Kilka dni później:
Minione parę dni, a raczej nocy, spędziłam na powrocie do formy i szukaniu tej dziwnej laski. Niestety za każdym razem gdy już prawie miałam jakiś pewny trop, on nagle rozpływał się w powietrzu. Zayn miał rację nie żyjemy już w średniowieczu, a ja chyba przestają nadążać za tym coraz bardziej przyspieszającym światem. Od czasu gdy ja i moja matka zostałyśmy wygnane z nieba wiele się zmieniło. Nie mówię ty tylko o postępie technicznym czy kulturalnym, ale też o tym w świecie magicznym. W mojej bibliotece mam tak wiele ksiąg z zawartymi w nich czarami i przepisami na eliksiry, które studiowałam setki lat a to i tak za mało by ogarnąć współczesną magię. Ja się chyba zwyczajnie starzeję, nie na zewnątrz a wewnątrz oczywiście. Chyba czas pomyśleć o emeryturze albo przynajmniej jakich długich i relaksujących wakacjach. Ale najpierw muszę załatwić sprawę z tą dziwaczką, i z Niallem którego muszę przeprosić. Dziwne że jeszcze nie złożył mi wizyty i nie próbował mnie zabić. No i z Zynem. O wiele łatwiej byłoby spędzić dzień na Saharze niż przyznać mu że miał rację. Już sobie wyobrażam te jego docinki i szydercze uśmiechy. Nie mniej jednak klub w którym on jest barmanem jest w tej chwili jedynym miejscem w którym mogę się spodziewać tej dziwaczki.
Wzięłam szybki prysznic, ułożyłam włosy, zrobiłam make-up, ubrałam czerwoną obcisłą bluzkę bez pleców, czarne skórzane rurki i ulubione szpilki z czerwoną podeszwą. Już od paru dni nie wyglądałam tak dobrze, stwierdziłam oglądając się w lustrze. Wychodząc wzięłam jeszcze czarną nie wielką kopertówkę i skórzaną kurtkę, choć nie wiem po co kurtkę bo przecież i tak jej nie ubiorę bo mi skrzydła się nie zmieszczą. Wyszłam na taras, znów ciesząc się chłodem nocy, rzuciłam się w dół czerpiąc przyjemność z swobodnego spadania. Jak zwykle tuż nad ziemią rozłożyłam skrzydła i poleciałam w stronę klubu.
- Dawno cię tu nie było- powiedział chłodno Zayn nawet na mnie nie patrząc. Gdy zajmowałam miejsce przy barze.
- Byłam zajęta czym innym.- odpowiedziałam równie obojętnie.
- Chyba nawet wiem czym.- prychnął pogardliwie, wycierając szklanki i dalej na mnie nie patrząc.
- Jeśli chcesz wiedzieć to nic mu nie zrobiłam, nawet szponem go nie tknęłam. A jestem tu by znaleźć tą co mi to zleciła i powiedzieć że rezygnuję.- dopiero teraz na mnie spojrzał, przerywają swoją pracę.
- O, czyżbyś ty, wielka i potężna nie dała rady zwykłemu człowiekowi. A podobno oni tacy słabi i beznadziejni.- no i zaczynają się jego docinki.
- Tak, nie dałam rady, sytuacja mnie przerosła i nie wstydzę się do tego przyznać. Nie jestem doskonała. Czasami się mylę i nie radze sobie z czymś.- nie chciałam mu dawać satysfakcji i pozwalać się napawać moim nie powodzeniem- A teraz jeśli łaska przydaj się do czegoś i zrób mi drinka.- uśmiechnął się pod nosem i zabrał do pracy.
- Wiesz może kim była ta dziewczyna?- zapytałam gdy postawił przede mną mój ulubiony drink.
- Nie mam pojęcia, zawsze przychodzi tu zakapturzona.
- Czyli że tu bywa?
