sobota, 31 sierpnia 2013

Harry

Dla:  Pauliny J.

Login.....Hasło....zaloguj.... Wykonywałam kolejne czynności, by po chwili już w pełni móc korzystać z serwisu Skype. I zbytnio nie przyglądając się kto jest dostępny a kto nie. Kliknęłam  na ikonki wyszukiwarki internetowej. Nie minęła chwila a na środku ekranu pojawił się komunikat, że dzwoni do mnie Czerwony Pingwin. Zaśmiałam się na widok tej nazwy. No tak przecież Harry Styles nie może mieć normalnej nazwy bo było by duże prawdopodobieństwo, że fanki znalazły by jego konto i chyba każdy może sobie wyobrazić co by było. Przycisnęłam zieloną słuchawkę i od razu na całym ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz loczka.Mój wzrok powędrował na okienko gdzie widać obraz z kamerki jaki się wyświetla u bruneta. Moja postać a za mną ściana pełna plakatów z One Direction a na samym środku wielki Harry Styles. O nie! Szybko zamknęłam laptopa i biorąc go na ręce, nerwowo rozglądałam się za odpowiednim miejscem. Tu nie, tam też.... łóżko! Szybko siadłam na łóżku i otworzyłam laptopa. Oby nic wcześniej nie zauważył.
- Ej słońce co się stało? - Spytał z zaciekawieniem w głosie. NO przecież nie mogę go okłamać. Muszę szybko coś wymyślić.
- A co Pan Styles nie wie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - Wypaliłam.
- A Pani Styles nie domyśliła się, że Pan Styles może się o nią martwić? 
- Wiesz zabrzmiało to tak ja byśmy byli małżeństwem. - Powiedziałam by choć trochę rozładować to na pozór sztywną sytuację, która moim zdaniem się między nami wytworzyła.
- No kto wie, kto wie, za jakiś okres czasu taka wymiana zdań może być na porządku dziennym. Ja Pan Styles, a ty Pani. - Powiedział i zaczął śmiesznie ruszać brwiami, co wywołało u mnie niepohamowany napad śmiechu.

- No to musimy już chyba kończyć.- Powiedziałam niechętnie po prawi czterogodzinnej rozmowie z brunetem.
- No ale kochanie jest dopiero po północy. - Zamarudził.
- No u Ciebie tak a u mnie jest po pierwszej w nocy. U mnie w domu już wszyscy śpią. 
- No to do zobaczenia mam nadzieje. - Powiedział smutno. I już zobaczyłam jak jego ręka miała przycisnąć klawisz myszki zawołałam.
- Harry!
- Tak? - Odpowiedział z nadzieją.
- Kocham Cię, Hazziątko.
- Ej, przecież wiesz, że nie lubię jak tak do mnie mówisz. - Powiedział oburzony, lecz po chwili dodał. - Ja Ciebie też myszko. - Posłałam mu całusa i rozłączyłam naszą rozmowę. Bezwładnie opadłam na łózko.
- Jaką ja jestem idiotką. - Powiedziałam sama do siebie. Przecież dobrze wiedziałam, że za mną są te plakaty. Co on by sobie o mnie pomyślał jak by zobaczył, że ja nadal na ścianach mam te plakaty? Wolę nawet nie myśleć. Jutro je ściągnę, a jak na razie potrzebuję dużej dawki snu.

"Oczami Harry'ego"

Nie rozmawiam z nią około pięciu minut a moje serce już odczuwa tęsknotę za moją ukochaną. Dlaczego ja właściwie z nią nie pojechałem? No właśnie, nic nie stoi na przeszkodzie bym do niej pojechał. Szybko otworzyłem wyszukiwarkę z celem wykupienia sobie biletu do Polski. Heh....(t.i.) pojechała tylko na tydzień odwiedzić swoich rodziców a ja nie mogę bez niej wytrzymać. Zrobiłem to co miałem zrobić w internecie, po czym wstałem i wrzuciłem do torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy. I nastawiając budzik w telefonie położyłem się do łózka. Muszę mieć siłę na ta podróż. Byłem trochę zmęczony więc od razu zasnąłem.

Obudziło mnie przeraźliwie pikanie. Szybko wyłączyłem budzi i zerwałem się z łózka. Wykonałem poranną toaletę i zbiegłem po schodach na dół, trzymając w rękę torbę. Wbiegłem do kuchni i chwytając w rękę jabłko i butelkę wody udałem się w stronę samochodu........

- Dziękuję Panu. - Powiedziałem do około dwadzieścia lat starszego ode mnie faceta. - Do widzenia. - Powiedziałem i  zatrzasnąłem drzwi. Odwróciłem się na pięcie i dostrzegłem rodzinny dom mojej ukochanej. Żwawym krokiem podszedłem do drzwi i energicznym ruchem ręki zapukałem do drzwi. Nie musiałem długo czekać gdyż w drzwiach od razu pojawiła się mama (t.i.).
- Witaj Harry. - Powiedziała wesoło i od razu zamknęła mnie w uścisku. - (t.i.) nic mi nie mówiła, że przyjedziesz. - Powiedziała na co się zaśmiałem.
- Ona nic nie wie o moim przyjeździe. - Powiedziałem ściągając moje obuwie.
- A to w takim razie proszę idź i ją obudź bo jeszcze śpi po waszej ostatniej pogawędce. - Popatrzyła się na mnie znaczącym wzrokiem. Ja tylko spuściłem głowę i mijając ją wyszeptałem ciche "Przepraszam". I szybkim krokiem udałem się do jej pokoju. Jakoś się tak złożyło, że ilekroć byłem w ty, domu to nigdy nie byłem w jej pokoju. Chodź doskonale wiem, które drzwi do niego prowadzą. Otworzyłem je i zobaczyłem mój największy skarb śpiącą na wielkim dwuosobowym łóżku. Podszedłem do niej i delikatnie zacząłem ją wybudzać.

"Twoimi Oczami"

Poczułam delikatne potrząsanie moim ciałem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechnięty wyraz twarzy mojego ukochanego.
- Harry! - Pisnęłam radośnie i rzucając mu się na szyję musnęłam jego miękkie usta. - Co ty tu robisz? - Spytałam po tym jak moje emocje troszkę opadły.
- A już nie mogę przyjechać do mojej dziewczyny, gdy za nią zatęsknię? - Spytał po czym złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Delikatnie przechylił nasze ciała w prawą stronę w sposób czego oboje opadliśmy na łóżko. Gdy nasze usta zaczęły się od siebie odłączać, mocno wtuliłam się w jego tors.
- Masz śliczny pokój. - Usłyszałam po chwili głos Harry'ego nad moim uchem.
- O nie! - Powiedziałam i odsuwając się do chłopaka schowałam głowę w swoich dłoniach.
- Co się stało? - Spytał z przejęciem w głosie.
- Zobaczyłeś te wszystkie kompromitujące plakaty. - Powiedziałam i poczułam jak po moich policzkach spływa słona ciecz.
- Ej, skarbie! - Powiedział i podniósł swoimi dłońmi moją głowę tak, że nasze oczy stukały się na tej samej lini wzroku. 
- To jest powód do płaczu? - Spytał, po czym swoimi palcami zaczął wycierać moje łzy.
- Tak, no bo co ty możesz sobie teraz o mnie pomyśleć, że co jestem z toba a nadal mam twoje plakaty na ścianach?- Mój płacz się nasilał.
- Wiesz co mógłbym sobie o tobie pomyśleć? Że jesteś idealna dla mnie. Nigdy nie ukrywałaś  tego, ze byłaś i nadal jesteś Directionerką. I mimo tego, że jesteśmy parą nie zmieniłaś o nas zdania. Dalej kochasz One Direction i to się nie zmieni. I ja mogę tylko być dumny z tego, że mimo to co razem z nami przeszłaś i widziałaś te nasze kłótnie, sprzeczki i inne dalej w nas wierzysz. A te plakaty czy inne tego typu rzeczy mogą mnie tylko przekonać, ze dobrze wybrałem zakochując się w tobie. Mojej, naszej właściwie największej Directionerki.  - Powiedział prawie na jednym wdechu. To co powiedział było piękne. Moje łzy w tym momencie to już nie są łzy smutku tyle szczęścia, że mam przy sobie chłopaka, który kocha mnie bezgranicznie i jest dumny z tego, że jestem ich fanką.

 Mam nadzieję, że podoba CI się Paulina.
I, że warto było czekać.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Liam cz. 2

