piątek, 12 lipca 2013

Niall koniec

Oczami Nialla:
Musze przyznać że wytrzymać dzień bez mojej ukochanej było mi naprawdę trudno, kilka razy chciałem się poddać i zadzwonić do niej, ale jednak udało mi się. Teraz wreszcie minął ten dzień i mogłem do niej wrócić. Musze przyznać że to był całkiem dobry pomysł z tym od stresowaniem się, bo już dawno nie byłem na takiej imprezie na której mógłbym się tak naprawdę wyszaleć. Wraz z Liamem i Daniell weszliśmy do szpitala. Ja byłem w niezwykle dobrym humorze, dzisiaj zamiast kwiatów miałem dla niej uroczego misiaczka, wcześniej też razem z Daniell wybraliśmy śliczną sukienkę i pasujące do tego buty, bo przecież nie zabiorę jej na spacer w szpitalnej piżamie. Skierowałem się korytarzem do wind następnie na 4 piętro, ja poszedłem prosto do pielęgniarek uzgodnić warunki naszego wyjścia, a Li i Dan do jej sali. Już nie mogę się doczekać aż znowu zobaczę ten jej cudny uśmiech, usłyszę jej głos poczuję jej dotyk. Drzwi pokoju pielęgniarek były uchylone, a ze środka dochodziło ciche łkanie zapukałem ostrożnie, po otrzymanym pozwoleniu uchyliłem szerzej drzwi i wszedłem do środka. Na kanapie pod ścianą siedziała zapłakana Aires i jeszcze jedna młoda pielęgniarka którą kojarzę tylko z widzenia, obejmowała ją ramieniem i pocieszała. Nie wiem dlaczego ale nagle ogarnęło mnie przeczucie najgorszego, aż nogi się pode mną ugięły, gdybym nie oparł się o drzwi pewnie już leżałbym na ziemi. Młoda pielęgniarka poinformowała Aires o moim wejściu, ta podniosła zapłakane oczy, po czym wstała podeszła do mnie i przytuliła się mocno. Teraz już byłem pewien najgorszego, odepchnąłem od siebie drobną Aires, ta zatoczyła się do tyłu i upadła powrotem na kanapę.
- NIE TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA !!!- zacząłem wrzeszczeć chodząc w tą i powrotem – TO NIE JEST PRAWDA !!!- wrzeszczałem dalej
Jednym zamachem zwaliłem wszystko z biurka, kopnąłem je parę razy ale to również nie dało poczucia ulgi, czułem jak po moich policzkach płyną łzy a całe ciało wypełnia coraz większy ból, ale nie fizyczny tylko psychiczny, po prostu nie mogłem sobie poradzić z tą informacja, której tak naprawdę jeszcze nie usłyszałem i nie zamierzałem usłyszeć. Nie chciałem dopuścić do siebie informacji że właśnie straciłem osobę na której tak cholernie mi zależało, osobę z którą snułem plany na przyszłość, po prostu nie mogłem dopuścić do siebie informacji że jej już nie ma. Gdy kopanie i walenie w biurko już nie pomagało odwróciłem się i znalazłem nowy obiekt do wyżywania, niestety niezbyt dobrze go wybrałem, bo padło na szklaną szafkę pełną leków. Uderzyłem z całej siły, szkło pękło dotkliwie raniąc mi skórę dłoni,  mimo iż