poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nowe życie cz. I

- (t.i.)!- Usłyszałam z dołu wołanie mojego imienia, przez mojego ojca. Szybo wyłączyłam muzykę, która wydobywała się z głośników wierzy. Zbiegłam po schodach i już stałam na przeciw mojego ojca.
- Wołałeś mnie. - Stwierdziłam, po tym jak już swobodnie siedliśmy na kanapie.
- Wyjeżdżamy. - Powiedział na jednym wdechu a moje usta przybrały kształt tak zwanego banana.
- A gdzie tym razem? - Zadałam pytanie z nadzieją, że dostanę odpowiedz z miejscem gdzie spędzę najbliższe dni.
- Tylko, że my przeprowadzamy się, na stałe. - Momentalnie moja mina zrzedła.
- Gdzie? - Wyszeptałam.
- Do Londynu. - Usłyszałam, równe ściszonym głosem. Podniosłam głowę z nadzieją, że dostanę odpowiedz na pytanie: Dlaczego? A z resztą co tam. Wstałam i bez słowa ruszyłam na górę. Usłyszałam tylko za sobą krzyk: Wyjeżdżamy za trzy dni. Od razu po przekroczeniu progu mojego pokoju, zaczęłam wyciągać walizki. Zastanawiając się za jakie grzechy? No tak, wszystko zaczęło się od śmierci najważniejszej mi osoby w moim życiu czyli mamy, a może tak od początku?
Byłam grzeczną i ułożoną dziewczyną. Miałam najlepszą przyjaciółkę, Nadię. Zawsze razem i tym podobne. Nasze mamy znały się i lubiły, a ojcowie? Najwięksi biznesmeni w Polsce. Gdy pewnego dnia. Nasze mamy poleciały samolotem do Paryża na jakiś pokaz mody i wtedy zdarzył się wypadek, który zmienił całe moje życie. Miałam czternaście lat gdy dowiedziałam się, ze nasze mamy zginęły w katastrofie lotniczej. Nasi ojcowie byli tym zszokowani. Przecież ty był prywatny samolot i takie typu bzdety. Było mi ciężko, cholernie ciężko bez niej. Nie miał kto przychodzić do mnie wieczorem z kubkiem czekolady i rozmawiać o jakiś bzdetach z życia gwiazd jak i naszego. Nie mogło to do mnie dotrzeć, myślałam, że za raz się obudzę i się do niej przytulę. Dopiero uświadomiłam się o tym jak Nadia razem z swoim tatą wyjechali do Hong Hong'u, by tam zacząć nowe życie. Wtedy zaczęłam palić. Tak ja wtedy piętnastoletnia gówniara zaczęłam palić i na dodatek pić. Dresy i muzyka to było moje życie. Na szczęście jak ja to teraz uważam nie zaczęłam ćpać. I tak minęło moje nastoletnie życie w alkoholu i tęsknoty za rodzi celką. Czasem chce wrócić do tego mojego poprzedniego życia gdzie byłam ja ta nieśmiała (t.i.), ale jak tu byś nieśmiałą jak mieszkasz z biznesmenem, który ma wtyki wszędzie? No nie wiem ale jak dla mnie jest to nie wykonalne.