Nie wiedziałam co mam zrobić. Pójść czy też może nie. Byłoby mu przykro gdybym nie zjawiła się na miejscu, więc postanowiłam że pójdę. Rozpakowawszy resztę rzeczy poszłam na dół aby pomóc mamie przy obiedzie, ale tym razem mnie ktoś zastąpił. Zresztą nie tylko mnie. W kuchni rządzili teraz mężczyźni. W zasadzie trochę się bałam tego co wyjdzie z ich jak to nazwali "ciężkiej pracy" ale byłam dobrej myśli. Nie mogłam jednak przestać myśleć o Liamie i jego liściku w walizce. Po mojej głowie krążyły najróżniejsze myśli i nie mogłam się skupić na czymś konkretnym więc tylko krążyłam po domu, bezsensownie ścierając kurze i uśmiechając się sama do siebie. Moje zachowanie przykuło uwagę paru osób, aczkolwiek były to moja mama i siostra. Nie potrafiłam chyba dobrze ukryć tego że gdzieś tam w jakimś zakątku świadomości cieszyłam się z nadchodzącego spotkania z chłopakiem który w żaden sposób nie dało się wygonić z mojej głowy. W pewnym momencie mojej bezcelowej wędrówki po domu uświadomiłam sobie jedną rzecz. Na liściku który leżał teraz w  mojej kieszeni, przeczytany z niedowierzania wielokrotnie nie było napisane dokładnej godziny naszego spotkania. Za oknem robiło się powoli coraz ciemniej chodź dopiero była 16. Poszłam więc, a raczej pobiegłam do mojego pokoju i pogrzebałam w szafie teraz uzupełnione ubraniami i po szybkim namyśle wybrałam ten zestaw. Założyłam na siebie ubrania i wzięłam się za make up. Nie malowałam twarzy podkładem, podkreśliłam tylko oczy tuszem i eyelinerem a na usta nałożyłam pomadkę o smaku brzoskwini. Tak ubrana byłam gotowa do wyjścia. Zbiegłam na dół po schodach i o mały włos nie wpadłabym na moich braci którzy stali na samym dole tuż przed schodami.
- A gdzie to się panna wybiera? - spytał Tony, starszy z bliźniaków.
- Idę na spacer.- odpowiedziałam.
- O tej porze? - dodał Johny.
- Nie jest jeszcze tak późno.
- A możemy iść z tobą?- cholera, nie mogę powiedzieć że nie, bo by się połapali a nie chciałam mówić prawdy, musiałam coś wymyślić. Do głowy przyszedł mi szybko pewien pomysł.
- Dobra chłopaki, mam okres idę po podpaski, naprawdę chcecie mi towarzyszyć?
- Yyy... no właściwie to my... - zaczął dukać starszy.
- Mamy coś do zrobienia. - dokończył za chłopaka Johny.
- Tak, no więc ty sobie idź po to no wiesz, a my musimy zrobić to co mamy do zrobienia. - dodał Tony, a ja pogratulowałam sobie w myślach świetnego pomysłu. Takie tematy zawsze na nich działały. Szybko zmieniali temat i znikli z pola widzenia na dobrych kilka godzin. Chodź bardzo chciało mi się śmiać z ich min gdy usłyszeli moje świetne kłamstwo powstrzymałam się i wyszłam szybko z domu żeby nie być zatrzymaną przez kogoś jeszcze, w końcu mogłam być już spóźniona. Denerwowałam się nadchodzącym spotkaniem i nie umiałam nic na to poradzić, taka już byłam. Szłam śliskim chodnikiem kierując się na główny plac gdzie stała wielka i pięknie ozdobiona choinka. Mieszkałam blisko centrum więc postanowiłam pójść na piechotę. Na miejscu, zobaczyłam wielką świecącą choinkę. Jak co roku stała ubrana od tygodnia przed świętami. Do wigilii zostało jeszcze 3 dni. Usiadłam na ławce przed choinką i rozejrzałam się w poszukiwaniu Liama. Nie zobaczyłam go i przestraszyłam się że przyszłam za wcześnie. Nagle poczułam czyjeś ręce zasłaniające mi oczy.
- Zgadnij kto to - powiedział znajomy głos.
- Niech się zastanowię... Chyba.... Liam?
- Skąd wiedziałaś?
- No wiesz zapamiętałam twój głos. Jest niesamowity. - Powiedziałam odwracając się i patrząc mu prosto w oczy.
- Może pójdziemy w jakieś cieplejsze miejsce? Na herbatę? Tym razem ja stawiam.
- No dobra, w końcu jesteś mi winien kubek herbaty.
- Tylko jeden, myślałem że pół termosu. - powiedziawszy to wziął mnie za rękę i pociągną w stronę kawiarni umiejscowionej w rogu placu na którym byliśmy. Z okazji świąt wszystko było pięknie ozdobione światełkami, pachnącym ostrokrzewem i zielonymi girlandami. Weszliśmy do środka i usiedliśmy przy wolnym stoliku koło kominka, tam było najcieplej. Po chwili podeszła do nas kelnerka z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Miała mocny makijaż i nie byłam zbyt pewna jej uprzejmości.
- Dobry wieczór, co wam podać?
- Poprosimy dwa kubki gorącej herbaty i dwie porcje sernika z brzoskwiniami. 
- Dla ciebie wszystko przystojniaczku - odpowiedziała kelnerka mizdrząc się do chłopaka, a mnie totalnie ignorując, chyba się jej spodobał.
- Widzę że nie mam nic do powiedzenia. - powiedziałam i cicho się zaśmiałam.
- No nie za bardzo, w końcu to ja Cię zaprosiłem na tą... randkę. - mówiąc ostatnie słowo chłopak zaczerwienił się uroczo.
- A no chyba że tak. Podobają się mi takie zasady. - rzekłam dodając mu otuchy.
- Ok, no więc nie wiem jak ci to powiedzieć.
- Najlepiej tak po prostu.
- No dobra... Podobasz mi się i dlatego Cię tu zaprosiłem.
- Ty mi też przypadłeś do gustu. - Po rozmowie o nas, przeszliśmy do tematu o tym co się stało zaraz po tym jak zauważyliśmy że zabraliśmy sobie walizki. Dowiedziałam się że jego mama nabijała się z niego że zaczął chodzić w damskiej bieliźnie. Rozbawiło mnie to i po chwili opowiadaliśmy sobie różne śmieszne historie jakie nas spotkały. Chciałam się dowiedzieć o nim jednej rzeczy więc, po tym jak już po raz któryś przestaliśmy się śmiać, zrobiłam poważną minę i spytałam:
- Mam pytanie, tylko masz odpowiedzieć szczerze.
- Oczywiście, zawszę mówię prawdę.
- Pamiętasz sytuację w autobusie? - chłopak skrzywił się na te słowa, w końcu na początku nie było za przyjemnie. - Powiedziałeś wtedy że nie dasz mi autografów czy coś takiego, nie bardzo rozumiem o co chodziło, chciałabym żebyś mi to wytłumaczył.
- Hmm, no więc, zaskoczyło mnie potem że mnie nie znasz, a tuz przed tobą do autobusu weszło kilka osób które oszukało kierowcę i chcieli sobie zrobić zdjęcie z mną i w ogóle. No więc śpiewam w zespole One Direction. 
- Jakoś nic mi to nie mówi - powiedziałam robiąc przepraszającą  minę. 
- Czekaj, słyszysz tą piosenkę w radiu?
-  Nie za bardzo, trochę cicho. -  Po moich słowach, Liam zawołał tą samą kelnerkę która nas wcześniej obsługiwała i poprosił o pod głoszenie radia. Kelnerka nadal robiąc słodkie minki jak poprzednio zrobiła o to o co prosił i wróciła za bar miażdżąc mnie wzrokiem, widać ja jej nie przypadłam do gustu w przeciwieństwie do Liama. Piosenka w radiu teraz było słychać głośniej. Zaczęłam się wsłuchiwać w jej brzmienie i przypomniałam sobie że już wcześnie jej słuchałam kilka razy w radiu i słyszałam jak koleżanki z akademika słuchały jej do znudzenia.
- No i jak Ci się podoba? - spytał podekscytowany Liam.
- No wiesz... szału nie robi, staniki nie latają - spojrzał na mnie ze zdziwieniem -  no dobra, przynajmniej nie mi.
- Tak? W takim bądź razie powiedz mi czego ty słuchasz?
- Różnie, ale wiesz jestem już dorosłym człowiekiem więc moje gusta też są dojrzalsze.
- No dobra, gadaj co słuchasz!
- No więc, ale się nie śmiej, ostatnio mi się podoba to.
- Żartujesz? Ja to śpiewałem w X-Factorze na przesłuchaniach.
- Ta jasne, nie uwierzę póki Cię nie usłyszę.
- Ok, to patrz - powiedział chłopak wstając z miejsca.
- Ej ale co ty robisz? Siadaj zanim ktoś nas stąd wyrzuci - zaczęłam szybko mówić ale było już za późno. Liam stojąc obok krzesła zaczął śpiewać pierwszą zwrotkę piosenki, musiałam przyznać że nieźle  mu szło. Swoim zachowaniem przykuł uwagę innych ludzi siedzących w kawiarni. Gdy śpiewał moment "Cry me a river" przeszły mnie dreszcze, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy skończył ludzie zaczęli klasakać a chłopak usiadł na miejscu i spojrzał na mnie spod swoich gęstych rzęs, uśmiechając się niczym zwycięzca mistrzostw olimpijskich.
- No i jak? Teraz mi wierzysz?
- To było świetne. - odpowiedziałam krótko uśmiechając się szeroko.
- Widzisz, jednak potrafię.
- To czego śpiewasz w zespole, sam też byś miał karierę i w ogóle?
- Jakoś tak wyszło, a chłopaki są moimi przyjaciółmi i nie potrafiłbym się z nimi rozstać i śpiewać bez nich.
- Rozumiem, fajnie jest mieć takich przyjaciół.
- Tak, to co skończyła nam się herbata, idziemy?
- Jasne - odpowiedziałam, ciesząc się w uchu że zmienił temat. Wstałam z miejsca i ubrałam kurtkę. Chłopak zrobił to samo. Wychodząc z kawiarni objął mnie ramieniem w pasie.
- Pozwolisz że odprowadzę Cię do domu? - spytał Liam.
- Ok, byłoby miło. - odpowiedziałam wciąż się do niego uśmiechając, z minuty na minutę chłopak podobał mi się coraz bardziej. Wyszliśmy na ciemną ulicę, którą oświetlały tylko słabe lampy rozstawione co jakieś sto metrów. Przez całą drogę opowiadał o zespole, a ja się co trochę śmiałam, bo ich życie było ciekawe i zabawne. Wymieniliśmy się tez numerami telefonu. Pod domem zatrzymałam się i pokazałam palcem budynek w którym mieszkałam.
- To tutaj - powiedziałam.
- Ładny dom. 
- To do zobaczenia? 
- Tak, mogę cię przytulić?
- Ok. - Rozłożyłam lekko ramiona aby mógł mnie przytulić. Chłopak przybliżył się powoli i uścisną mnie mocno w pasie. Był teraz bardzo blisko i wzrostem sięgałam mu szyi. Poczułam zapach jego perfum, pachniał niesamowicie. Zaciągnęłam nim się na tyle nie zauważalnie na ile to było możliwe. Podniosłam głowę i zaczęłam się lekko odsuwać gdy chłopak nagle przybliżył się jeszcze bardziej i pochylił nade mną. Spojrzałam mu w oczy nie potrzebowałam żadnych słów żeby zrozumieć co za chwilę miało się stać. Nie wycofałam się ani nie poruszyłam ani o centymetr. Chłopak pochylił głowę i pocałował mnie w usta. Jego wargi były zimne i miękkie. Zaczęły delikatnie napierać na moje, więc oddałam mu pocałunek z takim samym zaangażowaniem. Po krótkiej chwili oderwałam się niechętnie od niego.
- To był bardzo miły wieczór - powiedziałam na pożegnanie. Na koniec uściskał mnie jeszcze raz a ja weszła do domu machając mu ręką w rękawiczce. Zaraz za drzwiami gdy zdejmowałam przemoczone od śniegu buty otoczyli mnie bracia.
- Mówiłaś że idziesz do sklepu. - powiedział Tony.
- No więc nie byłam w sklepie.
- To już wiemy. - dodał Johny.
- Tak z internetu. - dopowiedział jego bliźniak.
- Z internetu?
- Tak spójrz na to - powiedział Tony pokazując mi tableta na którym była otwarta strona internetowa. W oczy rzuciło mi się zdjęcie niskiej jakości na którym byłam ja i Liam w kawiarni. Pod zdjęciem widniał napis: " Czy Liam Payne ma nową dziewczynę?" a zaraz pod tym mas komentarzy. Wzięłam z brata ręki tablet i zaczęłam je czytać. Nie były one miłe, albo tylko te wtedy dostrzegałam.


