niedziela, 14 lipca 2013

Louis

Włączcie sobie tą piosenkę

Oczami Louisa:

Widziałem to już tyle razy, a teraz sam brałem w tym udział. Ten pierwszy raz po imprezie u znajomego Zayna, zobaczyłem dziewczynę która urzekła mnie swoja urodą i tym jak zachowywała się w towarzystwie. Spojrzała na mnie raz i drugi. Nie ukrywałem że się jej przyglądam, nikt mi tego nie bronił i nikt na to zwraca większej uwagi. Przynajmniej ja tego nie zauważyłem. Zauważyłem że wychodzi na taras, sama. Pomyślałem że jest szansa, ruszyłem za nią omijając innych i nie patrząc nikomu w oczy. Przed oczami widziałem tylko ją.  Wyszedłem przez otwarte drzwi, stała oparta o barierkę i paliła papierosa. Tak często zaciągałem się nim sam że weszło mi w nawyk wdychanie go, tak samo ja oddychanie był to odruch warunkowy. Patrzyła na mnie świdrując mnie wzrokiem. Jej włosy opadały na ramiona.
- Po co przyszedłeś? – spytała, kończąc papierosa i peta na ziemie, następnie zgniatając go nogą. Zaskoczyła mnie tym pytaniem i nie powiem trochę uraziła.
- Chciałem zapytać jak mas na imię – odpowiedziałem odważnie, krzyżując ręce na piersi.
- A czy to ważne?
- Myślę że jeśli chcę cię poznać, to powinienem znać twoje imię.
- Czyli chcesz mnie poznać, dlatego się mi przyglądałeś.
- Ty tez na mnie patrzyłaś.
- Chcesz zatańczyć? – spytała nagle. Zanim zdążyłem odpowiedzieć weszła do środka, oglądając się na mnie. Poszedłem za nią. Zaczęła tańczyć sama poruszając się z gracją w rytm muzyki. Podszedłem i tańczyłem z nią. Tańczyłem chodź nie wiem jak długo to trwało. Nasze uchy były odważne chodź nie dotykaliśmy się, między nami było gorąco. W pewnym momencie odwróciła się w moją stronę opierając swe ręce o moją klatkę piersiową.
- Chcesz mnie poznać? – spytała. Pokiwałem głową na znak zgody. – To chodź ze mną jeśli się nie boisz – dodała. Szła w kierunku drzwi nie oglądając się za siebie. Poszedłem za nią, chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Wyszła na zewnątrz a ja za nią. Szliśmy w ciszy, nie obejrzała się za siebie ani razu ale wiedziała że za nią idę. Zastanawiałem się gdzie mnie prowadzi. Po jakimś pół godzinnym spacerze dotarliśmy do pustej nie zamieszkanej ulicy. Z oddali słychać było odgłosy odpalanych silników jakichś niezwykłych maszyn. Zorientowałem się że właśnie tam idziemy. Było tam wielu ludzi. Najwidoczniej były to jakieś wyścigi, nielegalne wyścigi. Piękne motory i zabójcze maszyny. Zabójcze lecz wspaniałe, lśniły w blasku księżyca. Dziewczyna za którą przyszedłem, wsiadła na jedną z nich, która należała do wysokiego chłopaka z jasnymi włosami związanymi z tyłu w kitkę.  Spojrzał na nią i uśmiechną się porozumiewawczo. Oddal jej motor i odszedł na bok obserwując przebieg akcji. Wszystko toczyło się szybko. Wyścig rozpoczął się na jakiś określony znak którego nie zauważyłem. Postacie na motorach w tym tajemnicza dziewczyna ruszyły z niesamowitą prędkością zostawiając za sobą jedyni kurz i dym. Ludzie krzyczeli i wiwatowali. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Dookoła czuć było wielkie podniecenie tym co się działo. Po skończonym wyścigu, zwycięska dziewczyna podeszła do mnie i powiedziała:
- Chciałeś mnie poznać? Jestem [t.i] a to co zobaczyłeś to tylko kawałek mojego stylu życia, więc albo daj się jemu ponieść albo stąd idź.
- Więc pokaż mi resztę twojego życia. – odpowiedziałem. Od tej chwili robiłem z nią to o czym kiedykolwiek nigdy nie śniłem. Umiałem już wcześniej jeździć na motorze, zanim ją poznałem ale to czego ona mnie nauczyła nie da si opisać w żaden sposób. Z dnia na dzień które z nią spędzałem byliśmy sobie coraz bliżsi. [T.i] mnie fascynowała, była szalona ale w pozytywny sposób, widziałem w niej cud świata, była niesamowita. Jeździłem z nią na wyścigi w których z czasem i ja zacząłem brać udział. O niej rozmawiałem z Harrym, który uważał że nie powinienem się z nią spotykać. Że ona przyniesie mi kłopoty lub wpadnę razem z nią w jakieś bagno. Nie obchodziło mnie to co on mówił. Według mnie niemiał racji. Próbował mnie od niej odciągnąć ale nie dałem sobie tego zrobić, [t.i] była dla mnie jak narkotyk, od którego człowiek się uzależnia.  [T.i] była jak heroina, człowiek uzależnia się od pierwszego zażycia, a potem potrzebuje jej coraz więcej, musiałem widzieć się z nią codziennie. Zakochałem się w niej. Dzisiaj była wyjątkowa noc. Nie mówiąc nic [t.i] ani nikomu innemu, postanowiłem wziąć udział w wyścigu który mógłby odmienić moje życie. I odmienił je na zawsze.