Zamknęłam drzwi od mojego już starego pokoju i żwawym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, gdzie stał mój ojczulek, który po zobaczeniu mojego stroju, zniesmaczył się.
- Nie możesz chociaż raz ubrać się jakoś inaczej a nie zawsze dresy? Chwała Ci, że je zmieniasz i nosisz codziennie inne, ale czemu nie możesz ubrać przynajmniej raz jakiejś ładnej bluzeczki i spodni? Nie mówię tu o nie wiadomo jakiej sukni czy coś ale normalnej bluzce i spodniach. Stać nas na to. - Znów ta sama śpiewka. Dlaczego nie ubierzesz się normalnie? To pytanie słyszę już od bardzo długiego czasu. Czy on nie może zrozumieć, że to właśnie jest mój styl?!
- Bo mi się tak podoba. -Powiedziałam z dumom i wyszłam z mieszkania zostawiając tam całą historię. Weszłam do limuzyny do której po chwili też dołączył do mnie mój ukochany ojczulek i pojechaliśmy w stronę lotniska. Oczywiście jak to w zwyczaju to mamy w zwyczaju a właściwie to mój ojciec, bo mi tam obojętne, lecimy prywatnym samolotem a  wcześniej przyspieszoną odprawą. Zawsze dziwnie się czuje. No tak gówniara w dresach idzie wraz z jakimś gościem w graniaku do prywatnego samolotu, szybko założyłam ciemne okulary na nos i szybko przemierzyłam pas startowy, by jak najszybciej siedzieć już na fotelu samolocie. Gdy moja prośba już się spełniła i siedziałam w fotelu, wyciągnęłam słuchawki i podpięłam je do telefonu, włączając przy tym jakąś muzykę. I to nie Rap tylko raczej POP. Zawsze w tym gustowałam i raczej też będę, to, że noszę dresy  nie oznacza, że jestem dresem. Znaczy zdarzy mi się posłuchać rap'u ale bardzo rzadko i przede wszystkim nie siedzę dwadzieścia cztery na dobę pod blokiem. Dobra, siedzę w samolocie do Londynu w którym zamieszkam na stałe a nawet nie wiem jaki jest powód tej nagłej przeprowadzki. Odwróciłam głowę w stronę taty, który siedział trzy fotele w prawo. Siedział głową w jakiś papierach, więc to znak dla mnie, że mam mu nie przeszkadzać. No cóż muszę sobie dać spokój. Parłam się głową o szybę okna i przymknęłam oczy, myśląc o tym jak będzie w Londynie.
Obudziło mnie delikatne szturchanie w ramie. Otworzyłam oczy i wyjęłam z uszu słuchawki.
- Lot dobiegł końca, proszę wysiadać. - Powiedziała miła dziewczyna około pięć lat straszą ode mnie. Odwzajemniłam jej uśmiech, chwytając plecak, który powędrował na moje ramie i okulary, które swoje miejsce znalazł na moim nosie. Wysiałam z samolotu, gdzie czekał na mnie tata z uśmiechem. Sama nie wiem czemu ale go odwzajemniłam. Szliśmy w stronę parkingu. Oczywiście stała tam już czarna limuzyna z szoferem.
- Dzień dobry panie (t.n.).
- Witam. - Odpowiedział gościowi i wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy w stronę naszego nowego domu. Nie powiem jestem mega ciekawa jak on będzie wyglądał. Jak będzie wyglądał mój pokój? Normalnie już dawno bym się zapytała taty ale jeszcze jestem trochę zła za to rano. No cóż pozostało mi tylko czekać aż przyjedzmy.
Po półgodzinnej jeździe dojechaliśmy na miejsce. Jak poparzona wyszłam z auta i zobaczyłam przepiękny biały dom. Jest piękny zawsze chciałam w podobnym mieszkać duży a za razem skromny.
- To nasz nowy dom. - Usłyszałam głos taty po czym zobaczyłam jak idzie w stronę drzwi, więc postanowiłam pójść w jego ślady.
Po zwiedzeniu prawie całego domu mogę stwierdzić, że jest piękny. Ma wszystko co można sobie wymarzyć. Został mi tylko jeden pokój, ten jak dla mnie najważniejszy bo mój. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam najpiękniejszy pokój jaki kiedykolwiek widziałam. Pięknie łączący się biały z moim ulubionym kolorem czyli niebieskim. Nic dodać nic dodać, aż nie mogę uwierzyć, że będę tu mieszkać. Jestem tylko Ciekawa kto to projektował i w ogóle. No bo przecież nie mój tata? Chyba, że? Nie, nie wiem. Spytam się go ja później.
Postanowiłam się rozpakować o dziwo zajęło mi to szybko. No w sumie to same dresy, koszulki, kilka par trampek i jakaś skromna kosmetyczka, nawet nie kosmetyczka tylko sama pasta do zębów, szczoteczka, szczotka do włosów jakaś gąbka i mydło. Popatrzyłam się na zegarek w telefonie. Jest dwudziesta czterdzieści.
- A może tak gdzieś wyjdę? - Powiedziałam sama do siebie. W sumie czemu by nie? Przebrałam się w bardziej czystsze rzeczy, no bo w tych odbyłam podróż i w ogóle. Po przebraniu zeszłam do salonu, który jest równie piękny jak pozostała część domo. Tak jak myślałam siedział tam i czytał jakąś gazetę mój tata.
- I jak podoba Ci się pokój? - Spytał nie podnosząc głowy z nad lektury.
- Tak, jest piękny jak i cała reszta. - Powiedziałam zachwycona.
- To się Cieszę. - Powiedział.
- Mam do Ciebie pytanie. - Powiedziałam i wtedy dopiero podniósł głowę, gdy już patrzył na moją osobę pozwoliłam sobie mówić. - Kto to wszystko zaprojektował? - Spytałam.
- A co? - Zapytał zdziwiony.
- Chce wiedzieć, kto ma taki dobry gust.
- Miło mi słyszeć, że moja córka uważa, że mam dobry gust. - Powiedział z uśmiechem. Nie powiem zszokowało mnie to.
- Dziękuję. - Powiedziałam wtulając się w jego tors. 
- Nie ma za co. - Powiedział ja już się od niego odczepiłam. - Idziesz gdzieś? - Spytał po tym ja wstałam z kanapy.
- Tak idę się przejść. - Powiedziałam już ubierając buty.
- Tylko nie wracaj za późno, ja już idę się położyć, bo muszę bardzo wcześnie wstać.
- Dobrze. - Powiedziałam przechodząc przez futrynę drzwi. Szybko zamknęłam je i udałam się na spacer.