Siemacie, wybaczcie że dopiero teraz dodaję
ale miałam mały wypadek i kilka dni chorowałam.
Nie dałam więc rady nic wstawić.
Jeśli chcecie następną część proszę o 20 komentarzy,
bo widzę że nie ma dla was rzeczy nie możliwych.
A tak w ogóle, kto jara się filmem?




niedziela, 25 sierpnia 2013

Harry

Pomysł Anoniów.



- Mamo! - Usłyszałam cichy szept mojej małej córeczki.

- Tak Darcy? - Spytałam zaspana.

-Nie mogę spać.  - Powiedziała pięciolatka.

 - Oj, chodź tutaj. - Powiedziałam i odkrywając kawałek pościeli i przesuwając się odrobinę by dziewczynka mogła spokojnie położyć się. - Dobranoc kochanie. - Powiedziałam i pocałowałam ją w główkę.

- Mamo a kiedy przyjedzie tata? - Spytała po chwili.

- Nie wiem skarbie. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie wiem kiedy Harry będzie miał czas i chęci by do nas przyjechać. Ostatnio trochę się pospeczaliśmy i nie wiem czy nie będzie chciał od nas troszkę odpocząć.

 - A wiesz, że jutro są moje urodziny? I tata też wie? - Spytała i dopatrzyła się na mnie tymi swoimi słodkimi oczkami.

- Tak wiem i mogę się założyć, że tata też wie, a teraz już śpij bo nie będziesz mieć siły na jutrzejszy dzień. - Powiedziałam z uśmiechem całując ją w czoło.

Obudziłam się i zobaczyłam, że obok mnie nie leży już Darcy za to usłyszałam śmiechy dochodzące z parteru domu. Wstałam i zakładając na stopy kapie a na resztę ciała szlafrok. Powoli zaczęłam iść w stronę głosów.  Głównie Darcy a ten drugi za żadne skarby świata nie mogłam skojarzyć do kogo należy. 

- Nie tato! - Krzyknęła nagle mała. Tata....za raz, za raz czyli, że Harry przyjechał?! Przyspieszyłam koku i już znalazłam się w kuchni. Zobaczyłam tam mojego męża, który karmił Darcy.

- Mama! - Krzyknęła dziewczynka i stojący do tej pory brunet się odwrócił.

 - Harry! - Powiedziałam i od razu podbiegłam do bruneta. Który zamknął mnie w pełnym tęsknoty uścisku.

  - Tęskniłem. - Wyszeptał mi prosto do ucha.

- Ja też. - Powiedziałam i odsunęłam się troszkę od jego ciała. - Myślałam, że jesteś na mnie zły za tą ostatnią speczkę. - Powiedziałam i spuściłam głowę. Ten podniósł ją dwoma palcami.

- Przyznaję, byłem troszkę zły ale przeszło mi po tym jak zacząłem tęsknić. - Powiedział i pocałował mnie w sam czubek głowy. Uśmiechnęłam się i wyszłam z uścisku Styles'a. Chwyciłam go za rękę i odwróciłam w stronę dziewczynki.

- A tak w ogóle to co ty tu robisz? - Spytałam po chwili, nalewając sobie do szklanki pomarańczową ciecz.

- Co za głupie pytanie. - Parchnął. - Jak by mnie mogło zabraknąć na urodzinach mojej małej córeczki.  - Powiedział pstykając w nos małą.- No to co panie Styles gotowe na wycieczkę? - Spytał Harry, ruszając śmiesznie brwiami co rozśmieszyło nie tylko Darcy ale też mnie.

- Tak! - Krzyknęła mała i zeskakując z krzesła pobiegła na piętro domu.

- A gdzie ta wycieczka jest Panie Styles? - Spytałam.

- Niespodzianka Pani Styles i radzę się ubierać bo nie daję dużo czasu. - Powiedział a ja tylko cmknęłam go w usta i pobiegłam na górę do mojej córeczki. Pomogłam się jej ubrać a później ubrałam się w turkusowe rurki i biała zwiewną bluzkę. Zeszłam na dół gdzie zobaczyłam Harry'ego i Darcy bawiących się.  Gdy mnie zobaczyli Harry wstał i złapał mnie za rękę.

- No to idziemy!  - Krzyknął i wszyscy zaczęliśmy się kierować w stronę drzwi. Gdy miałam go wyprzedzić by przejść swobodnie przez drzwi ten przyciągnął mnie do siebie i szepnął do ucha.

- Pięknie wyglądasz skarbie. - Powiedział i musnął swoimi ustami mój policzek. Weszliśmy do auta i zaczęliśmy jechać. 

- Gdzie jedziemy tatusiu? - Spytała po chwili mała.

- A zobaczysz słoneczko. - Powiedział dalej skupiając się na drodze.

 - Mamo dlaczego tata nie chcę mi powiedzieć? - Spytała oburzona.

- Skarbie, tata chce Ci zrobić niespodziankę. - Próbowałam wytłumaczyć córce. I już o dziwo się nie odezwała. Nim się zorientowałam samochód stanął.

- Wysiadka moje miłe panie. - Powiedział rozweselony Harry. Wyszłam z pojazdu gdy w tym czasie brunet odpinał małą z fotelika. Tą niespodzianką okazało się wesołe miasteczko.

- Serio? - Spytałam podchodząc do chłopaka a raczej mężczyzny. - Wesołe miasteczko? 

- Oj, nie marudź tylko chodź. - Powiedział i chwycił jedną ręką mnie a drugą Darcy. Po chwyli doszliśmy do wielkiej tablicy, gdzie jest napisane rozkład atrakcji jakie są dostępne w parku. Harry puścił mnie i wziął na ręce mała.- To na co chcesz iść? - Spytał i zaczął pokazywać po koleji zdjęcia przeróżnych kolejek.

- Do zamku! - Powiedziała ucieszona.

- Do zamku? Eeee... Do zamku pójdziemy na końcu a teraz chodźmy na zjeżdżalnie. - Powiedział i wszyscy zaczęliśmy się kierować w dane miejsce. I tak mijał czas. Nim się obejrzałam już było grubo po piętnastej. Do zaliczenia wszystkich atrakcji miasteczka został nam tylko zamek księżniczek.

- To teraz do zamku! - Powiedział mój mąż i wszyscy zaczęliśmy się kierować w skazane miejsce. Moją uwagę przykuło to, że wejścia z każdej strony były zagrodzone.

- Wiesz Harry ale chyba zamek jest zamknięty.  - Powiedziałam z obawą, jak zareaguje Darcy jak się o tym dowie.

- Co ty? - Powiedział zdziwiony. Szliśmy dalej aż do ochroniarza, który po zobaczeniu Harry'ego od razu odsunął dla nas barierkę. Szliśmy dalej aż doszliśmy do wielkich drzwi prowadzących najprawdopodobniej do sali balowej. Harry postawił na ziemi Darcy.- Księżniczki przodem. - Powiedział, otwierając wielkie wrota. W całej sali było ciemno. Przeszliśmy parę kroków i nagle wszystkie światła rozbłysły i zobaczyliśmy całą naszą rodzinę śpiewającą Sto Lat naszej małej jubilatce. Harry wziął na ręce malą i zaniósł ją w stronę wilkiego tronu, gdzie ją posadził. Na twarzach wszystkich a szczególnie solenizantki gościł szeroki uśmiech.

- Tylko uważaj, bo ją obudzisz. - Przestrzegłam męża który niósł na rękach śpiącą Darcy. Po udanych urodzinach mała zasnęła w samochodzie.  Harry udał się do pokoju małej by położyć ją do łóżeczka a ja opadłam na kanapę w salonie. Przymknęłam oczy, by dać sobie chwilowe ukojenie.  Nie trwało to długo.  Po chwili poczułam duże dłonie na moich barkach i cichy szept do ucha.

- Może tak masaż? - Spytał. 

- A bardzo chętnie. - Powiedziałam rozsiadając się wygodnie.

- Ale nie tak. - Powiedział i przeskoczył przez sofę i bez żadnych problemów podniósł mnie i zaczął kierować się w stronę naszej sypialni. Położył mnie na łóżku a sam zaczął grzebać w swojej torbie. Po chwili wyciągnął z niej kilka malutkich flakoników.- Fiołkowy, kaszmirowy, morski czy arachidowy? - Spytał a ja od razu odpowiedziałam.

- Zdam się na twoją intuicję, kotku. - Powiedziałam ściągając z siebie swoją koszulkę. Harry chwycił jeden z flakoników i popchnął mnie delikatnie, sugerując bym się położyła. Siadł sobie po mojej prawej stronie i odkrecając buteleczkę wylał trochę zawartości na moją skorę.- Widzę, że jesteś perfekcyjne przygotowany. - Powiedziałam po chwili.

- Oczywiście. - Powiedział, dalej malując moje plecy. Po chwili zorientowałam się, że jest jedna rzecz, która mu przeszkadza a mianowicie mój stanik. Bez dłuższego namysłu odpięłam go i podnosząc się troszkę całkowicie ściągnęłam.

- Lepiej? - Spytałam. 

- I to na wet nie wiesz jak bardzo. - Powiedział, a ja na jego słowa delikatnie się zaśmiałam.

- Super, zaplanowałeś te urodziny. 

- No też mi się one podobały.  Ogólnie cały dzień był świetny.  Najbardziej podobało mi się jak piszczałaś z strachu w tym Strasznym domu. - Powiedział z śmiechem.

 - Ej! To wcale nie jest śmieszne.  Ja się naprawdę bałam.  - Powiedziałam z wyrzutem.

 - Dobrze, już się nie gniewaj. - Powiedział i zaczął obdarowywać moje plecy drobnymi pocałunkami......a potem to już sprawy potoczyły się bardzo szybko....

