niedziela, 6 stycznia 2013

Liaś



Ty: Ok, Louise, wiem. Zajmę się małą Lux jak najlepiej będę potrafiła. Zrobię jej kolacje i połóż spać o dwudziestej.

Louise: Okej wierze - uśmiechnęła się ciepło - i jeszcze raz dziękuję - pocałowała mnie w prawy policzek i wyszła z mieszkania zamykając za sobą drzwi.

T: To co chcesz robić, króliczku?

małaLux: Ciasia.

T: Okej, to zapraszam do kuchni. - wskazałam drzwi do wcześniej wymienionego pomieszczenia.

Zrobiłyśmy ciasta, ozdobiłyśmy je kolorowym lukrem. Bawiłyśmy się lalkami Barbie, kiedy mała zapytała

mL: Pokazać ci coś fajnego i słodkiego?

T: Powinnam się bać? - zaśmiałam sie lekko.

mL: Nie - zawtórowała mi chichotem.

T: To bardzo chętnie.

Dziewczynka chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie w stronę salonu, gdzie posadziła mnie na kanapie i wyszła. Po chwili wróciła z albumem. Otworzyła go na jednej z pierwszych stron.

mL: To jest zespół, który ubiera moja mama. Nie uważasz, że są przesłodcy? - zaśmiałam się serdecznie.

T: Są przecudowni - uśmiechałam się szeroko, choć wewnątrz tarzałam się ze śmiechu. - O szczególnie ten tu wysoki - wskazałam na chłopaka w brązowych włosach z grzywką - przystojniak.

mL: To Liam. Dobry wybór, ale ja kocham Nialla-żarłoka - mała wskazała jedynego blondyna na zdjęciu.

T: A propo. Co jemy na kolacje?

mL: Tosty.

T: Ok. To ja idę zrobić, a ty pod prysznic i stawić się czysta w piżamie i kapciach.

Mała zaśmiała i pobiegła do łazienki. Wsadziłam jeszcze dwa jeszcze nie upieczone tosty do opiekacza i czekałam. Po paru minutach były gotowe. Powtórzyłam czynność i położyłam dwa talerze z gotowym przysmakiem na stole. Nalałam do szklanek sok pomarańczowy. Mała wróciła minutę później, teraz miała na sobie niebieska piżamkę w kotki.

mL: To prezent od Harrego - pochwaliła się, siadając do stołu.

Zjadłyśmy posiłek w ciszy, każda zajęta swoimi myślami.

T: Dobra, a teraz koleżanka leci do łóżka - wstałam i włożyłam brudne talerze i szklanki do zlewu.

mL: Jeszcze nie. Zaśpiewasz mi coś?

T: Nie

mL: Jak byłam mała to mi śpiewałaś.

T: Bo wtedy tego potrzebowałaś żeby zasnąć.

mL: No proszę - zaczęła skakać na około mnie. - Proszę, proszę, proszę.

T: No dobrze, ale mam jeden warunek. Musisz dokładnie słuchać słów. Ok?

Mała polowała główką. Obydwie przeszłyśmy do salonu ja usiadałam przy pianinie, a oba na sofie. Dotknęłam palcami klawiatury i zaczęłam śpiewać Beautiful Christiny Agilery.


'couse you are beautiful 

no metter what they say

Yes words cant bring you down


W tym samym czasie Louise otworzyła cicho drzwi do mieszkania.

Louise: Liam, jakbyś mógł wnieść je proszę do kuchni - spojrzała na chłopaka, który pomógł jej tachać wszystkie torby.

Liam: Nie ma problemu.

Lu: A może zostaniesz na kolacji? Poznasz moja przyjaciółkę.

Liam nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ obydwoje ucichli słysząc śpiew dochodzący z pokoju. Głos zdecydowanie należał do dziewczyny, bardzo utalentowanej dziewczyny. Obydwoje spojrzeli przez drzwi do salonu. Tyłem do nich przy fortepianie siedziała brunetka, a mała Lux wpatrywała się w nią niczym obrazek.

Starałam się śpiewać tak, żeby jak najwięcej sensu słów piosenki doszło do dziewczynki. Kiedy skończyłam przez chwile panowała cisza, a potem Mała zaczęła klaskać podeszła do mnie, a ja odwróciłam się w jej stronę.

T: Nigdy nie pozwól, żeby ludzie zniszczyli twoje marzenia. Zawsze chodź z podniesiona głową. Bądź pewna siebie, ale nie zarozumiała. Będziesz pamiętać? - Lux pokiwała głową, a ha pocałowałam ją w czoło. - A teraz zmykaj do spania. Zanim wróci mama i zobaczy ze nie śpisz.

