Obudziłam
się następnego dnia dopiero około godziny 12, ale nie dziwmy się długi meczący
lot zmiana czasu to wszystko ma swoje konsekwencje . Gdy już byłam już dobrze
rozbudzona wstałam i poszłam obudzić resztę , rodzice wynajęli dwa pokoje jeden
trzy osobowy i jeden dwu. Obudziłam Sarkę i Dawida wszyscy się wykapaliśmy
ubraliśmy i przeglądnęliśmy folder informacyjny dotyczący Hotelu.
-Oferta
śniadaniowa została zamknięta o 10 więc żeby cos zjeść musimy albo czekać do 14
do obiadu albo wyjść gdzieś na miasto. – Stwierdził Dawid. A mnie zaburczało w
brzuchu
-
Zakładam , że to oznacza wypad na miasto- oznajmiła Sarka
-
Jak najbardziej. - wstałam po telefon – tylko powiadomię rodziców o naszych
planach i możemy wychodzić.
Wybrałam
z pamięci numer mamy i wcisnęłam zieloną słuchawkę , odebrała dopiero po kilu
sygnałach. dowiedziałam się od niej ze wstali z tatą wcześniej i już zwiedzają
sobie miasto, nas też zabezpieczyli wynajmując nas samochód żebyśmy nie musieli
nigdzie chodzić pieszo, kluczyki były do odebrania w recepcji.
- I
co mamusia i tatuś udzielili pozwolenia na wyjście ?- Zapytał kpiarsko Dawid .
Ciągle
się ze mnie nabija, że wszystko
uzgadniam z rodzicami, ale dzięki temu nie trzymają mnie pod takim kluczem jak jego.
-
Moi rodzice to nie twoi i zawsze na wszystko się zgadają- odgryzłam się – i na
dodatek wynajęli nam samochód, żebyśmy nie musieli łazić pieszo- dorzuciłam z
kpiarskim uśmieszkiem
Uwielbiam
go, ale czasem mam ochotę mu przyłożyć. Zabrałam torebkę i ruszyłam w stronę
drzwi, a przyjaciele za mną, zjechaliśmy do holu w którym znajduje się
recepcja, Sarka i Dawid usiedli na kanapie niedaleko kontuaru, a ja podeszłam
do drugiej wolnej recepcjonistki, i w sprawie odebrania kluczyków do samochodu
wynajętego przez rodziców. Pierwsza recepcjonistka była zajęta, przez dwóch
chłopaków , nie znali języka i próbowali się z nią dogadać po angielsku, ale
niezbyt im to wychodziło, bo kobieta widocznie nie znała tego języka, ja
natomiast świetnie posługuje się i japońskim i angielskim. Gdy tylko chłopaki
usłyszeli, że płynnie posługuje się językiem który przyprawia im tyle kłopotów
,od razu zagadnęli z prośbą o pomoc.
-Proszę
powiedz że znasz angielski- powiedział szatyn z nutą błagalna w głosie, zrobił
też błagalna minę i dla podkreślenia sytuacji złożył przed klatką dłonie jak do
pacierza.
-
Tak znam- odparłam z uśmiechem, na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi, a brunet
za jego plecami wykonał tryumfujący gest, co wywołało mój śmiech.
-Pomogła
byś nam załatwić odebranie kluczy, bo za nic nie możemy się dogadać?- zapytał
-
Jasne tylko załatwię moje kluczyki, i już wam wszystko przetłumaczę
-Ok.
- uśmiechnął się szatyn
Przez
cały czas gdy załatwiałam te kluczyki ,czułam na sobie jego spojrzenie, ale
starałam się, nie zwracać na to uwagi.
-Dobra
już, teraz mogę wam pomóc- Oświadczyłam maczając kluczykami do samochodu, marka
na breloczku nie była mi znana ale miałam nadzieję że nie będzie to obciachowe
auto.
Przetłumaczyłam
im wszystko co było potrzebne, recepcjonistka była mi za to niezmiernie wdzięczna
, bo sama nie wiedziała co ma robić, i już po chwili chłopcy otrzymali swoje klucze
do pokoi.
-Dobra
to ja się zmywam – uśmiechnęłam się ponownie i już chciałam odejść ale szatyn
mnie zatrzymał.