- Tak, przychodzi tu co dziennie tak pod koniec mojej zmiany i pyta czy jesteś. Wspominała że nie pamięta twojego adresu, choć jej go podawałaś. Ja w sumie też go nie znam więc tylko odsyłam ją do domu.
- Wymazałam go jej z pamięci gdy wychodziła.- wytłumaczyłam - A kiedy kończysz zmianę?
- Za trzy godziny więc ona powinna się pojawić za jakieś dwie albo półtorej godziny.
- Miejmy nadzieję że zjawi się jak najszybciej, chce to mieć już za sobą. Zamierzam wreszcie cię posłuchać i przejść na emeryturę.
- Nareszcie. Planujesz coś konkretnego?
- Jeszcze nie myślałam nad niczym konkretnym ale chcę gdzieś wyjechać i zaszyć się na długi czas.
- Ja za tydzień wyjeżdżam do takiego małego miasteczka na północ od Waszyngtonu. Mieszkają tam moi przyjaciele, to głównie wampiry i wilkołaki a miasteczko jest odcięte od cywilizacji lasami i górami. Jak chcesz możesz ze mną jechać.- zaproponował.
- Jeżeli nie wymyślę do tego czasu czegoś innego to czemu nie. A co z tą twoją dziewczyną? Też leci?
- Nie, nie leci, zerwała ze mną. Przeszkadzało jej że znikam na całe noce a czasami i dnie.- wytłumaczył smętnie.
- Mówiłam ci ludzie nie są dla nas.- powiedziałam upijając łyk alkoholu.
- Chyba tym razem ja muszę przyznać rację tobie.- posłał mi smutny uśmiech.
- Więc mamy jeden do jednego.- zaśmiałam się krótko.
- Przyszła twoja znajoma, tym razem wcześniej niż zwykle, jakby cię wyczuła- powiedział wycierając kolejną szklankę.
- To nie jest moja znajoma, tylko jakaś wariatka przez którą o mało co nie straciłam życia.
- Było aż tak źle.
- Źle a nawet okropnie- dodałam i zsunęłam się z hokera, żeby do niej podejść i załatwić tą sprawę raz na zawsze.
Wskazałam jej pustą kanapę w kącie, do której się skierowałam, ona podążyła za mną bez słowa, jak cień.
- On ciągle żyje- rzuciła wkurzona, na wstępie zamiast powitania.
- Żyje i będzie żył.- odparłam tonem osoby stwierdzającej rzecz oczywistą.
- Zapłaciłam ci za to by zobaczyć jego nekrolog w porannej gazecie, a jak zauważyłaś nie było go w żadnej z nich.- jej wkurzenie rosło. Lepiej niech nie przesadza, bo szybko sprowadzę ją na ziemie.
- Nie było i nie będzie.- odparłam tym samym tonem.
- Co? Ale jak to ,,nie będzie''? Przecież ci zapłaciłam, a kto płaci ten wymaga.
- Gdy mi o nim opowiadałaś ominęłaś kilka istotnych faktów, które ja o mały włos nie przypłaciłam życiem. Mój pupil natomiast, zapłacił cenę najwyższą. Dlatego rezygnuję z tego zlecenia, dla własnego dobra.- dziewczyna otworzyła usta aby coś powiedzieć, zapewne chodziło jej o pieniądze, których nie zamierzam jej zwrócić, w końcu należy mi się jakieś odszkodowanie za poniesione straty.- Nie, nie zwrócę ci tych 250 tysięcy uznam je za odszkodowanie.- wstałam i odeszłam.
- Jeszcze mi za to zapłacisz- rzuciła wściekle wstając ze swojego miejsca.
- Chyba że o tym zapomnisz- mruknęłam po nosem wciąż podążając w stronę baru.
Gdy już siedziałam na stołku, odwróciłam się w kierunku gdzie spodziewałam się ją zobaczyć. Stała tam całkowicie zagubiona, zdjęła z głowy kaptur i przestraszona rozglądała się dookoła. Pewnie już nie pamięta skąd się tu wzięła, po krótkiej chwili naciągnęła kaptur z powrotem na głowę i wybiegła potrącając po drodze kilka istot.