Lo: Za późno. Już tu jestem - usłyszałam głos mojej przyjaciółki, jak na komendę obie odwróciłyśmy się w jej stronę.

mL: Ups.

Lo: Dzisiaj ci odpuszczę. Idę robić kolacje, a ty młoda damo do łóżka.

mL: Idę, ale zabieram (t.i.)! I Liama też - złapała najpierw mnie za rękę później chłopaka, którego dopiero teraz dostrzegłam, jednego z klientów Louise i zaczęła ciągnąć nas w stronę swojego pokoju.

T: Lou, nie potrzebujesz pomocy? - odwróciłam się w stronę przyjaciółki.

Lo: Nie, idźcie.

Gdy weszliśmy do pokoju Mała wskazała fotel.

mL: Siadajcie.

Wręczyła chłopakowi do ręki książkę, a sama położyła się na łóżku.

mL: Nie martwcie się to skrócona wersja Alladyna - uśmiechnęła się. Chłopak spojrzał na mnie.

Li: Siadaj ja postoje.

T: Nie ja postoje, nasiedziałam na dole.

Li: To może siądziesz mi na kolana i wszyscy szczęśliwi?

T: Wiesz dopiero cię poznałam, a właściwie nie - wyciągnęłam rękę w jego stronę - (t.i.).

Li: Liam - chwycił mogą ręka, chwile potrząsał, a potem chwycił mocniej i okręcajac mnie o oku mojej osi siadł na fotel, a mnie posadził sobie na kolanach. - Naprawdę, nie gryzę.

Cała nasza trojka zaśmiała się lekko.

mL: Teraz czytamy.

Li: Na role czy po stronie?

T: Role płcią, a narratora stronami.

Przeczytanie książeczki zajęło na nie dłużej niż piętnaście minut. Później ja i Liam pocałowaliśmy Małą w czoło i zeszliśmy na dół do jej mamy.

Lo: To co, jemy?

T: Ja tylko sałatkę - uśmiechnęłam sie - jadłam z Lux tosty.

Lo: Nie ma problemu, siadajmy.

I siedliśmy. W czasie posiłku co chwila wybuchaliśmy cichym śmiechem, nie chcieliśmy obudzić małej. Cały czas spędzony u mojej przyjaciółki mijał mi bardzo miło, ale musiałam już iść do domu.

T: Dzięki za kolacje, Louise. Ja już muszę iść. Liam, miło było cię poznać.

Li: Może cię odprowadzić?

T: Nie trzeba, pewnie masz ciekawsze rzeczy do robienia.

Li: Niż spacer z piękną dziewczyną? Nie sądzę – słysząc komplement spłonęłam rumieńcem.

Pożegnaliśmy się z Louise, która co chwila rzucała mi znaczące spojrzenia.

Szliśmy wolno chodnikiem opowiadając sobie o swoim życiu. Bardzo polubiłam Liam I wcale nie czułam, że znamy się tylko parę godzin. W pewnym momencie szliśmy w ciszy, którą przerwał chłopak

Li: Wiem, że nie znamy się długo ale czy mógłbym złapać cię za rękę? – słysząc co powiedział puścił buraka. – Boże jak to brzmi.

Zaśmiałam się cicho i splotłam swoje palce z jego.

T: To tylko trzymanie za ręce – uśmiechnęłam się – przecież nie poprosiłeś, żebym cię zgwałciła – teraz obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.

 Po chwili doszliśmy pod drzwi mojego domu. 

T: Dziękuję, Liam – nadal nie puszczałam jego ręki.

Li: Naprawdę nie ma za co. Chociaż. . . Czekaj chcę coś w zamian.

T: Co? – zaintrygował mnie.

Li: Twój numer.

Wyciągnęłam z torebki czarny pisak i nasmarowałam mu na ręce szereg cyfr, na końcu dorysowałam serduszko.

T: Do zobaczenia, mam nadzieję – cmoknęłam go w policzek i weszłam do domu zamykając za sobą drzwi. 
 
 Tu znowu ja, Mary. Mam nadzieję, że mój 
nowy imagin wam się spodoba. Choć szczere 
mówiąc jest kiepski. I gdy by nie to, że usunęła 
mi się końcówka, byłby fajniejszy. 
Szczęśliwego Nowego Roku! :*

1 komentarz:

  1. piszesz super imaginy, ale dlaczego takie krótkie ? wogule nie mają zakońzenia ')

    OdpowiedzUsuń