sobota, 22 grudnia 2012

Harry

Jestem jedną z żołnierek Brytyjskiej Armi Narodowej. Właśnie zbliżają się Święta Narodzenia. Na ten czas aż do odwołania masz wolne i nie musisz wracać do tej piekielnej bitwy, ponieważ nie dawno bo cztery dni temu skończyła się wojna w Afganistanie. Ja oczywiście jako jedna z najlepszych brałam w niej udział. Jako jedna z nielicznych przeżyłam. Teraz jedynie o czym mażę to znaleźć się w pełnym bezpieczeństwa objęciach i znaleźć się z nim w pocałunku. Już wtedy nie będzie się liczyć czy za chwilę ktoś może mnie rozstrzelić czy podłożyć bombę od której za raz zginę. Będzie liczyć się tylko on Harry. Postanowiłam napisać do niego list, że przyjeżdżam i co najważniejsze, że przeżyłam.
"Oczami Harry'ego"
Znowu nie przespałem dobrze nocy bo non stop myślę o mojej (t.i.). Co u niej jest? Czy jest bezpieczna? Co ja pieprze na wojnie nie można czuć się bezpiecznie. Już nigdy, nigdy jej samej nie puszczę.
Zwlokłem się z łóżka i nie zważając na mój ubiór czyli rozciągniętą bluzkę i szerokie spodnie szybkim krokiem wyszedłem na pole zobaczyć do skrzynki na listy czy tym razem coś będzie. Z wielką nadzieją otworzyłem ją i zaglądnąłem do środka ale niestety nic tam nie znalazłem. Odwróciłem się i już zrobiłem pierwszy krok gdy usłyszałem wołanie za mną odwróciłem się i ujrzałem zdyszanego listonosza wołającego moje nazwisko.
L: Panie Styles! Niech pan zaczeka! - krzyczał staruszek biegnąc za mną. Ja przystanąłem i czekałem jak zziajany listonosz podejdzie do mnie.
L: Proszę to dla pana  od ukochanej - powiedział i podał mi biały prostokąt zaadresowany do mnie.
J: Dziękuje panie Zdzisiu (nie no musiałam) - powiedziałem z wielkim bananem na twarzy.
L: Niech pan pozdrowi swoją ukochaną jak przyjedzie.
J: Dobrze pozdrowię ją - powiedziałem przez śmiech. A ten już szedł w stronę sąsiedniego domu. Ja szybko wbiegłem do domu i siadłem na kanapie. Trochę boję się otworzyć i przeczytać co mi napisała. Ale w końcu przezwyciężyłem strach i otworzyłem kopertę wyciągając z niej białą kartkę. Zacząłem czytać.
J: "Kochany..."
"Kochany Harry!
Żyję!! Może dziwnie to brzmi ale żyję, przeżyłam tą męczarnie z żywiołem. Ale już się skończyło. Wracam do domu dzień przed lub w Wigilię. Tęsknie strasznie już nie mogę się doczekać kiedy się będę mogła beztrosko się do Ciebie przytulić.
                               Kocham Cię (t.i.)"
Na prawdę już nie mogę się doczekać kiedy moje kochanie przyjedzie do mnie.

*Dzień Wigili*
  Sedzeprzed telewizorem z mężem mojej siostry i naszym ojczymem. Mama z Gemmą wykańczają Wigilijne potrawy. A ja z niecierpliwieniem wyczekiwałem na telefon od (t.i.) by przyjechać po nią na lotnisko. No i czekałem z telefonem w ręku. Patrząc non stop w jego czarny wyświetlacz, odblokowując go co chwile sprawdzając czy jakim cudem się nie wyłączył czy nie wyładował.
I tak mijało pół godziny, godzina, półtorej i nic. Nie zadzwonię do niej bo jak jest w samolocie to nie można do niej dzwonić bo są jakieś zakłócenia lotu czy jakieś inne bzdety. A jeśli była by na lotnisku to by do mnie na pewno zadzwoniła. A może jej się coś stało? Nie gadaj głupot Styles! Ona żyje i ma się wspaniale! - skarciłem się w myślach. Moje przemyślenia przerwał głos mojej mamy.
M: Harry kiedy przyjedzie (t.i.) bo pora już zaczynać a nie za bardzo wypada zaczynać bez niej? - zapytała moja mama.
J: Szczerze to nie wiem ale mam nadzieje, że szybko. - powiedziałem gdy nagle usłyszałem.