-Hej,
no chyba nie myślisz, że puszczę cię tak bez podziękowania
- To
nic wielkiego, wystarczy zwykłe „dzięki”- odparłam zwyczajnym tonem , choć
miałam nadzieję że on jednak coś zaproponuje, po prostu nie chciałam że by czuł
że jest mi coś winien.
-Dzięki
– powiedział a ja pomyślałam że jednak na tym się skończy- ale i tak jestem ci
winien coś więcej.- dodał a mnie zaburczało w brzuchu, szybko zakryłam go
rękami chcąc stłumić ten okropny odgłos, ale szatyn i tak go usłyszał- O teraz
nawet mam pomysł jak się odwdzięczę , zabieram cię na obiad – stwierdził – i nawet
nie waz się protestować – dodał gdy tylko otworzyłam usta , w sumie to chciałam
się zgodzić.
-
Dobra, tylko dam kluczyki przyjaciołom, żeby mogli sami pojechać na obiad.- w
odpowiedzi tylko się uśmiechnął
Podeszłam
do Sarki i Dawida wręczyć im kluczyki.
-Łapcie
– rzuciłam je w ich stronę.
-Nie
jedziesz z nami?- zapytał zdziwiony Dawid
-Mam trochę inne plany, zdzwonimy się później-
powiedziałam i wróciłam do mojego przystojniaka, „ mojego” nawet nie wiem jak ma
na imię a już go sobie przywłaszczyłam, spoko.
Wróciłam
do „mojego „ przystojniaka i razem ruszyliśmy do wyjścia.
-Wiesz
tak w ogóle to nie wiem jak masz na imię- zagadnął zanim ja zdążyłam to zrobić
-Jestem
(t.i.n.)
-Ładnie
-odparł i najwyraźniej nie zamierzał się przedstawią więc rzuciłam mu
ponaglające spojrzenie
- A tak-
powiedział po chwili- Jestem Louis- znów wyszczerzył swoje równe ząbki w ślicznym
uśmiechu.
Ruszyliśmy
w stronę wyjścia a potem do jego samochodu, przez całą drogę gadaliśmy jakbyśmy
znali się od wieków, musze przyznać że Lou, tak kazał się nazywać, jest
naprawdę miłym i zabawnym facetem, przy okazji dowiedział się o nim wielu ciekawych
rzeczy a on o mnie. W końcu znaleźliśmy miłą, spokojną restaurację, musiałam oczywiście
przetłumaczyć mu całe menu ,i dopiero potem coś zamówiliśmy.
-Czyli
mówisz że śpiewasz-zagadnął gdy kelnerka postawiła przed nami nasze dania
-
Tak trochę amatorsko, dla zabicia czasu
-Amatorsko
i macie już 80 tys. wyświetleń, w takim razie musisz być świetną amatorką.
-Nie
przesadzaj może jestem, nawet dobra ale nie świetna
-Pozwól
że sam ocenię- powiedział i nie oczekiwanie wstał od stolika.
Skierował
się w stronę środka restauracji, gdzie na podwyższeniu stał czarny fortepian,
usiadł przy nim po czym gestem dłoni przywołał mnie do siebie, nieśmiało
podeszłam , wszyscy w lokalu skupili na nas wzrok.
-co
ty kombinujesz ?- zapytałam szeptem
-
chcę usłyszeć jak śpiewasz – uśmiechnął się zawadiacko – znasz może piosenkę
Rihanny Diamonds ?
-
Tak a bo co ?- zapytałam a w odpowiedzi on zaczął grać ją na fortepianie, nie
chciałam wyjść na głupią więc gdy tylko skończył grać intro zaczęłam śpiewać.
Nie
wiem czy dobrze mi wychodziło ale nikt z obsługi nie próbował nas przegonić więc
chyba nie było tak źle, gdy skończyłam, przez chwilę na Sali panowała grobowa
cisz po czym rozległ się głośny aplauz.
-Panie
i panowie ( t i.n.) – oświadczył głośno Lou a ludzie zaczęli jeszcze głośniej
bić brawo. Gdy wreszcie przestali wróciliśmy do stolika, żeby dokończyć obiad.
-To
było świetne – podsumował Lou
-Może
i było ale nigdy więcej tego nie rób
- „Nigdy
więcej”. Czyli że może być następny raz?- zapytał z nadzieją
-Nie
jeśli spróbujesz wywinąć taki numer jeszcze raz- odpowiedziałam trochę wkurzona
gdyż wciąż ktoś się na nas gapił.