pewnie powinienem właśnie wyć z bólu, nic nie czułem, nic poza wszech ogarniającą rozpaczą i pustką w sercu. To również nie wystarczyło wciąż czułem się wściekły sam na siebie za to, że nie było mnie tu z nią wczoraj, gdy tak bardzo mnie potrzebowała. Znów zamachnąłem się by drugą ręką rozbić drugą ocalałą szybę, ale nagle ktoś mnie powstrzymał, zamknął w stalowym uścisku i przyparł mocno do ściany uniemożliwiając jakie kol wiek ruch, zacząłem znów wrzeszczeć i wyrywać się ale Liam był zbyt silny, nie przeszkadzało mu nawet to że wciąż okładałem jego plecy pięściami. Po prostu stał spokojnie czekał aż mi przejdzie. Gdy wreszcie wyczerpałem wszystkie swoje siły Liam wypuścił mnie z stalowego uścisku swoich ramion i pozwolił osunąć się po ścianie, skuliłem się w kącie chwiejąc się w tył i w przód płakałem jak dziecko, pod nosem wciąż powtarzając, że to nie możliwe. Liam przykucnął przy mnie położył dłonie na moich kolanach sprawiając że musiałem się zatrzymać i spojrzeć mu w oczy, były przekrwione i  mokre od łez.
-Wiem że jest ci ciężko- zaczął spokojnym ojcowskim tonem a ja mu przerwałem.
-Ciężko !! Właśnie zawalił mi się świat a ty mówisz że jest ciężko!!- krzyknąłem
- Na pewno teraz nie widzisz wyjścia z tej sytuacji ale razem damy radę.
- Łatwo ci mówić to nie twoja dziewczyna umarła !
- Stary jestem twoim najlepszym przyjacielem i nie pozwolę ci przechodzić przez to samemu. Zobaczysz damy radę.- kontynuował jakby ostatnie moje zdanie nie padło- a teraz proszę cię abyś wstał bo musimy opatrzyć twoją dłoń, pełno w niej odłamków szkła.
Zrobiłem jak kazał, wstałem nie zgrabnie dopiero teraz odczuwając skutki tych wszystkich kopniaków i uderzeń. Przeprosiłem Aires i Katrin, bo tak ma na imię ta druga pielęgniarka, o dziwo nie były na mnie złe choć szczerze wystraszyła je moja reakcja. Gdy już Aires powyciągała wszystkie odłamki szkła zaszyła mi dłoń i obandażowała ją, zaczęliśmy wspólnie sprzątać gabinet. W pewnym Momocie w moje dłonie wpadła koperta z moim imieniem i nazwiskiem wypisanym dość chwiejnym lecz wciąż rozpoznawalnym pismem mojego skarba.
- Hej co to jest ? – zapytałem podnosząc do góry kopertę
-Był na jej szafce, miałam ci go przekazać wcześniej ale wtedy ty…
-Wiem i jeszcze raz za to przepraszam.
-Powinieneś to przeczytać- powiedziała Dan kładąc mi dłoń na ramieniu – idź my tu sobie poradzimy.
Nie czekając wyszedłem na korytarz usiadłem na jednym z niebieskich plastikowych krzeseł, przyjąłem się jeszcze raz kopercie po czym ostrożnie trzęsącymi się dłońmi otworzyłem ją czując ścisk smutku i żalu w żołądku oraz napływające do oczu łzy. Kilkukrotnie zamrugałem aby je rozgonić po czym zabrałem się do czytania jej ostatnich słów.