- Jak mniemam nie umknęło ci żadne słowo z naszej rozmowy.- powiedziałam odbierając kolejnego drinka od uśmiechniętego Zayna. On jest taki sexi gdy się uśmiecha, choć wolę go w tej zarośniętej wersji, tuż z przed pełni.
- Nie był bym sobą gdy by mi umknęła choć jedna literka.- powiedział i zaśmiał się.
Resztę jego zmiany spędziliśmy na rozmowie, a właściwie to głównie on opowiadał o tym miasteczku do którego wyjeżdża. Muszę przyznać że teraz ta oferta wydaje się o wiele bardziej kusząca i kto wie czy z niej nie skorzystam. Na koniec odwiózł mnie do mieszkania swoim motorem. Cóż czyli jednak dobrze zrobiłam zabierając ze sobą kurtkę. Od razu po dostaniu się do środka poszłam do sypialni, w końcu muszę być wypoczęta przed rozmową z Niallem która zapowiada się gorzej niż te dwie przeprowadzone dzisiaj.
Następna noc:
Wczorajszy wieczór był naprawdę przyjemny, oby i ten taki był. Choć znając Nialla pewnie jak zawsze będzie chciał mi umilić noc na swój sposób. Bójkami i awanturami, dlatego wolę nakreślić na moich przedramionach tyle run udoskonalających moje zmysły ile się tylko zmieści. Ubrałam się jak na typowe wyjście do klubu, bo przecież nie zamierzam całej nocy spędzić na kłótniach z Niallem, z tą różnicą że tym razem wybrałam wygodniejsze obuwie. Tak na wszelki wypadek.
Po paru minutach lotu byłam wreszcie na miejscu. Niall nie mieszkał w zbyt ciekawej okolicy. Ciemno, brudno, budynki w ruinie i ogólnie jest tak jakoś nie przyjemnie. Miejmy nadzieję że w środku wygląda to lepiej niż na zewnątrz. Wspięłam się po nie pewnych schodach na drugie piętro. Już wyciągnęłam dłoń żeby zapukać gdy drzwi uchyliły się. Okej, coś jest nie tak, niestety w środku było zbyt ciemno a szpara która powstała, zbyt mała by coś dostrzec. Wyostrzyłam wszystkie zmysły i najciszej jak się dało weszłam do środka. Minęłam ciemny korytarz i weszłam do salonu rozświetlonego blaskiem księżyca. Wygląda na to że go nie ma. Cóż i tak nie mam co robić, więc mogę na niego trochę poczekać. Odnalazłam zarys jakiegoś fotela i podeszłam żeby na nim usiąść. Ledwie udało mi się posadzić na nim moje zgrabne cztery litery, a ktoś zdradził swoją obecność szmerem z drugiego końca tego niewielkiego mieszkania. Zaczyna się. Czy on choć raz nie mógł by przywitać mnie w bardziej cywilizowany sposób? Poczekałam aż przyczai się bliżej, przez cały czas udając że wcale go nie zauważyłam. Jak to dobrze że tym razem ubrałam wygodne tenisówki zamiast wysokich szpilek, pomyślałam, unikając już pierwszego ciosu.
Przez kolejne kilka minut wykonywałam uniki i markowałam ciosy czekając aż się zmęczy. Trochę to trwało, jednak udało mi się zmęczyć na tyle, by wreszcie przyszpilić go do podłogi i uniemożliwić kolejne ataki.
- Pokój?- zapytałam unosząc brwi.
- Nigdy!- wrzasnął, próbując się wyrwać.