Gdy nagle usłyszałem jak mój telefon dzwoni. Szybko z zamiarem odebrania ruszyłem w miejsce gdzie go  najprawdopodobniej zostawiłem, czyli na kanapę. Szybko grzebałem po między poduszkami przeklinając w myślach gdzie jest ten telefon. W końcu go mam. Szybko przycisnąłem zieloną słuchawkę na wyświetlaczu i zacząłem rozmowę.
F: Dobry wieczór czy to pan Harry Styles? - zapytał się jakiś facet.
J: Tak to ja, a o co chodzi? - zapytałem.
F: Samolot którym leciała pana dziewczyny ma problemy z lądowaniem krąży nad lotniskiem od ponad dziesięciu minut.
J: Ale co....jak.... - nie mogłem nic wykrztusić.
F: Niech pan przyjedzie na lotnisko i się wszystkiego dowie. - powiedział głos w telefonie i się rozłączył. Ja szybko bez słowa ubrałem się i pojechałem na lotnisko jak najszybciej mogłem.
*Twoimi oczami*
Samolot nie może wylądować. Na szczęście w samolocie są sami doświadczeni żołnierze i żołnierki. Wszyscy teraz grubymi markerami wypisywali na swoich rękach lub nogach swoje imiona, nazwiska bądź osób spokrewnionych. Ja na jednej napisałam swoje imię i nazwisko a na drugiej napisałam Harry.
K: Uwaga tu kapitan lotu postanowiliśmy spróbować lądować. Prosimy zapiąć pasy. Mogą państwo odczuwać dość duże turbulencje ale proszę się nie obawiać. Dziękuję. - Powiedział kapitan. Wszyscy pozapinali pasy i zaczął się prawdziwy horror na kółkach.
*oczami Harry'ego*
Wbiegłem na lotnisko jak poparzony. Podbiegłem do rejestracji by dowiedzieć się coś więcej na temat samolotu w którym leci moja  ukochana.
J: Przepraszam co z samolotem lecącym do Londynu z Afganistanu? - Zapytałem na jednym wdechu.
Recepcjonistka: Ma próbę lądowania, proszę poczekać w poczekalni - powiedziała pani w średnim wieku. Podziękowałem jej za informację i pobiegłem do wyznaczonego przez nią miejsca.
*Twoimi Oczami*
Samolot już prawie lądował. Wszyscy razem mieliśmy ogromną nadzieje na to, że wyląduje i wszyscy będziemy zdrowi i bezpieczni. I jest koła samolotu dotknęły asfaltu. Wylądował. Wszyscy po woli udaliśmy się w stronę wyjścia z samolotu. Wszyscy po kolej zjechaliśmy po "zjeżdżalni" a potem weszliśmy do budynku lotniska. Wzięłam bagaż a potem ruszyłam w stronę wyjścia.
*Oczami Harry'ego*
Jest udało się! Wylądowali! Jestem teraz taki szczęśliwy. Całe zdenerwowanie pękło i już nie ma nic. Tylko jest szczęście. Udałem się w stronę wyjścia gdzie wychodzą teraz wszyscy pasażerowie samolotu. I w tym mój skarb.
*Twoimi oczami*
Szybko szłam w stronę wyjścia gdy zobaczyłam tą przepiękną sylwetkę w garniturze i z burzą jeszcze piękniejszych kasztanowych loków na głowie. Zauważył mnie. Zaczęliśmy biec do siebie. Dwa metry od siebie puściłam wszystko by mieć większą swobodę. W końcu moje ciało dotknęło JEGO ciała. Ten podniósł mnie leciutko i namiętnie pocałował. Po czym postawił mnie na ziemi i mocniej przycisnął do siebie.
H: Już nigdy Cię nigdzie samej nie puszczę - szepnął mi na ucho.
J: Ja już nigdzie nie pojadę.
H:Obiecaj.
J: Obiecuję.
H: To obiecaj mi to jeszcze raz tylko poczekaj -  powiedział i zaczął grzebać coś po marynarce. Mimowolnie zachichotałam. Gdy już najwyraźniej znalazł to co szukał. Uklęknął i złapał mnie z rękę.
H: Proszę obiecaj mi, że już zostaniesz ze mną do końca życia ale już nie jako (t.n.) tylko jako (t.i.) Styles. Więc czy wyjdziesz za mnie? - zapytał.
J: Obiecuję i tak - powiedziałam. A mój narzeczony wstał i przytulił jeszcze raz całując przy tym namiętnie w usta. A ludzie na lotnisku zaczęli klaskać.
My powróciliśmy do naszego domu by podzielić się z rodziną wspaniałą wiadomością.

Wszystko się ułożyło. Wzięliście ślub i macie córeczkę. A ty już nie wróciłaś na pole wojny. Tylko zostałaś jedną z zasłużonych obywateli Księstwa Brytyjskiego.

No i jest pierwszy taki świąteczny
na naszym blogu.
W najbliższym czasie to będę
pisała tylko takie.
I jeszcze takie info ja razem z Ludwiczkiem
postanowiliśmy przedłużyć termin
konkursu do uwaga uwaga
27.12.2012 roku.
Więc mamy nadzieje, że więcej osób się
zgłosi.
A tu link do konkursu

2 komentarze:

  1. Mocne ! i swietne ! naprawde : )
    zapraszam rowniez do mnie !
    http://comeoncomeonreadmyimagin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. panie Zdzisiu ja ze śmiechu nie mogłam

    OdpowiedzUsuń