Włączcie sobie teraz tą nute
Oczami [t.i]:

Siedziałam w mieszkaniu, za oknem padał deszcz. Lou spóźniał się co mnie jak zwykle denerwowało. Moich uszu dobiegł dźwięk sms’a. Wzięłam telefon z blatu stołu i spojrzałam na ekran: „Gdzie jesteś? Lou daje popis! Bierze udział w  wyścigu Martineza - Tessa”. Że co? On kurwa nie ma o tym zielonego pojęcia. Wzięłam kluczyki do motoru z górnej półki nad zlewem i wybiegłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Muszę go powstrzymać, on nie powinien w tym brać udziału, oni przecież mogą go zabić, w końcu Martinezowi o to poniekąd chodziło, chciał się pozbyć Lou kiedy ten odmówił mu współpracy. Ostrzegł mnie żebym nie wchodziła mu w drogę a może wszystko będzie dobrze. Jadą swoim ścigaczem rozpamiętywałam moją ostatnią rozmowę z Lou, nie podejrzewałam że mógłby wpaść na tak głupi pomysł. Przede mną był ostry zakręt, mokra nawierzchnia mogła spowodować że trafiłabym do rowu  zwolniłam więc nieco. Zakręcając zauważyłam przede mną jadący tir. Przybliżyłam się bardziej lewej krawędzi pasa, tak aby uniknąć zderzenia. Mimo iż ja dobrze wylądowałam poruszając się po śliskiej od deszczu drogi, tirem wstrząsnęło nagle, zarzucając cały tył tak że prze de mną zobaczyłam nagle przyczepę, kierującą się w moja stronę. Zakręciłam ostro aby uniknąć zdarzenia, jednak motor poślizgną się i wypadłam z biegu razem z nim. Był ciężki nie mogłam go podnieść. Usłyszałam huk i zobaczyłam przed sobą walącą się na mnie przyczepę tira. Poczułam ostry ból rozchodzący się po moim ciele z nie  wiarygodną prędkością i smak krwi w ustach. Ostatnimi oznakami mojego życia był zapach benzyny, która pewnie wylewał się nie daleko. Próbowałam się poruszyć ale już nie czułam żadnej kończyny mojego ciała. Nagle buchnęło gorąco a ja już nigdy więcej nic nie poczułam.

Oczami Lou:

Wszystko szło zgodnie z planem. [T.i] o niczym nie wiedziała i dobrze, nie powinno jej tu być. Spojrzałem na swój motor i ku zdziwieniu zobaczyłem że z baku wycieka mi benzyna. Próbowałem ją zatamować ale nic z tego. Musiała być gdzieś dziura. Usłyszałem za sobą podniesione głosy. Odwróciłem się z brudnymi rękoma.