- Okej, jak chcesz. Ja mam czas. Możemy pozostać w tej niewygodnej pozycji jeszcze dłłłuuugiii, dłłuuugggiiii czas. Chyba że pozwolisz mi powiedzieć to co chcę, potem zniknę i nie zobaczysz mnie przez najbliższe lata, może nawet stulecia jeśli dobrze pójdzie.
- Byle szybko, nie mam zamiaru oglądać cię już ani minuty dłużej.- prychnął pogardliwie.
Wstałam i znowu zajęłam miejsce na starym fotelu. On też się podusił i usadził naprzeciwko mnie.
- Przyszłam tu żeby cię przeprosić, i dać to- wyciągnęłam z za pleców, torebkę a z niej fiolkę z lekarstwem dla tego chłopaka co go wtedy dźgnęłam. Z pewnych źródeł wiem że wciąż żyje i jest w śpiączce spowodowanej trucizną, która była na nożu.
- Co to jest?
- Lekarstwo dla twojego przyjaciela. Tego co go wtedy za atakowałam, wiem że żyje i chcę go wyleczyć zanim zniknę.
- Skąd mam wiedzieć że to nie jest trucizna.
- Bo przyszłam cię przeprosić, poza tym moje pochodzenie uniemożliwia mi kłamanie, tak jak i tobie, bo faerie są w jednej którejś tam aniołami i przez to nie mogą kłamać...
- A jedynie naciągać prawdę wiem- wtrącił przerywając mi- skąd mam jednak wiedzieć że ty jej nie naciągasz?
- Gdybym gdyby to była trucizna to nie mogła bym powiedzieć że go wyleczy.
- Nie powiedziałaś że to go wyleczy, tylko że to lekarstwo.
- A lekarstwo to nie trucizna, więc jak chcesz je czy nie?
- A jeśli nie to cię znajdę.
- Nie musisz, przechodzę na emeryturę. Koniec z zabijaniem, no chyba że w obronie własnej. Bo jednak sporo istot mnie nie lubi. Teraz jeśli pozwolisz idę się pakować, za tydzień wyjeżdżam. Chciałam jeszcze przed wyjazdem przeprosić wszystkich, na których naprawdę mi zależy. Tak więc przepraszam, za wszystko.- nie wiem czy dobrze zauważyłam bo Niall szybko się odwrócił, ale wydawało mi się, że się uśmiechnął.
- A tak w ogóle to gdzie konkretnie wyjeżdżasz?- zapytał za nim jeszcze zdążyłam wstać.
- Tak szczerze to nie mam pojęcia. Zayn nie podał żadnych konkretów.
- Więc to z nim wyjeżdżasz. A co na to jego dziewczyna?
- Zerwała z nim. Mówiłam mu że ludzie są beznadziejni bez użyteczni, strasznie mało wytrzymali i ograniczeni umysłowo. Ja nie wiem po jaką cholere oni powstali, są jak żałosne produkty uboczne ewolucji. On jednak jak idiota wolał przekonać się na własnej skórze i teraz cierpi.- ledwie skończyłam mówić, a ktoś z impetem zatrzasnął drzwi wejściowe.
- Kto to był?- zapytał zaskoczony Niall.
-No nie wiem przecież to ty siedzisz przodem do korytarza.- odpowiedziałam, wstając i kierując się w stronę drzwi.
- Ciemno tu nikogo nie zauważył...
- Czekaj- przerwałam mu głęboko wdychając powietrze, znałam ten zapach. Sekundę później zakręciło mi się w głowie, pewnie bym się przewróciła ale Niall zareagował w porę.
- Co się stało, o co chodzi?- zapytał zaniepokojony.
- On tu był, ten chłopak co go miałam zabić.
- Pewnie słyszał jak mówiłaś o tym że ludzie są beznadziejni.
- I co to ma do rzeczy!?
- To że od czasu gdy byłaś w instytucie, on się chyba w tobie zakochał.
- Zakochał, że niby kiedy? Przecież tylko raz mnie widział i nie wyglądałam wtedy za pięknie.
- Okej później o tym pogadamy. Teraz trzeba go znaleźć zanim zrobi coś głupiego.
Natychmiast zbiegliśmy na parter i wybiegliśmy na zewnątrz szukać Harrego. Niestety na zewnątrz mieszało się zbyt wiele zapachów, bym mogła stwierdzić w którą stronę uciekł.
- I co czujesz go?-zapytał Niall rozglądając się we wszystkich kierunkach.
- Nie jestem psem tropiącym, poza tym tu strasznie śmierdzi, nic nie da się wywąchać.
- No cóż nie każdego stać na luksusy.
- Przed wyjazdem podrzucę ci klucze do mojego mieszkania. A teraz najlepiej będzie jak się rozdzielimy, jeśli któreś z nas go znajdzie dzwoni do drugiego.- Niall przytaknął i podbiegł do swojego motoru. Ja rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Z lotu szybciej go znajdę, poza tym nie mógł uciec daleko. W końcu jest tylko człowiekiem a powolność to kolejna wada ludzi.
Zakładałam że szybko go znajdę, ja albo Niall. Tym czasem latam tu już kilka godzin. Zdążyłam sprawdzić każdy bar i klub w okolicy. Niall też zjeździł spory kawałek miasta, na próżno. Gdzie mógł pójść chłopak, który od dziewczyny która mu się podoba, właśnie usłyszał że jako człowiek jest obrazem nędzy i rozpaczy. I wtedy mnie olśniło i to dosłownie bo prawie wleciałam w latarnię. Gdzie może się udać człowiek który już nie chce być człowiekiem? Do wampirów oczywiście, bo to najszybszy sposób. A gdzie żyje najbliższe stado wampirów? W opuszczonym hotelu ,,Dumort'' zaledwie parę przecznic od mieszkania Nialla. Natychmiast zawróciłam w stronę tego hotelu. W drodze wysłałam sms do Nialla ,,Hotel Dumort, zabierz wodę święconą''
- Masz?- zapytałam szeptem gdy już się zjawił.
- Masz szczęście że akurat byłem obok kościoła.
- Ok zrób krąg wokół budynku, a ja wchodzę do środka.
- Co tak bez broni!? Oszalał!- krzyczał szeptem.
- Już nie z takich opresji wychodziłam, poza tym po coś kazałam ci zrobić ten krąg, połowa z nich jeszcze nie wróciła z polowań a dzięki wodzie święconej nie wejdą ani nie wyjdą i będzie prościej.- tłumaczyłam mówiąc tak szybko jak tylko się dało, bo teraz liczyła się każda sekunda.- Jakbym nie wychodziła przez 10 min interweniuj.
- Ok.- przytaknął.
Okej misja odbić głąba z rąk wampirów rozpoczęta. Weszłam do dużego mrocznego holu.
- Liam!- wrzasnęłam na całe gardło stając dokładnie na środku wielkiej mozaiki.- Payne, wiem że tu jesteś, złaź natychmiast!- usłyszałam szmer i ruch powietrza za plecami.
- Tak skarbie?- zapytał uwodzicielskim tonem, muskając moją szyję swoją chłodną dłonią.
- Gdzie on jest!?- zapytałam przez zęby, odsuwając się od niego i odwracając przodem.
- Ale o kogo ci chodzi?- zapytał niewinnie, znów zmniejszając dystans między nami, nawijając sobie na palec kosmyk moich włosów.
- Już ty dobrze wiesz, o kogo mi chodzi- straciłam jego dłoń.- Jeśli on zaraz nie znajdzie się tu cały i zdrowy, to puszczę tę twoją budę z dymem a wraz z nią wszystkich tu obecnych. Mój przyjaciel już zadbał o to by żadnemu wampirowi nie udało się go opuścić.
- No, to mamy mały problem- wskazał na coś za moimi plecami.
Odwróciłam się błyskawicznie, stało tam dwóch gości trzymających pod ręce trzeciego, ledwie żywego w podartych spodniach i poplamionej krwią podartej koszulce.