Po
obiedzie, za który zapłacił on bo tak się uparł, poszliśmy trochę pozwiedzać
Tokio, jest to niezwykle piękne choć zatoczone miasto, chodziliśmy wąskimi
uliczkami trzymając się za ręce, z czego zdałam sobie sprawę dopiero po chwili.
Tak dobrze mi się z nim gadało i milczało że nie miałam ochoty wracać do
hotelu. Sarka dzwoniła parę razy ale to zignorowała wiem straszna ze mnie przyjaciółka
ale nie chciałam tego przerywać, postanowiłam odebrać jedynie telefon od mamy,
uzgodniłam z nią że wrócę późno i że nic mi nie jest, nie pytając o szczegóły
pozwoliła mi na to, jak zwykle z resztą. Gdy już zbliżał się wieczór a na
ulicach zaczynało sie naprawdę barwne i głośne nocne życie, poszliśmy do parku,
przez chwilę przechadzaliśmy się alejkami , aż w końcu dostrzegłam staw w
którym pięknie odbijał się księżyc.
-
Chodź tam- pociągnęłam go za sobą przez
trawnik w stronę stawu, nie zaprotestował.
Usiedliśmy
pod drzewem on oparł się o pień a ja położyłam się tak, że moja głowa leżała na
jego kolanach, bawił się moimi włosami wpatrując w oczy i delikatnie
uśmiechając.
-Naprawdę
musiałem przelecieć pół świata żeby spotkać cię tutaj.- powiedział a ja zaczęłam
się śmiać , on najwyraźniej nie skojarzył o co chodzi.
- To
co powiedziałeś zabrzmiało trochę dwuznacznie- wytłumaczyłam on tylko się
zarumienił
-
nie o to mi chodziło
-Och
no wiem, przepraszam nie powinnam się śmiać
- Nie
masz piękny śmiech a ja rzeczywiście palnąłem głupotę.- przyznał po chwili- a miało
być tak romantycznie.
-Dalej
jest- uśmiechnęłam się a on to odwzajemnił, potem zapadła trochę krepująca
cisza, która przerwał łaskocząc mnie. Zaczęliśmy się tarzać po trawie, aż
zabrakło nam sił, w końcu wyszło na to że leżeliśmy tylko paręnaście centymetrów
od brzegu i mało brakowało a byśmy w padli.
–Mogę
cie pocałować?- zapytał nagle, a jego twarz znajdowała sie tylko kilka
centymetrów od mojej.
-
Nie powinieneś pytać to psuje atmosferę
-Mój
błąd , zaraz go naprawię- podniósł się poczym zawisł nade mną opierając dłonie
obok moich ramion, powoli się pochylił i wreszcie jego usta spotkały się z
moimi , całował delikatnie z pasją. Było to cholernie przyjemne, przyciągnęłam
go bliżej , obejmując go ramionami, i wplatając dłonie jego włosy.
-Bądź
moja – powiedział gdy nasze usta się rozdzieliły
-Jeżeli
tylko ty będziesz mój
-Więc
teraz należymy do siebie – oświadczył z
uśmiechem i jeszcze raz złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Kto
by pomyślał że, wyjazd z rodzicami się opłaci. I kto by pomyślał że będę musiała,
przelecieć pól świata żeby znaleźć miłość.
***
Dziękuję za te miłe kom pod ostatnią częścią :) :*
Ta część jest ostatnia bo, że tak powiem "wryłam" się jednej
z adminek w opowiadanie, za co przepraszam, po prostu wcześniej nie
znałam regulaminu.
Myślę, że ta cześć również przypadnie wam do gustu.
Piszcie też z kim chcecie imagina a ja postaram się taki napisać.
Wampris
I love it!! cudo, naprawdę bardzo mi się podoba, taki romantyczny <3
OdpowiedzUsuńSmieszny z LOU !!
OdpowiedzUsuńZ Lou już był teraz pora na resztę chłopaków :)
UsuńHello to all, how is all, I think every one is getting
OdpowiedzUsuńmore from this site, and your views are fastidious
designed for new people.
my homepage raspberry ketone reviews
Jezu!!! :D boskie! napisz coś jeszcze z Lou. plisss...!! ;)
OdpowiedzUsuńMrs. Tomlinson