze?- zapytał z typowym dla niego uśmiechem.
- Jak zawsze- powiedziałam zajmując miejsce na wysokim hokerze.- Pełnia tuż tuż- zauważyłam patrząc w jego rozjarzone żółte oczy. Jego policzki i brodę pokrywał gęstszy niż zwykle zarost, a paznokcie były długie i wyglądały na bardzo twarde.
- Za dwa dni- odpowiedział, mieszając ze sobą kolorowe płyny.
-Lubie gdy tak błyszczą ci oczy- powiedziałam uśmiechając się do niego kokieteryjnie gdy podawał mi mój ulubiony drink.
- Nie kokietuj- odpowiedział z tym swoim boskim uśmiechem. I jak ja mam go nie zarywać gdy on mnie tak prowokuje- dobrze wiesz że kogoś mam.
- Ach tak, prawie zapomniałam o tej twojej przyziemnej przyjaciółeczce.- prychnęłam wywracając oczami.
- Ona jest kimś znacznie więcej.
- Wytłumacz mi, dlaczego akurat przyziemna, oni są takimi kruchymi istotami, tak łatwo ich zranić lub zabić.- zapytałam nie rozumiejąc go. Nigdy nie zrozumiem po co mu tak krucha istota. Skoro może mieć mnie, istotę swojego pokroju, nieśmiertelną piękna i potężną.
- Dlatego są lepsi od nas, potrafią się cieszyć każdą ulotną chwilą.- tłumaczył odpływając w myślami do tej swojej przyziemnej. Nawet gdybym nie znała jego myśli, zdradzał go wyraz twarzy.
- Jak tam chcesz, ja nigdy nie popełnię tego błędu- powiedziałam odstawiając szklankę i zsuwając się z hokera.
- Nidy nie mów nigdy- usłyszałam jeszcze za sobą jego głos gdy, szłam w stronę parkietu. Machnęłam jeszcze na niego ręką, co skomentował swoim dźwięcznym śmiechem.
***
Właśnie tańczyłam z jakimś całkiem przystojnym wampirem, gdy nagle za moimi plecami pojawił się Zayn. Znalazł się tak blisko że czułam żar jego ciała przebijający się przez materiał jego czarnej bokserki, do tego czułam jego oddech na karku i słyszałam szum krwi przepływającej przez żyły pod skórą.- Hmm czyżbyś jednak zmienił zdanie?- zapytałam odwracając się do niego przodem i zarzucając mu ręce na szyje. Położył dłonie na mojej tali, odsuwając mnie na stosowną odległość, przecząco kręcąc głową
- Więc czego chcesz?- opuściłam ręce wzdłuż ciała, lecz jego dłonie wciąż spoczywały a mojej tali, co zaczynało mnie wkurzać, wiec cofnęłam się o krok do tyłu.
- Jest tu jakaś dziewczyna, mówi że cię szuka i że to ważne.
- Kim ona jest?- zapytałam
- Nie wiem, ale wszystkich o ciebie wypytywała.
- Dobra gdzie ona jest?- zapytałam go niechętnie już z góry przeczuwając o co chodzi.
- Siedzi przy barze- oznajmił i ruszył w jego stronę, a ja za nim.
Przy barze siedziała przestraszona postać w ciemnej pelerynie, wciąż nerwowo rozglądała się na boki. Jej twarz do połowy zakrywał kaptur, widocznie nie chciała zostać rozpoznana. Zajęłam miejsce na hokerze obok niej, przestraszona odsunęła się odrobinę w bok i zmierzyła wzrokiem z pod kaptura.
- Czego chcesz?- zapytałam trochę niegrzecznie.
- Mam zlecenie- odparła, cichym piskliwym głosikiem.
Zauważyłam że Zayn nastawia uszu próbując niezauważenie wyłapać, strzępy naszej rozmowy. Gwizdnęłam ostro, zastrzygł uchem i uśmiechnął się pod nosem nawet na mnie nie patrząc. Dziewczyna włożyła rękę pod pelerynę, by po chwili chudą bladą dłonią podsunąć mi pod nos zdjęcie mojej przyszłej ofiary. Podniosłam je bliżej twarzy. Hmm całkiem przystojny chłopak, pomyślałam mierząc wzrokiem fotografię. Ciemne loki opadające na czoło, intensywnie zielone oczy, usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu ukazującym równe białe zęby i do tego urocze dołeczki w policzkach, aż szkoda zabijać, ale cóż taka praca.
- Człowiek?- zapytałam patrząc na nią. Nerwowo bawiła się palcami, a na dźwięk mojego głosu aż podskoczyła. Może i nie jestem człowiekiem ale wyglądam tak jak oni, więc nie wiem co ich tak we mnie przeraża.
- T-tak- odparła drżącym głosem.
- Świetnie, będzie prościej- oddałam jej zdjęcie chłopaka- Masz przy sobie coś co należy do niego?