,, Brawo kochanie !
Udało ci się wytrzymać beze mnie cały dzień, jestem z ciebie naprawdę dumna. Teraz mam do ciebie jeszcze jedną ostatnią i bardzo ważną prośbę, chcę abyś przez resztę życia, żył tak mnie nie było. Wiem, pomyślisz że to trudne  i na początku pewnie tak będzie, ale z czasem wszystko się ułoży, zobaczysz. Chcę abyś nie rozpaczał po mojej śmierci bo obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że to tylko kwestia dni. Proszę cię abyś ułożył sobie życie na nowo, zakochaj się, ożeń, miej dzieci i wnuki, bądź szczęśliwy.
Twoja (t.i)
P.S. przepraszam że nie zrealizuję swojej obietnicy, ale gdyby nie ona to pewnie byś nigdy nie spróbował.''

Gdy czytałem jej ostatnie słowa łzy, swobodnie spływały z moich policzków na papier. Otarłem je wierzchem dłoni którą pokrywał bandaż. Postanowiłem przestać rozpaczać i spełnić jej ostatnią prośbę, wiedziałem że będzie ciężko ale dla niej wszystko.

Wiele lat później:
Dzisiaj jest kolejna rocznica śmierci (t.i) nie pamiętam która, bo pamięć już nie ta co kiedyś. Jak co roku udałem się na cmentarz z bukietem jej ulubionych herbacianych róż. Ułożyłem je przy tablicy z jej zdjęciem na którym, była uśmiechnięta i tak pełna życia, pamiętam doskonale dzień w którym je zrobiłem. Usiadłem na ławeczce przed nagrobkiem, oparłem dłonie na lasce i znów zacząłem rozmyślać o przeszłości.
Zespół rozleciał się wieki temu, każdy z nas poszedł w swoją stronę, nasz kontakt ze sobą się urwał i nie wiem za bardzo jak potoczyły się ich losy. Zapewne każdy z nich wziął ślub i ma dzieci i wnuki. Ja poszedłem za radą (t.i.) i znów się zakochałem, Emily, bo tak nazywa się moja żona, urodziła trójkę wspaniałych dzieci, dwóch chłopców którzy dzisiaj mają już swoje rodziny i córeczkę którą nazwaliśmy (t.i.), dzisiaj jest wspaniałą piosenkarką i matką. Mimo tych wszystkich tragedii muszę przyznać że moje życie było naprawdę udane, ponieważ każda tragedia nagradzana była jakimś miłym wydarzeniem, no prawie każda spojrzałem jeszcze raz na jej uśmiechnięte zdjęcie. Lubię tu przychodzić rozmawiać z nią, chociaż ona nigdy nie odpowiada.
- Do następnego spotkania- powiedziałem w stronę pomnika i ruszyłem w stronę bramy. Ile bym dał by znów była przy mnie, kocham Emily, ale sentyment za pierwszą miłością zawsze zostaje.
Szedłem spokojnie dobrze znanymi mi uliczkami, od czasu do czasu gawędząc z znajomymi osobami. Dzisiaj jest wyjątkowo piękny dzień, dlatego zamiast iść zwykłą drogą, poszedłem przez park. Usiadłem na jednej z ławeczek, rozkoszując się letnim słońcem. Wszystko było by idealnie gdyby nie ból w klatce piersiowej, który zaczął narastać. Złapałem się za serce i zsunąłem z ławki, od razu podbiegł do mnie jakiś chłopak.
-Panie Horan czy wszystko w porządku?- zapytał zdenerwowany, klękając obok mnie. Przez chwilę nie mogłem nic powiedzieć, oślepiony słońcem, po chwili przesłoniła je uśmiechnięta twarz, rozpoznałem ją od razu.
- Tak teraz już wszystko będzie w porządku.- wyszeptałem ostatkiem sił, i z uśmiechem wyciągnąłem dłoń w stronę (t.i.) która pociągnęła mnie w stronę światła.
***
No i jest zakończenie mam nadzieję że wam się spodoba i spełni wasze oczekiwania.
~Wampris~

12 komentarzy:

  1. Jezu, ryczę jak jakaś wariatka. Uwielbiam romantyczne imaginy, ale te smutne powodują u mnie jakieś silniejsze uczucia. Szkoda, że 1D nie utrzymali ze sobą kontaktu, ale zakończenie naprawdę piękne. Boże, nadal ryczę. Przepiękny imagin. Bardzo wczułam się w sytuację Horana. Matko uwielbiam Twoje imaginy



    Potterowa :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny. Płacze :*

    OdpowiedzUsuń
  3. To było takie piękne... oczywiście szkoda, że zespół nie przetrwał lale nadal to było piękne i wzruszające. wyciskacz łez które ronię jeszcze teraz dawno po przeczytaniu imaginu ;) Piękne zakończenie...

    OdpowiedzUsuń
  4. No i znowu się popłakałam za fajne te twoje imaginy

    OdpowiedzUsuń
  5. Extra imagin ryczalam szkoda ze 1D nie przetrwalo ale i tak cudne zakonczenie . Piszcie tak dalej .

    OdpowiedzUsuń
  6. Ryczałam . <33 Kocham twoje imaginy . ; *

    OdpowiedzUsuń
  7. Poryczałam się :(((( Jak ja nie lubie takich smutych imaginów.,...Ale ten jest boski....Rycze i nie mogę przestać

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie płaczę :( Ale imagin super

    OdpowiedzUsuń
  9. Poraz pierwszy rycze gdy cos czytam ty jestes boska...!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. płacze prawie od początku tego imagina boże masz wielki talent <3

    OdpowiedzUsuń