- No wiesz, przyszedł tu strasznie zdołowany, błagał żebyśmy go zmienili, nawet nam za to zapłacił. Więc czemu mieliśmy się nie zgodzić, stado ostatnio nieco się uszczupliło, głównie z twojej winy.
- Bo obowiązuje was pakt.
- Ale tylko z Nocnymi Łowcami.
- A tak się składa że ten tu- wskazałam Harrego- jest ich wychowankiem. Co znaczy że właśnie złamaliście pakt, a wiesz co to znaczy.- Liam był teraz śmiertelnie przerażony, nawet wydawał się bladszy niż normalnie.- Ale jeśli pozwolisz mi go stąd zabrać, to nikt o niczym się nie dowie.- Liam skinął głową na tych tępych osiłków.
- Wyprowadźcie go na zewnątrz, czeka tam mój przyjaciel.- osiłki zrobiły tak jak chciałam.
- Co z nim?- zapytał Niall gdy wampiry wywlekły Harrego na zewnątrz.
- Za późno- odpowiedziałam, przejmując bezwładne ciało Harrego wraz z Niallem.
- Hej a co z tą linią!?- krzyknął za nami Liam. Spojrzałam na Nialla, skinął głową i przejął na siebie cały ciężar chłopaka.
- Powinnam was tu wszystkich spalić, ale znaj moje dobre serce- roztarłam butem linię wody święconej.
- I co z nim teraz zrobimy?- zapytał Niall.
- Jak to co, zamówimy taksówkę zawieziemy na cmentarz, zakopiemy i poczekamy aż się przemieni, bo na ratunek jest już za późno.
- A co potem? Przecież jak Nocni Łowcy dowiedzą się że wampiry go przemieniły, wybuchnie wojna.
- Dlatego ty załatwisz to aby nikt się nie dowiedział, a ja wywiozę go do tej dziury o której wspominał Zayn.
- To chyba najlepsze wyjście.- przyznał.
- I jedyne w tej sytuacji.
Parę tygodni później:
- A jeszcze nie dawno, mówiłaś że nigdy w życiu nie zakochasz się w człowieku.- powiedział Zayn siadając obok mnie, na ogromnym powalonym pniu i też przyglądając się walce którą toczyli Harry i Henry.
- No i nie zakochałam on jest wampirem, a wampiry to nie ludzie.
- Teraz, ale jeszcze parę tygodni temu był człowiekiem i już wtedy ci na nim zależało, skoro wciąż żyje.
- Teraz jest wampirem.
- Ale wtedy nie był.- Zayn dalej się ze mną droczył.
Już miałam mu znowu odpyskować, gdy nagle pociągnął mnie w dół, a kilka sekund później usłyszeliśmy okropny trzask łamanego drzewa. Już z góry założyłam że to znowu Harry. Jak to dobrze że teraz jest wampirem, znacznie łatwiej go poskładać, i jest też znacznie odporniejszy na urazy. Tym razem gdy spojrzałam na złamane drzewo dostrzegłam tam zbierającego się do kupy Henrego. Harry zaś, albo wytrząsał mrówki z gaci, albo tańczył jakiś dziwny taniec szczęścia.
- Widziałaś to skarbie! Wreszcie mi się udało, łłłłuuuuhhhhhu! Aha, aha, jestem mistrzem, jestem mistrzem- podśpiewywał, dalej wykonując te dzikie pląsy. I ja mam spędzić z tym wariatem resztę wieczności. No cóż bywało gorzej, a z nim jest dość zabawnie, poza tym kocham go. Uśmiechnęłam się do niego i pogratulowałam mu tego zwycięstwa.
***
No i oto jest ostatnia trochę długa część tego opowiadania, gratulacje dla tych którym chciało się to czytać do końca :)
Udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku dla was wszystkich :*
~Wampris~