No to jest, pracowałam się troszkę i mam nadzieję,  że się wam podoba. Jest to pomysł dwóch anonimów. Pomysł był podobny, więc postanowiłam połączyć to w jeden imagin. Mam nadzieję,  że się podoba. Powiem wam, że mam ogromną wene na pisanie więc coś tak czuję dużo imaginów. Dobra po co tyle pisać tu....zabieram się do pisania kolejnego.

sobota, 24 sierpnia 2013

Zayn: niespodziewany obrót spraw

Cały dzisiejszy dzień unikałam Zayna, z przyczyn oczywistych. Przy Harrym też nie czułam się komfortowo, wszystko przez wyrzuty sumienia. Cóż jakby nie patrzeć, to też trochę jego wina, bo to przez jego chrapanie nie mogłam zasnąć. Och kogo ja oszukuję, równie dobrze mogę oskarżyć słońce bo wzeszło i mnie poraziło, to wszystko tylko i wyłącznie moja wina, moja i tych przeklętych fajek. To koniec muszę to rzucić. Wstałam nagle z kanapy i skierowałam się w stronę naszego pokoju chcąc pozbyć się wszystkich moich fajek. Szłam szybko nie zwracając na nic uwagi. Nagle ktoś jedną ręką zasłonił mi usta, drugą chwycił w tali poderwał do góry i wciągnął do pokoju, zamykając drzwi nogą. Zaczęłam się szarpać co spowodowało że obydwoje wylądowaliśmy na podłodze.
- Ała!- usłyszałam zduszony jęk który należał do... Zayna? O nie tylko nie to. Szybko podniosłam się na nogi.
- Musimy pogadać- wydyszał trzymając się za klatkę piersiową.
-Nie mamy o czym- stwierdziłam rozglądając się po pomieszczeniu, byłam bardzo zdenerwowana, za plecami wyłamywałam palce co zwykle robię w nerwowych sytuacjach.
- Czyli uważasz że to co stało się rano było niczym- podniósł się na łokciach, a jego twarz wyrażała rozgniewanie.
- Tak. Dlatego najlepiej będzie o wszystkim zapomnieć- przytaknęłam nazbyt entuzjastycznie, zawsze tak mam gdy się denerwuję.
- Zapomnieć?- zapytał podnosząc się z podłogi, na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Tak- pokiwałam głową i skierowałam się do drzwi.
- Szkoda tylko że ja nie potrafię- odparł smętnie. Zatrzymałam się z dłonią na klamce. Fuck! Zaklęłam w myślach i odwróciłam się w jego kierunku. Stał już w drzwiach balkonowych.
- Miejmy to z głowy- mruknęłam pod nosem, a głośniej dodałam- Ok pogadajmy, wyjaśnijmy sobie kila rzeczy i już nigdy do tego nie wracajmy.-Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Najlepiej rozmawia się na świeżym powietrzu- gestem zaprosił mnie na balkon. Wcześniej taras teraz balkon, jeśli liczy na powtórkę to się rozczaruje. Pomyślałam i wyszłam za nim. Usiadł pod ścianą. Balkon w porównaniu do tarasu był dość niewielki więc chcąc nie chcąc musiałam usiąść dość blisko niego.
- Ok chciałeś rozmawiać to mów- objęłam kolana rękami i przyciągnęłam pod brodę.
Zayn głośno odetchnął, przeczesał włosy dłońmi, był wyraźnie zdenerwowany, parę razy otworzył i zamknął usta gestykulując przy tym dłońmi, jednak ani razu nie wydobył się z nich żaden konkretny dźwięk. Wywróciłam oczami i oparłam głowę o barierkę wpatrując się w puchate chmurki. Gdy znów na niego spojrzałam szukał czegoś w kieszeniach. Jak się okazało była to szukał papierosów. No on sobie chyba żartuje! I co jeszcze bardziej mnie wkurzyło, podsunął mi paczkę pod nos.
- Serio!?- zapytałam wkurzona. Spojrzał na mnie zdziwiony. Wyrwałam mu paczkę z dłoni, zmięłam ją, i wyrzuciłam przez barierkę najdalej jak się dało. Następnie rozwścieczona opuściłam balkon, nie miałam już najmniejszej ochoty rozmawiać z nim o czymkolwiek. Wbiegł za mną do środka i zanim zdążyłam sięgnąć do klamki, złapał mnie za ramie i pociągnął w swoim kierunku. Chciałam się wyrwać więc złapał mnie też za drugie ramie.
- Co to miało być?- zapytał patrząc mi w oczy, jego twarz wyrażała milion emocji, od zdezorientowania po gniew.
- Jeszcze masz czelność pytać!- wyrwałam ręce z jego uścisku. Zostanie mi siniak, pomyślałam masując rękę którą ścisnął bardziej- To wszystko twoja wina!
- Moja!?
- Tak, twoja i tych twoich humorków, wczoraj spoko pal i pij dzisiaj rano nie bo ci główka od tego odpadnie, a teraz znowu podsuwasz mi paczkę pod nos. O co ci właściwie chodzi?
- O ten tramwaj co nie chodzi. - burknął z miną jakby odpowiedź była w stu procentach oczywista.
-A jak myślisz, kocham cię- ostatnie dwa słowa wprowadziły mnie w stan całkowitego szoku, z wrażenia oparłam się o ścianę za moimi plecami.
Już od pierwszego dnia gdy się poznaliśmy połączyła nas przyjaźń, i żadne z nas dobrze wiedziało że nie ma co liczyć na nic więcej. A on mi tu teraz z takim tekstem wyjeżdża. I co ja mam teraz zrobić, lubię go nawet bardzo, uważam że jest przystojny i opiekuńczy, zabawny, a pod tą maską bad boya jest też wrażliwy i romantyczny, poza tym świetnie całuje i ma takie piękne orzechowo-złote oczy. O nie, nie nie! Ja chyba też go kocham. Uświadomiłam sobie nagle.
- Gdy sobie to uświadomiłem też byłem w szoku- nawet nie zauważyłam kiedy znalazł się tak blisko mnie- długo nad tym myślałem i teraz jestem pewien że cię kocham, i wiem też że ty kochasz mnie.- Chciałam coś powiedzieć, zaprzeczyć, zaprotestować ale on przyłożył mi palec do ust
- Ciii, nic nie mów, wiem że w tej chwili masz mętlik w głowie, Harry czy ja, więc pozwól że ułatwię ci dokonanie wyboru- przesunął palcem po moich ustach, policzku, ujął moją twarz i przybliżył swoją do mojej by złożyć na moich ustach delikatny pocałunek.
Potem kolejny i kolejny, pocałunki stały się coraz bardziej odważne i namiętne a gdy zszedł z nimi na szyję, sprawy potoczyły się bardzo szybko.
Kilka godzin później już leżałam przytulona do torsu Zayna, po jednym z najlepszych stosunków w moim życiu. W tej chwili miałam wszystko gdzieś, no przynajmniej do chwili gdy do pokoju wszedł... Harry. Omiótł wzrokiem zastałą tu sytuację. Spodziewałam się że zaraz wybuchnie, zacznie wrzeszczeć lub spróbuje zabić Zayna. On jednak oparł się o framugę i z miną pełną podziwu zaczął klaskać, Zayn natomiast wyszedł z łóżka i ukłonił się jak aktor teatru po udanym przedstawieniu. Oniemiałam, o co do jasnej cholery tu chodzi, bo puki co czuję się jak w krzywym zwierciadle.
- Muszę przyznać, że zaczynałem wątpić w twój sukces.- powiedział spokojnie uśmiechając się do mnie.
- Po tym jak rano, nam przerwałeś miałem utrudnione zadanie. Ale powiedz czy znasz dziewczynę która oparła by się temu- napiął mięśnie.- To boskie ciało i idealna twarz uwiedzie nawet lesbijki.
- To twoje idealne ciałko i buźka właśnie poważnie uszczupliły zasoby mojego konta bankowego.- zaśmiał się i pokręcił głową, patrząc na swoje buty.
- Sam chciałeś podnieść stawkę- rozłożył ręce i wzruszył ramionami, z uśmiechem na twarzy.
-,,Podnieść stawkę'' o co tu chodzi? Czy ktoś mi to wreszcie wytłumaczy!?- zapytałam wściekła i zdezorientowana, przykuwając tym samym ich uwagę do mojej osoby. Spojrzeli na mnie jakby zdziwieni tym że nadal tu jestem.
- Wytłumaczymy jej?- zapytał Zayn zerkając na Harrego.
- I tak już po sprawie więc czemu nie- powiedział i usiadł po jednej stronie w nogach łóżka a Zayn po drugiej.- Zacznijmy od początku.- spojrzał na Zayna
- Otóż ja i Harry, założyliśmy się o to, że on prześpi się z Perrie.
- Co okazało się zaskakująco łatwe- wtrącił Harry, z wyrazem tryumfu na twarzy.
-  A ja prześpię się z tobą, co już takie łatwe nie było.- mówił spokojnie.
- Ale jednak mu się udało i to uszczupliło mój budżet o dwieście tysięcy funtów. Udowodniło też jak nie wiele warte są słowa ,,kocham cię", padające z ust dziewczyn.
Słuchałam tych ich słów i z każdym czułam się coraz gorzej. Łzy cisnęły mi się do oczu. Oni mnie wykorzystali, zabawili się mną i moimi uczuciami. A wszystko dla głupiego zakładu, nie wzięli nawet pod uwagę że ja naprawdę się zakochałam najpierw w Harrym, a później również w Zaynie, przez te jego gierki. Wybiegłam z tego pokoju, nie chciałam ich już dłużej oglądać. Gdy zamykałam za sobą drzwi pokoju dzielonego z Harrym, usłyszałam jeszcze ich śmiechy, co już do reszty przelało czarę. Zsunęłam się po drzwiach i zaczęłam płakać w najlepsze, rozsypałam się kompletnie. Nie wiem ile czasu tak spędziłam ale w końcu wzięłam się w garść, spakowałam swoje rzeczy. Demolując przy tym cały pokój. Jakoś musiałam odreagować, ale nie chciałam kończyć tylko na tym. Zabrałam swoją walizkę i zeszłam do garażu gdzie stało auto Harrego, jego ukochany samochód. Wzięłam z kąta wielki młot, był trochę ciężki ale wściekłość dodawała mi siły. Niech on zobaczy jak to jest gdy ktoś rozbija ci serce na kawałki. Zamachnęłam się raz, rozbijając przednią szybę. Wspaniałe uczucie. Potem kolejne szyby, maskę, światła, błotniki i całą resztę. Zdziwiło mnie że te odgłosy nikogo tu nie zwabiły, ale może to i lepiej. Gdy już emocje trochę opadły zapakowałam walizkę do bagażnika mojego samochodu i odjechałam. W tej chwili żałowałam tylko jednej rzeczy, że nie zobaczę jego reakcji gdy odkryje co się stało z jego samochodem.
***
Przeczytałam jeszcze parę razy ten imagin  z Zaynem który napisałam i rzeczywiście urwał się tak trochę w dupie. Dlatego dzięki waszym namowom postanowiłam napisać kontynuację i zakończyć jakoś tą historię, długo myślałam jak to zrobić i nic nie przychodziło mi do głowy, aż do momentu obejrzenia 3 części ,,Szkoły uwodzenia". I tak o to po wielu próbach powstał ten imagin mam nadzieje że spełni on wasze oczekiwania. Przepraszam też że tak długo musieliście na niego czekać.
~Wampris~

czwartek, 22 sierpnia 2013

Liam cz. 1

Włączcie sobie to

Wierzę w prawdziwą miłość i wierzę w to że jeśli się kogoś kocha nie ważne są przyziemne potrzeby lecz uczucia które istnieją pomiędzy dwoma osobami. Zawsze tak miałam, więc postanowiłam nosić na palcu pierścionek czystości. Niektórzy nie wiedzieli co on oznacza i nie zwracali na to uwagi, jednak bywali i tacy którzy naśmiewali się z tego. Mówili ze jestem naiwna skoro wierzę w jedyną i wieczną miłość. Ale trwałam w swym przekonaniu, nie zwracałam na złośliwe uwagi innych aż w końcu sami dali sobie spokój i rzadziej poruszali ten temat. W końcu doczekałam się tego jedynego i wiedziałam że to właśnie z nim chcę iść przez życie, wziąć ślub, mieć dzieci i kochać go w zdrowiu i chorobie puki śmierć nas nie rozłączy. Poznałam go dwa lata temu, w zimny grudniowy dzień kiedy to na pierwszym roku studiów jechałam do rodzinnego domu podczas przerwy świątecznej. Jechałam autobusem z Londynu, w całym autobusie pozostało tylko jedno wolne miejsce obok niego. Nie urzekł mnie bowiem swym urokiem i wdziękiem, wręcz przeciwnie był nie miły i zły. Wpakowałam swoją walizkę i weszłam do ciepłego pojazdu, szyby były ozdobione malowniczo mrozem. Dobrze postąpiłam, robiąc sobie rano gorącą herbatę i wlewając ją do termosu który teraz leżał w moim plecaku. Byłam ubrana w to. Rozglądnęłam się po zapełnionym autobusie i zobaczyłam jedno wolne miejsce obok chłopaka opartego na ręce i wpatrującego się w szybę przez którą nie było nic widać, bardzo to inteligentne. Ruszyłam w tym kierunku wyciągając po drodze koc z plecaka i usiadłam na wolnym miejscu obok niego. Nie zwrócił nawet na mnie uwagi. Pomyślałam że skoro czeka nas wspólnie kilka godzin drogi autobusem to fanie chociaż byłoby zagadać. Odwróciłam się w jego kierunku i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć spojrzał na mnie wręcz mordującym wzrokiem i powiedział przez zaciśnięte zęby:
- Nie dam ci autografu, to nie jest twój autobus więc wyjdź i daj mi święty spokój. - Uraził mnie tymi słowami po całości, nie zamierzałam mu odpuścić.
- Serio? Nawet nie wiem kim jesteś, wyżej srasz niż dupę masz, chciałam się tylko przywitać i wybacz że jedziemy w tym samym kierunku, nie będę ci przeszkadzała w rozmyślaniu nad tym jaki to nie jesteś wspaniały. - Odparłam to na jednym tchu i odwróciłam się od niego na tyle ile było to możliwe zakładając słuchawki na uszy, szczelnie otulając się kocem. W słuchawkach zamiast muzyki słuchałam książki, "Opowieść o dwóch miastach" Karola Dickensa, wolałabym czytać ale ze względu na kiepskie oświetlenie odpuściłam to sobie. Wiedziałam że nadal na mnie patrzy ale nie odezwałam się słowem, jestem uparta jak osioł sama nigdy nie ustępuję. Złapał mnie za ramię, odwróciłam do niego lekko głowę. 
- Przepraszam, jestem Liam.
- [T.i] - powiedziałam tylko krótko po czym znów od niego się odwróciłam i zanurzyłam się w wyobraźni snującej obrazy z książki. Zasnęłam na krótko, obudziłam się z głową opartą o ramię chłopaka, oderwałam ją i wypaplałam cicho przeprosiny, jednak ten też zasnął. Zaschło mi w gardle więc sięgnęłam po herbatę do plecaka, wlałam nadal gorący napój do kubka od termosu i powąchałam niesamowity zapach herbaty który tak uwielbiałam. Wypiłam kilka łyków które rozgrzały mój żołądek i resztę narządów. Zapach herbaty zapewne zbudził chłopaka obok mnie po poderwał nagle głowę z ręki na której ciągle była oparta. Na policzku miał zaczerwienienie spowodowane gniecenie go dłonią. Spojrzał na kubek a potem na mnie.
- Chcesz trochę? - spytałam nalewając do kubka herbaty i wciskając mu go w rękę. Do końca podróży gadaliśmy sama już nie wiem o czym. Wychodząc uśmiechnął się do mnie i jeszcze raz przeprosił za swoje pierwsze nie zbyt przyjemne zachowanie. Wzięłam moją granatową walizkę i poszłam w kierunku zielonego samochodu taty, nie spodziewałam się że kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Gdy byliśmy już w domu wszyscy bardzo ucieszyli się na mój widok. Młodsza siostra od razu zabrała mu bagaż i otworzyła go z pytaniem na ustach:
- Przywiozłaś mi coś?... - spojrzała na zawartość walizki i powiedziała - Na co ci męskie ubrania?
- Że co, przecież tam są moje... - zaczęłam wyplątując się z mamy uścisku i podchodząc do siostry klęczącej na podłodze tępo wpatrując się w zawartość walizki. Zajrzałam ponad jej ramieniem i ujrzałam męskie ubrania ładnie poskładane w mojej walizce, a raczej walizce podobnej do mojej. Na walizce nie było żadnych danych właściciela jak to zwykle bywa, żadnego znaku, nic. Dobrze że w domu zostawiłam w domu jakieś swoje rzeczy. Następnego dnia obudziłam się wcześnie ubrałam się w to i poszłam do sklepu po coś na śniadanie.  Nie było to daleko więc postanowiłam iść na piechotę. Przeszłam szybko drogą i tuż za zakrętem znalazłam w supermarkecie gdzie wzięłam koszyk i poszłam szukać  bułek. Gdy znalazłam stoisko z pieczywem zaczęłam wygrzebywać cieplejsze bułki i wkładać je do papierowej torby.
- Zostawisz mi trochę ciepłych?- usłyszałam znajomy głos za plecami.
- No, nie wiem, zastanowię się.
- Bo ci nie oddam walizki z zawartością.
- A więc to twoją mam. Robimy wymianę?
- A dasz kilka bułek?
- Jasne, bierz, da mi twój adres to potem ci ją przywiozę. - podyktował mi do telefonu nazwę ulicy i numer domu. Poszliśmy razem do kas a następnie rozdzieliliśmy się wracając do domu. Weszłam tylnymi drzwiami do domu i postanowiłam zrobić niespodziankę rodzicom i pomyślałam o tym aby zrobić mojej rodzinie śniadanie. Niestety moja mama pomyślała podobnie i już parzyła kawę. Wzięłyśmy się razem za śniadanie i już w kilka minut śniadanie stało na stole w jadalni ściągając swym zapachem domowników. Pierwszy zszedł tata, lekko zaspany pocierając sobie oczy. Usiadł przy stole i od razu nalał sobie kawy. Następnie młodsza siostra, a na końcu dwaj starsi bracia bliźniacy. Po śniadaniu zabrałam taty kluczyki ruszyłam do auta aby pojechać po odbiór walizki. Będąc przy drzwiach usłyszałam głos Natallie, mojej siostry:
- Gdzie jedziesz?
- Znalazłam tego kto ma moją walizkę i jadę po nią.
- A nie powinnaś, czasami wziąć walizki tego kogoś żeby mu ją oddać?
- No, tak masz rację.
- Przyniosę ci ją do samochodu. - powiedziała i pobiegła na górę, ja w tym czasie wyjechałam samochodem z garażu. Dziewczyna wyszła z domu tachając walizkę, na sobie miała ubrane już czapkę, kurtkę i swoje buty zimowe.
- Jadę z tobą. - oświadczyła podając mi walizkę a sama wchodząc do auta i usadawiając się na miejscu obok kierowcy. Włożyłam ciężką walizkę do do samochodu i usiadłam za kierownicą automatycznie zamykając bagażnik. Zapięłam pasy i odpaliłam auto, zjeżdżając powoli z podjazdu. W ciągu kilka minut dojechaliśmy na miejsce, nie było to bardzo daleko od mojego domu ale nie uśmiechało mi się taszczyć walizkę przez ten kawałek drogi, zwłaszcza że chodniki były oblodzone. Zaparkowałam na wolnym miejscu i wysiadłam z samochodu. Postanowiłam przekonać właściciela bagażu, Liama do tego aby sam wyszedł z domu i go sobie wziął, w końcu walizka była ciężka a chłopak jest silny jak wcześniej zauważyłam. Ruszyłam w stronę drzwi frontowych razem z siostrą. Dom robił wrażenie, był jednym z tych których styl uwielbiałam. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, i cofnęłam się o krok do tyłu czekając aż ktoś otworzy. Po kilku sekundach, drzwi otworzyły się a za nimi ujrzałam Liama, chłopak uśmiechnął się na mój widok, a ja się zaczerwieniłam i spuściłam wzrok.
- No więc, gdzie moja walizka?
- Jest w bagażniku, musisz sobie ją sam wziąć bo jest trochę ciężka.- Poszliśmy więc do samochodu i pomogłam mu wyciągnąć z bagażnika walizkę, po czym poszłam razem z nim do jego domu i zaczekałam aż przyniesie mój bagaż tak bardzo podobny do swojego.W między czasie poznałam jego rodziców, przyszedł szybko upierając się że moją walizkę też zaniesie do samochodu po czym wróciłam do domu. Tata wyszedł  żeby mi pomóc, zaniósł walizkę a ja wjechałam autem do garażu. Potem poszłam od razu do swojego pokoju i otworzyłam granatową walizkę z zamiarem wypakowania swoich rzeczy. Spotkałam jednak niespodziankę. Na wierzchu, na moich ubraniach i innych zobaczyłam ładnie złożoną białą kartkę. Byłam pewna że wcześniej jej tam nie było. Wzięłam ją do ręki i powoli rozłożyła, na kartce widniał napis:
Hej, to ja Liam.
Nie miałem odwagi Cię sam o to zapytać,
więc napisałem to.
Spotkajmy się dziś wieczorem na placu miasta, koło choinki. 


Siemacie!
Znowu muszę napisać że mnie dawno nie było,
ale to się zmieni bo mam parę pomysłów.
Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, 
starałam się ich nie robić a potem je poprawić, ale w końcu nikt nie jest idealny
Tymczasem, jeśli chcecie następną część musi być przynajmniej 15 komentarzy.
A jak macie jakieś pytania to podam mojego aska.

~Katherine~

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Marcel cz. III (ostatnia)

Od razu po przekroczeniu progów budynku szkoły poczułam skupienie wszystkich par oczu na mojej osobie. Nic sobie z tego nie robiąc szłam dalej w kierunku sali, gdzie miały odbyć się zajęcia. Z daleka zobaczyłam roześmiane twarze moich przyjaciół.
- Hej! - Powiedziałam na przywitanie.  Oni nie zareagowali, tylko dalej rozmawiali sobie w najlepsze ignorując moją osobę. - Hallo? Stało się coś?  -Spytałam zdezorętowana.
- Nie zawracjaj nam głowy i idź lepiej do swojego Marcelka. - Powiedział Mark.
- Co? O co wam chodzi?
- To już się nie pamięta z kim się umawiało? - Spytał z ironią Filip.
- Spotkałam się z Marcelem owszem, a macie z tym jakiś problem? - Odpowiedziałam chamsko.
- Tak, mamy. Jak wolisz tego lamera od nas to proszę.  - Powiedział i odszedł ode mnie a za nim reszta naszej paczki.
- Co im odwalilo? - Powiedziałam sama do siebie. I co najważniejsze skąd oni wiedzą o moim spotkaniu z Styles' em? Nie długo było dane mi się nad tym zastanawiać,  gdyż w całej szkole zabrzmiał dzwonek. Wszyscy weszli do sali, zaczęłam kierować się w stronę ławki, którą dzieliłam z (i.t.p.). Już chciałam usiąść na krześle,  gdy usłyszałam jej głos.
- To miejsce jest zajęte. - Powiedziała do mnie oschle.
- Tak? - Zdziwiłam się.  - A to przez kogo? - Zapytałam zdziwiona.
- A to już nie twoja sprawa. - Warknęła. Zdziwiona tą całą chorą sytuacją odwróciłam się za poszukiwaniem jakiegoś wolnego miejsca. Niestety prawie wszystkie są zajęte.  Oprócz ostatniej ławki w, której zawsze siedzi Marcel. Za raz za, raz to go nie ma dzisiaj w szkole? To dziwine nigdy nie opuszcza zajęć.
- Panno (t.n.) proszę siadać!  - Zdenerwowana Pani od biologi zmierzała mnie wzrokiem.
- Tak, proszę Pani. - Odpowiedziałam grzecznie. Siadłam w ostatniej ławce, obok miejsca Marcela. Z nadzieją,  że się pojawi. I w tym oto momencie do sali wszedł Marcel. Jest podobnie ubrany jak na naszej randce. Tylko, że towarzyszą mu te jego wielkie okulary.
- Przepraszam Panią za spóźnienie.  - Powiedział i wszyscy z zdziwieniem mu się przyglądają. Pewnie dostali szoku z resztą co się dziwić? Chłopak podszedł do ławki i zdziwieniem wymalowanym na twarzy wyciągnął podręczniki na ławkę.
- Co się stało,  że ze mną siedzisz? - Spytał po chwili.
- Szkoda gadać. - Powiedziałam i zaczęłam się wsłuchiwać w głos pani profesor.

Jak zawsze po rozbrzmieniu dzwonka, wszyscy wybiegli z sali. A ja wraz z nimi. Zawsze czas przerwy spędzałam z moją paczką ale teraz jak się od mnie odwrócili to muszę teraz jakoś inaczej zagospodarować ten czas. Marcel. To dobry pomysł. Ruszyłam w poszukiwaniu chłopaka, lecz nigdzie nie mogłam go znaleść.  Gdy nagle zabrzmiał dzwonek na lekcje. Teraz wychowanie fizyczne żeńskiej części klasy.

Przez cały dzień nie mogłam nigdzie znaleść Marcela. A jak już był zasięgu mojego wzroku to odwracał się w inną stronę. Czy on mnie unika? Ta myśli dreczyła mnie cały dzień.  Najpierw moja przyjaciółka i przyjaciele się ode mnie odwrócili a teraz Marcel.  Czy wszystko musi mi się walić? Zawsze ja? Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek chwyciłam swoją torbę i wyszłam z sali a następnie z budynku szkoły. Gdy miałam już całkowicie opuścić budynek szkoły zobaczyłam Marcela idacego w kierunku wyjścia. Gdy mnie zobaczył od razu chciał zmienić kierunek w którym miał iść. Od razu podeszłam w jego stronę.
- Hej! Marcel zaczekaj! - Powiedziałam.
- Przepraszam Cię (t.i.) ale nie możemy się dalej spotykać.  - Powiedział. Widziałam, że te słowa sprawiały mu trudność.
- Co dlaczego?  - Spytałam. Po chwili poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Tak będzie lepiej dla Ciebie. - Powiedział i w jego pięknych zielonych oczach zebrały się łzy.
- Dlaczego tak uważasz? - Spytałam. Zależy mi na nim. Zależy mi na tym byś my się spotykaliśmy.  Bo........bo go kocham. Tak kocham tego mojego kochanego kujonka.
- Bo przeze mnie twoi przyjaciele nie chcą z tobą rozmawiać. To wszystko prze mnie. - Powiedział łamiącym głosem, po czym zobaczyłam jak po jego policzku spływają gorzkie łzy.
- Oni mnie nie obchodzą.  Dla mnie liczysz się tylko ty. - Powiedziałam i dałam upust emocją. Po mojej twarzy poleciały łzy.
- Kocham Cię (t.i.) i chcę dla Ciebie jak najlepiej.
- To pozwól kochać i być kochanym. - Powiedziałam i zlączyłam nasze usta w jedność.

Bo to nie szata zdobi człowieka,  lecz to co ma w środku.

Mam nadzieję, że się wam podoba. I wyrazicie to w innym komentarzu niż "Next" bo to mnie po niekąt rani. Nie wiem czemu ale dziwnie się czuję jak czytam komentarz taki "Next" bo czuję się wtedy jak....nawet nie wiem jak to opisać ale smutno mi, że nie piszecie dłuższych komentarzy. Wiem nie jestem idealna ale staram się jak mogę.  Zaniedbałam zakładkę z waszymi pomysłami, ale ją reaktywuje. Napiszę wszystkie imaginy z waszymi pomysłami.  Obiecuję. Dla was wszystko ♥♥♥

sobota, 17 sierpnia 2013

Marcel cz. II

Ostatni dzwonek i weekend. No może dla mnie nie do końca. Zostało jeszcze tylko pięć godzin kozy. Prawie wszyscy uczniowie wyszli z sali, w której zostałam tylko ja i Marcel, wraz z szanownym Panem profesorem.
- No to kochani ja was tu zostawiam i przyjdę za kilka godzin. Mam nadzieje, że nic nie zmalujecie. - Powiedział i podszedł w stronę drzwi. Gdy już miał wychodzić, przystanął jeszcze na chwilę. Potrząsł głową tak jak by w geście zaprzeczenia i odwrócił się w naszą stronę.
- Pamiętajcie, że jesteście nadal na terenie szkoły więc proszę nie zróbcie niczego głupiego. - Powiedział i wyszedł z sali zamykając ją na klucz, zostawiając mnie samą z Marcelem.
- Niczego głupiego? O co mu chodziło? - Spytał zdziwiony, na co ja popatrzyłam się na niego dwuznacznie.
- No wiesz, chodziło mu o to.... - Powiedziałam tak by zrozumiał. Na moje słowa jego policzki od razu przybrały kolor bladego różu. Siadłam na swoim krześle i wyciągnęłam z torby kanapki. Odpakowałam jedną i odgryzłam kawałek. Popatrzyłam się ukradkiem na Marcela co on robi a on poszedł w moje ślady i tak samo siadł w ławce wyciągając swoje śniadanie. W całej sali zapadła cisza. Szczerzr to bardzo mi ona przeszkadzała. Muszę ją jakoś przerwać.
- Czemu nie siądziesz sobie obok mnie? - Spytałam. Ten odwrócił się w mmoją stronę. 
- A nie będzie Ci to przeszkadzało? - Spytał, niepewnie.
- Jak by mi to przeszkadzało to bym się nie pytała, nie? - Ten tylko wstał, biorąc swoje rzeczy i przesiadł się jedną ławkę przede mnie. Połorzył swoje rzeczy na mojej ławce i sam się dosiadł do mojej. I znów zapadła ta krępująca cisza. Którą teraz o dziwo przerwał Marcel.
- Z czym masz? - Spytał.
- Co? - Zapytałam zdziwiona jego pytaniem.
- Kanapkę. Z czym masz kanapkę? - Spytał po raz kolejny a ja popatrzyłam się na jedzenie które trzymałam teraz w ręcę.
- Z szynką i ogórkiem. A ty? - Spytałam.
- Z serem i sałatą. - Odpowiedział gryząc swoją kanapkę, która wyglądała bardzo apetycznie.
- A może...no...wiesz....chciałbyś się zamienić. Ja dam Ci drugą połowę mojej a ty dasz mi swojej? - Za proponowałam z nadzieją, że się zgodzi, bo inaczej wyjdę na idiotkę.
- No pewnie. - Odpowiedział z uśmiechem, który odwzajemniłam. Podałam mu połowę kanapki a w zamian on oddał i swoją. Szybko dokończyłam tą co jadłam by jak najszybciej móc spróbować tej Marcela. W ten przypomniałam sobie, że przecież Styles miał mi wytłumaczyć co mu strzeliło do głowy, że to zrobił.
- To powiesz mi co się stało, że zrobiłeś to w toalecie? - Spytałam a jemu od razu mina zrzedła. Odłożył kanapkę na sreberko na stoliku.
- No wiesz.... - Zaczął niepewnie.
- Co wiem? Kurczę Marcel mów szybko i będziesz miał to z głowy. - Powiedziałam już troszkę poddenerwowana. Ciekawość zżerała mnie od środka. 
- Bo Ty mi się od dawna podobasz i chciałem spędzić z tobą troszkę czasu i więc wymyśliłem to byśmy razem trafiliśmy do kozy bo przecież Ty nigdy byś się ze mną nie umówiła. - Powiedział i od razu spuścił głowę na dół i oblał się rumieńcem. Za raz, za raz! Podobam się Marcelowi? Jakie to słodkie. Nie przecież cały czas to ten sam kujon, który załatwił mi siedzenie w kozie! Ach! (t.i.) ogarnij się!
- Czemu myślisz, że bym się z tobą nie umówiła? - Spytałam cicho.
- Bo ty jesteś taka piękna, mądra i popularna a ja.... nikt mnie nie lubi i wszyscy uważają mnie za kujona. - Wyżalił mi się, jak małe dziecko mamie którego nikt nie lubi w przedszkolu.
- I tu się mylisz. - Powiedziałam dumnie. - Bardzo chętnie się z Tobą umuwię a tak na marginesie to nie jestem taka znowu popularna. - Powiedziałam z uśmiechem.
- Serio? A twoi przyjaciele nie będą mieli nic przeciwko? - Spytał z nadzieją.
- Będą musieli się z tym pogodzić. - Odpowiedziałam z uśmiechem i wtedy dotatło do mnie w co ja się właściwie wpakowałam. Boże co mi szczeliło do głowy, że umówiłam się z nawiększym kujonem w naszej szkole. Nie wypada się teraz wycofywać, no cóż miejmy nadzieje, że będzie fajnie.
- Naprawdę, dziękuję (t.i.), że się zgodziłaś to dla mnie wiele znaczy. - Powiedział i mocno mnie przytulił. - To może jutro o szesnastej? - Zaproponował. 
- Pewnie. - Odpowiedziałam i wyciągnęłam z swojej torby karteczkę na której napisałam swój adres.
- Jeszcze raz dziękuję, obiecuję, że nie będziesz żałować. - Powiedział z uśmiechem.