- Mam tylko ten naszyjnik- ujęła w dłoń łańcuszek wiszący na jej szyi, na końcu którego huśtał się mały srebrny samolocik, który wyglądał jak te które robią małe dzieci z papieru.
- Za mało.
- Nic więcej nie mam.- spojrzała w moim kierunku, nie mogłam niestety zobaczyć jej twarzy. Wciąż ukrywała ją pod kapturem, jej myśli również były nie jasne jakby ukryte pod jakimś czarem, którego nie miałam ochoty rozpracowywać. Widocznie bardzo zależy jej na anonimowości.
- Więc jutro dostarcz coś co do niego należy na ten adres- pstryknęłam palcami. Najpierw pojawiły się złoto fioletowe iskry, a gdy opadły między palcami została czarna prostokątna karteczka ze złotymi literami. Podałam ją dziewczynie.
- Uwzględnij proszę to, że ja przesypiam zwykle całe dnie i nie przychodź przed zachodem słońca.- skinęła głową.- Jeśli to wszystko to pozwolisz że wrócę do swoich zajęć.
Nie czekając na jej odpowiedź zsunęłam się z hokera z zamiarem wrócenia na parkiet. Bo w końcu przyszłam tu żeby się bawić. Ale jak zwykle wszędzie są jakieś nieszczęśliwe duszyczki, chcące pozbyć się innych, zasługujących na to lub nie, duszyczek. Zayn wychylił się przez bar i złapał mnie za nadgarstek, zanim zdążyłam się oddalić.
- Miałaś przestać!- warknął odciągając mnie na bok. No i się zaczyna, pomyślałam wywracając oczami.
- Kłamałam. I wiesz co dzisiaj zdążyłam już zabić jednego nocnego łowcę - powiedziałam spokojnie, z demonicznym uśmiechem. zajełam miejsce na najbliższym hokerze. On stał za barem patrząc na mnie groźnie i wciąż trzymając moją rękę abym mu nie uciekła i wysłuchała jego nudnej gadki.
- Nie rozumiesz że jeśli nie przestaniesz to Clave wreszcie cię dopadnie!- był bardzo wkurzony. Choć nie wiem czy bardziej przeze mnie czy zbliżającą się pełnie.
- Nie dopadli wtedy i nie dopadną teraz- odparłam spokojnym, a wręcz znudzonym tonem bawiąc się podkładką pod szklanki.
- Nie żyjemy już w średniowieczu!- ścisnął mocniej moją rękę wbijając w nią pazury.- W końcu cię znajdą.
- Puki co nie znaleźli! - wyrwałam nadgarstek z jego uścisku, na wewnętrznej stronie miałam teraz krwawe ślady po jego pazurach. Zagoiły się niemal natychmiast.- I wciąż mogę prowadzić moje nudne życie polegające na śmianiu się, pieprzeniu, i zabijaniu! - wyliczyłam na palcach, znów schodząc z hokera i kierując swoje kroki do wyjścia. Przeskoczył nad barem i zagrodził mi drogę
- A jeśli tego nie zrozumiesz dołączysz do tych trzecich, choć ja wolałabym cię w drugiej opcji.- Zbliżyłam się do niego na odległość niemal minimalną, przez materiał koszulki czułam żar jego rozpalonej skóry i słyszałam przyspieszony rytm serca. Nie odsunął się, chodź wyczuwałam gromadzące się w nim uczucie strachu. Podniosłam wzrok by spojrzeć w te jego błyszczące oczy, wpatrywał się wściekle w moją twarz. Nic jednak nie mówił, najwidoczniej wreszcie odkrył że i tak go nie posłucham. Mimo to dalej uparcie nie powalał mi wyjść. Jakby miał nadzieję że może jednak kiedyś uda mu się mnie zmienić. Próżne jego nadzieje.
- A teraz jeśli pozwolisz, wyjdę, chciałabym zrealizować drugi i może też trzeci punkt mojego panu dnia.- uniosłam dłoń przesunęłam po jego policzku, powoli go omijając. Będąc tak blisko nie mogłam nie wykorzystać okazji, wspięłam się na palce i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Po czym szybko zniknęłam za drzwiami. Na zewnątrz natychmiast rozłożyłam skrzydła i odleciałam.
Wprawdzie powiedziałam mu jakie są moje plany ale nie miałam ochoty ich realizować. Kolejna kłótnia z nim zepsuła mi humor. Poza tym za godzinę lub dwie zacznie świtać, a ja za słońcem nie przepadam, dlatego wolałam wrócić prosto do mieszkania i jak zwykle przespać cały dzień.
***
Hej!! Długo mnie tu nie było, nawet bardzo bardzo długo. Ale każdy kto pisze wie że czasami pisarzom zdarzają się zastoje twórcze, dłuższe lub krótsze. Mój zastój się skończył, (mam nadzieję) i wpadłam na taki oto pomysł na imagin. Piszcze jak wam się podoba i czy chcecie kolejne części :)
~Wampris~