- Musimy odwołać wyścig, nie daleko był wypadek, zbiera się policja, a nikt z nas nie chce przypału – powiedział główny pomysłodawca. Wycofaliśmy się wszyscy bo nie było innego wyjścia. W sumie to i dobrze nie mógłbym wziąć udziału z uszkodzoną maszyną. Zabrałem go na pakę vana, którym tu wcześniej dotarłem. Usiadłem za kierownicą i ruszyłem ku głównej drodze. Wszyscy też się zbierali i powoli odjeżdżali z naszej jamy, bo tak nazywaliśmy miejsce spotkań. Pomyślałem że pojadę teraz do [t.i]. Będzie wściekać jak zwykle za to że się spóźniłem i nie przyjechałem o umówionej porze, ale szybko jej przejdzie. Spojrzałem na zegarek było dopiero w pół do jedenastej wieczorem.  Jadąc widziałem co się stało, tir rozkraczył się przewalając w poprzek jezdni. Dookoła było pełno policji, straży pożarnej i kilka karetek pogotowia. Wysiadłem z auta aby zobaczyć z bliska co się stało. Wszędzie porozwalane były szczątki jakiegoś pojazdu, czuć było podpalaną benzynę. Spojrzałem na większy kawałek leżący nie daleko mnie i otwarłem szeroko usta. Była to tablica rejestracyjna ścigacza [t.i]. Rozpoznałbym te numery wszędzie, i nabazgrane nie zmywalnym flamastrem jej inicjały. Nie ma takiego drugiego. Numery rejestracyjne nigdy się nie powtarzają. Rozejrzałem się aby zobaczyć jakieś inne znaki, to nie mogła być ona, co ona tu robiła. Wyciągnąłem telefon z ręki, wystukałem jej numer telefon na klawiaturze i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Gdzieś nie daleko rozbrzmiał dźwięk dzwonka jej telefonu. Ratownicy odsunęli przyczepę tira, a moim oczom ukazał się widok jakiego nigdy nie zapomnę. Na mokrej od deszczu drodze wymieszana teraz była krew i spalona benzyna. Znajdowały się tam największe części rozwalonej maszyny. Ratownicy podnieśli motor, spod niego było widać zgniecione ciało [t.i]. Dziewczyna leżała  bez życia, wiedziałem to zanim któryś z pracowników pogotowia potwierdził to na głos bo nikt nie mógłby tego przeżyć. Jej włosy leżały rozwiane, ubrudzone krwią. Pobiegłem szybko w tamtym kierunku, nie zatrzymując się i zwracając uwagi na krzyki i nawoływania ludzi których nie znałem. Zatrzymałem się dopiero przy niej, twarz miała brudną od potu, dotknąłem jej nadgarstka aby sprawdzić puls lecz nie poczułem nic. Z moich oczu popłynęły słone łzy, których nie potrafiłem w żaden sposób powstrzymać. To przecież wszystko moja wina, pomyślałem. Uświadomiłem sobie co ona tu robiła, jechała na wyścig, chciała mnie powstrzymać. i poniekąd jej się to udało. Co ja głupi zrobiłem. Teraz ona nie żyje a ja chciałem... Objąłem jej martwe ciało i spojrzałem na nią po raz ostatni. Wstałem i odszedłem do samochodu. Nie zamierzałem jednak nim jechać. Ściągnąłem z przyczepy motor i wsiadłem na niego. Nie zastanawiając się nad niczym ruszyłem z miejsca wypadku tak szybko jak mogłem. Chciałem stamtąd uciec. Chciałem nie widzieć krwi, ani nie czuć zapachu smutku który ogarną tamto miejsce. Jechałem coraz to szybciej i szybciej. Ujrzałem przede mną dziurę w jezdni, chcąc ją ominąć motor wpadł w poślizg i wyrżnąłem razem z nim.Po moich plecha przeszedł nie wysłowiony ból. Chciałem się podnieść, gdy już resztkami sił zepchnąłem z siebie ciężar maszyny lecz nie wyczułem swoich nóg. Przeraziłem się nie na żarty. Spojrzałem na nie, nie wiedząc o co chodzi.Zobaczyłem, dwie nogi rozwalone, każda w  inną stronę, porzucone jak u szmacianej lalki. Ból w plecach ustąpił ale ja nadal nie mogłem nimi poruszać. Dookoła nie było żywej duszy, zacząłem wrzeszczeć wzywając pomoc i mając nadzieję że ktoś mnie może usłyszy. Po parunastu minutach ktoś jechał drogą, zatrzymał się i wezwał pogotowie.

Dwa miesiące później:

Nie potrafię sobie przebaczyć wydarzeń tamtej nocy. Wszystko co wtedy zrobiłem to moja wina, to że [t.i] nie żyje i to że ja straciłem władzę w nogach. Harry i reszta chłopaków próbowali mnie pocieszać, lecz diagnoza jest jednoznaczna już nigdy nie stanę na na nogi o własnych siłach - możliwościach. Przeszedłem kilka terapii, które nic mi ni pomogły. Wiem że jestem tylko dla wszystkich ciężarem, muszą mi pomagać nie bo umiem sam dać sobie rady w nowej sytuacji. W dodatku [t.i] którą kochałem najbardziej na świecie nie żyje, a ona była sensem mojego życia. Bez niej byłem pusty jak przebity balon. Zrozumiałem że już nie była narkotykiem a powietrzem potrzebnym do życia którego tak nagle mi zabrakło. Co ja sam mogę z tym zrobić? Odpowiedź jest tylko jedna. Wjechałem na tory wózkiem.
- Przepraszam, przepraszam Cię [t.i] za to co ci zrobiłem, ja już nie daję rady, przepraszam. - Wyszeptałem kierując swe słowa ku niebu. Po chwili poczułem silne uderzenie pociągu. Nie widziałem ani nie słyszałem już nic. Moja dusza odeszła z ciała, pozostawiając je zmasakrowane pod ciężarem pociągu.




Siemacie ludzie!
Po pierwsze przepraszam was za to że dodałam dopiero dzisiaj tego imagina.
Miałam to zrobić wczoraj ale internet mi się zjechał,
a potem nie miałam czasu no bo wiecie Sobota.
Nasz smutny tydzień się kończy, ale Wampris doda mimo to jeszcze jeden taki smutas.
Jak macie jakieś pytania to dawajcie na moim asku:
http://ask.fm/kasiula951023.


3 komentarze:

  1. Hahah :) pierwsz :) cudowny imagin... popłakałam się... czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam łzy w oczach, ale trochę nie profesjonalnie napisane. Tona błędów,ale dało się radę czytać.
    Czekam do następnego. : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny "smutas". Popłakałam się...

    OdpowiedzUsuń