- Wychodzisz gdzieś? - Spytała mnie mama, gdy zauważyła, że zchodzę ubrana w sukienkę po schodach.
- Umuwiłam się. - Odpowiedziałam.
- A dla kogo to się tak stroisz? - Spytała.
- Dla nikogo. - Odparłam gdy zaczęłam wyciągać z wielkiej szafy baleriny. Czemu od razu stroi? Jestem ubrana w zwykłą turkusową sukienkę z przepasanym wzdłóż mojej tali brązowym paskiem. Włosy pozostawione rozpuszczone, bez żadnych dodadków i od razu stroisz? Nagle po całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. - To do mnie. - Rzuciłam szybko i zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Ukradkiem spojżałam na zegarek, który w tym momencie wskazywał równą szesnastą. Punkułalny. - Pomyślałam. Otorzyłam drzwi i dostałam szoku. 
- Marcel? - Zapytałam zdziwiona. On tylko zachichotał i pokiwał twierdząco głową. Przedemną już nie stoi ten okularnik Marcel tylko całkowicie odmieniony człowiek. Włosy zamiast idealnie ulizanych do tyły luźno postawione do głóry z czego wynikło pojawienie się prześlicznych loków. Stylizacja której nie powstydził się dziadek zajęły czarne rurki i zwykła koszula, której ostatnie dwa guziki byłu odpięte. Na stopach zaś pojawiły się białe All Star i coś co całkowicie zmieniło wygląd tego człowieka znikły te grube szkła, odsłaniając te jego cudowne zielone oczy.
- Podoba się? - Spytał.
- Pewnie, że się podoba. - Powiedziałam. - To co idziemy? - Spytałam na co ten pokiwał twierdząco głową. Szliśmy powoli delektóją się tą przepiękną pogodą, rozmawiając na przerużne tematy całkowicie nie związane z nałką. Kto by pomyślał, że ren kujon Marcel z ostatniej ławki, może hyć taki zabawny? Podowoli doszliśmy do małego lasku. Popatrzyłam się na niego zdziwiona, co zignorował i prowadził mnie dalej. Gdy doszliśmy do małrgo mostu, gdzie z oddali można było zobaczyć ustawiony koc z piknikiem.
- Wiesz, że nie musiałeś? - Zapytałam gdy siedliśmy na kocu.
- Wiem ale chciałem. - Odpowiedział. Rozmowa toczyła się dalej, bez żadnych przeszkudód. Marcel to wspaniały człowiek. Taki miły, spokojny, słodki, romantyczny, troskliwy, czóły i pełen poczócia chumoru. Jak by nie patrzeć chłopak ideał nie? Nim się spostrzegłam siedziałam wtólona w tors Styles'a. Nagle zastała cisza.
- Mogę Cię o coś zapytać? - Spytałam.
- No jasne pytaj. - Powiedział ochoczo.
- Czemu zmieniłeś swój wizerunek? 
- Większość ludzi, a właściwie wszyscy nie lubią mnie po tym jak na mnie spojżą. No cóż w sweterku i tych szkłach. Więc chciałem się zmienić byś dała mi szanse a nie od razu na początku randki stwierdziła, że to jest nasze ostatnie takie spotkanie. Nie chciałam byś była do mnie uprzedzona. - Powiedział.
- Nie jestem do Ciebie uprzedzona. - Powiedziałam. - Gdy bym była to bym się z tobą w ogóle nie umówiła. - Powiedziałam.
- Teraz ja mogę się o coś zapytać? 
- Pewnie. - Odpowiwdziałam.
- Czemu właściwie się ze mną umówiłaś? - Spytał.
- A co żałujesz? - Spytałam i się zaśmiałam.
- Nie! - Odpowiedział szybko.
- Bo to co powiedziałeś było miłe i ty ogólnie jesteś straszliwie miły. - Powiedziałam a ten się zarumienił.

- Wiesz co może już chodźmy bo robi się późno. - Powiedział Marcel i pomógł wstać i objął mnie ramieniem. I tak odprowadził mnie do domu. Gdy staliśmy już pod drzwiami prowadzącymi do mojego domu dopatrzyłam się w jego piękne tęczówki.
- Dziękuję Ci bardzo za ten wieczór.  - Powiedziałam.
- Nie ma za co. To była sama przyjemność.  - Powiedział i zaczął zbliżać do mnie. Nasze twarze dzieliły już tylko kilka milimetrów.  Gdy w końcu nasze usta złączły. Na początku pocałunek był spokojny i niepewny aż przerodził się w pełen namiętności. Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy stanęliśmy przed sobą w kompletnej ciszy. Nie było mi niezręcznie a w ręcz przeciwnie. Czułam się pewnie.
- To do poniedziałku.  - Powiedziałam i pracowałam go w policzek i zniknęłam w drzwiach. Czas spędzony z nim był nieziemski.  Już nie mogę się doczekać następnego. 



Przepraszam was za to, że pojawia się tak późno ale nie miałam zbytnio jak. I przepraszam za błędy,  których nie miałam jak poprawić za co przepraszam. Kolejna część pojawi się za +20 kom.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Marcel cz. I


- No a widziałaś jej nową bluzkę? – Spytała mnie przyjaciółka i mój wzrok od razu powędrował na Lola’e. Największa dziunia w tej szkole. 

- No nawet ładna. – Powiedziałam, gdy  nagle po Sali rozległ się głos, wymawiające moje imię. Podniosłam głowę i zaczęłam się rozglądać po Sali, gdy zauważyłam, że wszystkie pary oczy są skierowane na mnie.

- Więc jak? – Skierował się do mnie Profesor.

- Ale z czym? – Zapytałam niepewnie.

- Znów (t.i.) nie uważasz? – Spytał podejrzliwie, no to prawda, że nie uważam ale nie mogę przecież mu tego powiedzieć.

- Nie no skąd, proszę Pana. – Starałam się zamydlić mu oczy.

- Tak, to proszę do tablicy i rozwiązać to zadanie. – Wskazał na szereg liczb na tablicy. – Jeśli dobrze je rozwiążesz to przyznam Ci rację i wpiszę dobrą ocenę, do dziennika a jeśli nie to idziesz w piątek do kozy na cały dzień. – Powiedział podle.

- Na cały dzień… - Powtórzyłam za nim przełykając ślinę.

 - Tak na cały dzień, więc proszę oto kreda. – Powiedział wyciągając w moją stronę rękę z białą kredą. Wstałam z mojego jakże wygodnego miejsca i zaczęłam się kierować w stronę tablicy, wcześniej zabierając z dłoni  Pana profesora kredę.  Odczytałam zapis i zaczęłam coś kreślić. Wczoraj przeczytałam ten temat i coś tam zapamiętałam więc całkowicie nie byłam taka zielona. Coś tam dodałam, odjęłam, pomnożyłam i coś mi wyszło, oby dobrze. Odwróciłam się w stronę profesora.

- Skończyłam. – Powiedziałam. A ten podszedł do tablicy i zaczął analizować mój zapis, po czym trochę zdziwiony wrócił się do mnie.

- Dobrze. – Powiedział a ja z uśmiechem wróciłam na swoje miejsce. Cała klasa patrzyła się na mnie z dziwieniem, a ja z dumą dodałam.

- To co z moją oceną? – Przypomniałam.

- Tak, tak już wpisuję. Bardzo dobry. – Powiedział i już zamachnął się by wpisać przy moim nazwisku cyfrę, gdy po całej Sali uniósł się głos.

- Ale tu jest pomyłka. – Usłyszałam głos największego kujona w całej szkole.

- Tak? – Spytał z zdziwieniem Profesor.

-  No bo tam powinno się pomnożyć i później dodać a ty jest dodane a później pomnożone. – Powiedział Marcel.

- Ale to taki szczegół. – Powiedziałam z uśmiechem z nadzieją, że odpuści.

- No ale jednak jest źle. – Powiedział.

- No to jaki powinien być wynik? – Wróciłam się do Marcela.

- Sześć tysięcy pięćset siedemdziesiąt dwa dziesięciotysięcznych. – Powiedział, po czym spuścił głowę w dół.

- Pomyliło mi się o dwanaście. – Powiedziałam z nadzieją.

- No może zróbmy tak, że o tym zapomnimy i ani Pan nie wpisze mi oceny a ja nie będę musiała iść do kozy? – Zapytałam z nadzieją.

- Do zobaczenia jutro (t.n.). – Powiedział a w całej szkole zabrzmiał dzwonek, wszyscy, zaczęli się pakować i wychodzić z Sali, gdy nagle Marcel wybiegł z Sali. Pewnie stchórzył. – Pomyślałam i powoli zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Wyszłam z Sali i zobaczyłam, że przy męskiej toalecie. Podeszłam do zbiegowiska i zaczęłam obcerować co się dzieje.

- Proszę się przesunąć! – Krzyczał Profesor od historii. – Marcel co ty robisz?! -  Powiedział z dziwieniem. – Proszę się rozejść i nie robić zbiegowiska! – Krzyknął na uczniów i wszyscy od razu się rozeszli, lecz ja nadal zostałam i przysłuchiwałam się temu wszystkiemu. – Co Ci szczeliło  do głowy?! – Zapytał ale nie dostał odpowiedzi. – Nie chcesz mówić to nie ale kara i tak Cię nie minię. Zostajesz dzisiaj po lekcjach i to wszystko czyścisz a jutro cały dzień w kozie. – Powiedział i wyszedł z łazienki. Zostawiając go samego. Po chwili wyszedł i gdy mnie zobaczył od razu poprawił swoją koszulę i puścił mi oczko. Zignorowałam go i zobaczyłam do środka co takiego zrobił zacny Pan Marcel Styles. I to co zobaczyłam zszokowało mnie. Czarnym markerem na lustrze był napisane różne niecenzuralne napisy jak i rysunki. Tylko po co on to zrobił? Muszę się dowiedzieć o co chodziło.

 

- No to co jutro impreza? – Zapytał Mark. Nasza paczka zawsze w piątki gdzieś idzie. A to do kina, a to na imprezę czy inne formy rozrywki.

- Ja odpadam. – Powiedziałam z smutkiem.

- Co czemu? – Spytał z dziwieniem, a ja popatrzyłam się na niego dwuznaczną miną. – A no tak zapomniałem. – Przyznał.

- A nie możesz posiedzieć godzinkę a potem się zerwać? – Spytał Paul.

- Uwierz mi, że bym chciałam ale ostatnio skończyło się to tygodniową kozą a wolę iść raz i odbębnić to i mieć już z głowy. – Wyznałam. –Dobra wiecie co ja już idę do domu, głowa mnie trochę boli. – Skłamałam.

- Dobra to idź i się połóż. – Powiedziała (i.t.p.), przytuliła mnie na pożegnanie.
- Do jutra. – Powiedziałam i zaczęłam się kierować w stronę mojego domu. Droga nie zajęła mi długo. Weszłam do środka i od razu ściągnęłam buty i pobiegłam do swojego pokoju.  Rzuciłam się na łóżko, chwytając w ręce laptopa, odpaliłam go i od razu weszłam na czat. Wpisałam Marcel Styles i gdy go znalazłam od razu wysłałam mu zaproszenie do znajomych. Odłożyłam laptopa na łóżko i udałam się do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki naleśniki. Podsmażyłam je i  od razu po posmarowaniu farszem zjadłam. Pozmywałam po sobie i z powrotem udałam się do mojego pokoju. Pojrzałam na monitor laptopa. Jedno powiadomienie z czatu. „Marcel Styles odpowiedział na twoje zaproszenie. Jesteście teraz znajomymi.” Szybko na niego weszłam i napisałam do niego.

 Do:    Hej ;)

Od: Cześć, co się stało, że do mnie napisałaś?

Do: Co się stało, że zrobiłeś to w łazience?

Od: Ja zapytałem się pierwszy ;P

Do: Chciałam znać odpowiedź na to pytanie. Więc jak?

Od: Dowiesz się jutro……

I się wyłączył.  Co mu odbija? Najpierw to na lekcji, potem ta akcja w toalecie a teraz to? Kiedyś była plotka, że się we mnie kochał, ale ja nic z tym nie zrobiłam. Może teraz się na mnie mści? Nie to do niego nie podobne. Zawsze taki ułożony. Włosy idealnie uczesane do tyłu. Garniturowe spodnie wysoko podciągnięte. Nieskazitelna koszula, zapięta na wszystkie guziki a na to sweter. A na nosie grube okulary zaklejone na środku taśmą klejącą. I on miał się mścić. No cóż nie dowiem się tego teraz. Muszę wytrzymać do jutra.
 
No to tak jak chcieliście jest
pierwsza część imagina o Marcelu.
Będzie jeszcze jedna może jeszcze dwie.
No następna pojawi się za +15 komentarzy.

Zayn Hot ;)

Obudziłam się, gdy słońce zaświeciło mi w oczy przez szparę między zasłonami, spojrzałam na zegarek była dopiero 6:21. Odwróciłam się na drugi bok i przytuliłam do pleców Harrego, niestety nie mogłam już zasnąć, bo przeszkadzało mi jego pochrapywanie. Wstałam więc założyłam na siebie pierwszą napotkana przez siebie rzecz, była to biała koszula Harrego, wyciągnęłam szkicownik z pod łóżka, gdyż poczułam nagły przypływ inwencji twórczej. Wyszłam z pokoju, w kuchni zrobiłam sobie kawę a następnie usadowiłam się na wygodnym leżaku na tarasie. Był wspaniały sierpniowy poranek, słońce wschodzące nad pagórkami pokrytymi mięciutką trawą i polnymi kwiatami nie opodal Drzewa i staw z czystą idealnie niebieską wodą. Śpiewające ptaki i szum ruchu ulicznego gdzieś w oddali, zakup tego domu to był świetny pomysł, może i było trochę daleko do centrum Londynu i w ogóle jakiejś cywilizacji ale po tak długim czasie życia w stresie miło jest tak wypocząć. Wyciągnęłam szkicownik, węgiel, paczkę ulubionych miętowych papierosów  i zaczęłam rysować ten cudny krajobraz z fajką w ustach i okularami na czubku nosa.
- Młoda, co ty odpierdalasz? Nie możesz palić. – rzucił Zayn wyciągając mi papierosa z dłoni. Nawet nie zauważyłam kiedy do mnie podszedł, tak cicho się skradał, Ninja jakiś normalnie.
- Od kiedy to ja jestem dla ciebie młoda, co staruchu? A poza tym nie jestem twoją własnością i mogę robić co zechcę. - odparłam, wyzywająco przygryzając wargę. Uśmiechnął się.
- Nie kokietuj, starszy jestem co najmniej o 2 lata. Jak się nie mylę. - spojrzał na mnie dziwnie. - Ile ty właściwie masz?
- A na ile wyglądam? – zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów zatrzymując się dłużej na biuście, typowy facet, i uśmiechną zawadiacko.
- Na pewno nie na tyle by palić –rzucił i zajął leżak obok - co szkicujesz ?
- Nic konkretnego, taki tam krajobraz – powiedziałam wyciągając kolejna fajkę z paczki, Zayn spojrzał na mnie ze złością.
- No co przecież dobrze wiesz że jestem pełnoletnia, wczoraj nie robiłeś mi wyrzutów gdy piłam razem z tobą i resztą.
- Wczoraj, było wczoraj, a dzisiaj, jest dzisiaj. I dzisiaj, jesteś za młoda, żeby psuć sobie zdrowie – powiedział, zabrał mi kolejną fajkę i wrzucił ją do oczka wodnego, a następnie próbował odebrać mi resztę paczki. Zaczęliśmy się szarpać, wygłupiać i łaskotać. Najpierw w ślady tamtej fajki poleciała moja ulubiona zapalniczka, którą dostałam na ostatnie urodziny, o ironio właśnie od niego. Była wyjątkowa, złota z moimi inicjałami wyłożonymi drobnymi fioletowymi diamencikami, na szczęście zatrzymała się na kamieniu o włos od oczka wodnego.
-No weź przestań – wysapałam.
- Nie dopóki się tego nie pozbędę- po raz kolejny wyciągną rękę w stronę mojej paczki fajek, i po raz kolejny nie udało mu się jej odebrać.
-No to nie licz że pójdzie ci tak łatwo - odparłam odpychając go kolanem. Próbowałam uciec ale był szybszy, złapał mnie za koszulę przyciągną do siebie, i już po chwili leżałam pod nim na leżaku. Dyszałam ciężko, wpatrując się w te śliczne orzechowe oczy, znajdujące się teraz tylko kilka centymetrów od moich. Kompletnie nie wiedziałam co robić, nie mogłam się ruszyć bo jego umięśnione ciało przyciskało mnie do leżaka zbyt szczelnie. Musiał ostatnio nieźle przypakować, w końcu postanowiłam się poddać, wypuściłam z dłoni zmiętą do granic możliwości paczkę papierosów.
-Wygrałeś – Szepnęłam. Spojrzał na moje usta wpatrywał się w nie kilka sekund, jakby się  nad czymś zastanawiał. Od czasu naszego poznania były między nami jakieś iskierki chemii, ale nigdy nie było ich na tyle dużo, abyśmy zostali parą, jednak teraz te nagromadzone iskierki wybuchły z mocą bomby atomowej. Zayn przywarł swoimi rozpalonymi wargami do moich. Wiedziałam że nie powinnam tego robić, bo przecież obydwoje kogoś mieliśmy, ale odwzajemniłam jego pocałunek. Całowaliśmy się coraz namiętniej, nasze języki tańczyły walcząc o dominacje. Nagle poczułam jak jego dłoń wędruje pod moją koszulą w górę pleców do zapięcia od stanika, mimowolnie wygięłam się w łuk umożliwiając mu lepszy dostęp do zapięcia. Już po chwili, mój stanik poszedł w ślady zapalniczki, jednak cały czas pozostawałam w białej koszuli Harrego. Pocałunki Zayna z ust zeszły na szyję i dekolt, wywołując tym samy przyjemne ciarki, wodziłam dłońmi po jego umięśnionych plecach. W końcu stwierdziłam że skoro on mógł pozbawić mnie stanika, ja mogę pozbawić go jego podkoszulka, nie zaprotestował. Gdy jego podkoszulek wyładował gdzieś poza polem mojego widzenia, mogłam wreszcie przyjrzeć się jego umięśnionej klacie. Wyglądała po prostu cudnie, przesunęłam po niej dłońmi, gładząc każdy mięsień z osobna, i przygryzając kokieteryjnie wargę, a on tylko zamruczał i znów zatopił swoje usta w moich, co sprawiało mi cholerną przyjemność, choć nie powinno.
Pewnie posunęlibyśmy się o wiele dalej, gdyby nie jakiś hałas dochodzący ze środka. Momentalnie Zayn odskoczył ode mnie, a ja w pośpiechu zapinałam guziki koszuli, skończyłam dokładnie w momencie, gdy drzwi na taras się otworzyły i pojawił się w nich Harry. Modliłam się żeby nie zobaczył nic, z sytuacji która miała miejsce przed chwilą.
- Wcześnie wstałaś – wymruczał tym seksownym porannym głosem, przeciągając się jak kociak i ziewając.
A mnie kamień spadł z serca, choć gdy patrzyłam na niego i Zayna, czułam się jak szmata. Podszedł do mnie i pocałował w usta, kątem oka zauważyłam minę Zayna, był jednocześnie zły i zasmucony. Zdążył ukryć mój stanik i zabrać swój podkoszulek.
- Nie mogłam spać i chciałam trochę po szkicować, bo akurat dzisiaj miałam przypływ weny – odwzajemniłam uśmiech, choć jego był prawdziwy a mój sztuczny, bo czułam się okropnie.
Zauważyłam, że Zayn opuszcza taras, zostawiając nas samych. W odbiciu w szybie dostrzegłam, że wciąż jest smutny, ale już nie zły teraz jego twarz wypełniał tylko smutek. Co rozwalało mnie jeszcze bardziej, jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Będę z nim musiała pogadać i wyjaśnić parę spraw, ale narazie muszę udawać że nic się nie stało.
-Pokaż co tam znowu naszkicowałaś- powiedział Harry, sprowadzając mnie tym samym na ziemię. Widocznie nie zauważył mojej chwilowej nie obecności duchowej, lub nie chciał jej zauważyć, jaki i nie zwrócił uwagi na obecność Zayna. Może był jeszcze zbyt zaspany? A może chodzi o coś więcej? Teraz to nie ważne, stwierdziłam wyciągając w jego kierunku szkicownik opowiadając o rysunku.
***
Hej wam, trochę mnie nie było, ale pewnie nikt nie zwrócił uwagi.
Nie mam bardzo weny do pisania bo mi się sąsiadka wyprowadziła i mam doła :(
Zaczęłam pisać dwa opowiadania i żadnego nie mogę skończyć, do tego mam jeszcze kilka zaczętych imaginów z którymi nie wiem co zrobić :( Załamka totalna:(
Nie wiem nawet czy to co tu teraz wstawiłam jest warte czytania:(
Teraz postaram się skończyć wszystko co zaczęłam więc pewnie znowu trochę mnie nie będzie ale postaram się zmobilizować. Dla was :)
Kocham was wszystkich :*
~Wampris~