Chodziłam już z godzinę. Nie powiem, trochę się zmęczyłam. Nagle zobaczyłam bar. Z odległości dziesięciu metrów było słychać, że osoby w nim dobrze się bawią. Włożyłam rękę do kieszeni i gdy poczułam jakieś drobne, postanowiłam do niego wstąpić. Co z tego, że mam na sobie dresy. Zawsze je nosze, nie jest to po raz pierwszy jak idę w nich do baru czy coś. Jak można iść do baru pół nago to też można i w dresie. 
Od razu po przekroczeniu progu baru, uderzyła mnie fala gorąca. Szybo przedostałam się do baru i kupiłam jedno piwo. JEDNO. Co u mnie było nowością. To nie dla tego, że nie mam kasy na więcej, lecz dlatego, że nie chce. Kupiłam i jak sobie zażyczyłam dostałam je w butelce. Szybo też, wydostałam się z baru i usiadłam na przeciwległym krawężniku. Zamknęłam oczy i delektowałam się smakiem, żółto-brązowej cieczy. Gdy nagle.......


 

Tak wiem nie było mnie dość długo ale jestem i powracam z opowiadaniem
o naszym bad boy'u.
Mam nadzieje, że będzie się on wam podobał
i będziecie go komentowali.

~Gumiżelek~

4 komentarze:

  1. Ajj co wy wszyscy macie w przerywaniu w takim momencie? :( Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak najszybciej dodaj kolejną część<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Podniosłaś mi ciśnienie.!
    Ja chcę II część, tu i teraz.!:D
    Świetne < 33

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!!! Jesteś genialna. Jest ktoś jeszcze na tym blogu bo trochę spóźniona jestem... Heh. Miałabym prośbę: mogę imagin z Harrym i Louisem z dedykacją dla mnie? Błagam odpisz ktoś... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń